- Jake? - Mhm? - Zamruczał. - Wiem, że nie mieliśmy o tym rozmawiać, ale tak się zastanawiam. Czy oni są na pewno bezpieczni? Dan, Jessy, Lily i cała reszta.. - Nie martw się o nich. Zapewniam cię, że moi ludzie dopilnują tego, by byli w 100% bezpieczni. - Położył swoja rękę na moją. - Twoi ludzie? - Spojrzałam na pracowników zbierających się. Co znikąd zaczęli zapalać dookoła świeczki. Następnie zgasło światło. Teraz było czuć zapach świec i ogień unoszący się w powietrzu. - Pięknie to wygląda. - Mam pewne znajomości. Idziemy później na spacer? - Okej.Spróbowałam jedzenie jakie mi podano. Po pierwszym kęsach mogę śmiało stwierdzić, że mają znakomitego kucharza. Pyszne sushi. Kocham. - Później wino skosztowałam. - Jeszcze lepsze. - Umieram z przyjemności.. - Jutro musimy wyjechać. Szukają mnie. - Przełknął ślinę. - I ciebie również. Lepiej porozmawiajmy o czymś innym. Podoba ci się te miejsce miejsce? Naprawdę starałem się. - Tak, jest przecudnie. Kocham cię Jake. - Uśmiechnęłam się wpatrując się w niego. - Ja ciebie też. Idziemy już? Czy jeszcze jesz? - Możemy już iść. - Wstaliśmy z krzesła. On oczywiście podszedł do mnie i założył swój płaszcz na mnie. - Noce potrafią być chłodne. - Nie przeziębisz się? - Nie, jestem odporny na wszelkie choroby. Za to ty nie. Szczególnie, gdy masz gołe plecy i ramiona. Widziałem twoje dokumenty. Idziemy. - Do widzenia! - Do widzenia! - Odpowiedziała mi pracownica. A my wyszliśmy. - Idziemy tam do parku? Wydaję się ładnie. - Idziemy! - Pociągnęłam go za rękę w stronę, gdzie mamy się udać. - Dawno mi nie odbijało na głowę ciekawe skąd to się tak nagle pojawiło? Mam ochotę biegać. - Mc! Nie pędź tak! Nie tak nagle szybko! Z kąt tak nagle masz tyle siły? Idziemy na spacer. Nie na wyścigi. - Chyba przesadziłam. - Wyrównałam do jego tempa chodzenia. - Umiesz mówić po Koreańsku? - Nie wiem dlaczego zadał mi takie pytanie, ale odpowiedziałam: - Myślę, że raczej dogadałam by się. Chociaż, mogłam by niektórych rzeczy dobrze nie zrozumieć. - To dobrze, jedziemy do Korei. Jutro wieczorem. - Nie wiem czy mam się cieszyć albo ja zareagować. Kiedyś bardzo chciałam tam pojechać, teraz jakoś nie. - Mc. - Stanął w miejscu, po czym też to zrobiłam. - Tak? - Kocham cię. Naprawdę. Bardzo. - Nie za bardzo wiem o co mu w tej chwili. Rozumiem kocham cię, ale jakoś dziwnie się zachowuje. - Ja ciebie też Jake. - Mc.. - Podszedł do mnie trochę bliżej. Tak że nasze oddechy stały się jednym. - Mogę. - Tak. - Podszedł i mnie pocałował. - Ręce położył na moje plecy. - Nagle przestał. - Boję się Mc. Boję. - Łzy mu zleciały. - Jake.. - Przytulam go. - Nigdy nie wiem co robić, gdy ktoś płacze. Nie wiem jak zareagować. - Przepraszam, że przerwałem, ale no.. - Spojrzałam prostu na jego twarz. Mam całe czerwone oczy. Twarz całą mokra. - Więc, wyciągnęłam z torebki chusteczki i mu je wytarłam. - Będzie dobrze. Musi być, Jake. Może pójdziemy do domu? - Tak chodźmy.
________________________________________________________________________________
- Mc. Musimy jak najszybciej się pakować! Musimy jechać wcześniej. Szybko! Za dwie godziny mamy lot! Oni są jeszcze bliżej niż przypuszczałem. Ja idę spakować komputer. - Okej! Spakować twoje ubrania? - Tak, tak. Dzięki. - I tak oto mój spokój został przerwany przez tych głupich prześladowców!
*Skip time*
Jesteśmy już w Korei. Na razie czekamy w recepcji aż będzie wolny pokój. O dziwo wszędzie są one pełne. Czekamy jak na razie od pięciu minut. - Zapraszam już można. Proszę tutaj kluczyki. Numer 456.
Pużniej weszliśmy do windy co po chwili byliśmy już na miejscu.
( Miał być dłuższy dział, a nawet miał się pojawić wczoraj, ale nie mam siły, ponieważ mam miesiączkę. Bóle głowy itd.. Spróbuje dzisiaj napisać na jutro.)
CZYTASZ
Nie ufaj nikomu
FanfictionJake i Mc są coraz bliżej znalezienia zaginionej, czyli Hannah Donfort. Lecz pewnego dnia pojawia się dziewczyna. Z początku bardzo miła i przyjazna, jednak później okazało się inaczej. Dziewczyna zniszczyła zaufanie przyjaciół do Mc. To wszystko, c...