Krzyk ludzi był słyszalny na całej arenie, gdzie odbywał się koncert. Ba, wydawało się nawet, że był to krzyk dla niektórych nawet i ogłuszający. Ale z drugiej strony jaki on był wspaniały. Pełen uwielbienia, śpiewu i radości. Dla Louisa było to niemalże odurzające, czerpał z niego siły, napędzając się do dalszego działania.
A teraz to było mu bardziej niż potrzebne.
Rozległ się dźwięk gitary i zaraz dołączyły do niej inne instrumenty. Mieli zagrać właśnie ostatnią piosenkę, którą zakończyliby swoją trzecią trasę koncertową. Wyjechali w nią, aby wypromować najnowszy krążek. Wydawało się, że przy tej sprzedaży mogliby zrobić jeszcze drugie okrążenie po świecie, ale w końcu zrezygnowali.
Sam Louis musiał przyznać, że był zmęczony jak cholera, ale uznał, że to był najlepszy czas w jego życiu. Podróże, kolejne areny i brak tego jednego, wspaniałego łóżka we własnym domu było męczące, ale zadowolenie fanów... Wydawało się, że to ostatnie rekompensowało mu wszystko. Każdą jedną niewygodę i narzekanie.
Pieniądze, które z tego miał, również były ważnym czynnikiem. W końcu gdyby nie one, to nie mógłby pozwolić sobie i swojej rodzinie na tak dostatnie życie, jakie teraz prowadzili. Pełne wygód, bez zamartwiania się o dzień następny. Mógł dawać również odpowiednie sumy na organizacje charytatywne, bo chociaż lubił czasami wydawać na pierdoły, to miał w sobie również tą miękką stronę, która nie mogła patrzeć na cierpienie innych.
Ogólnie musiał przyznać, że naprawdę czuł się wolny, kiedy nie musiał codziennie wstawać rano i pracować do wieczora za najniższe stawki.
W końcu włączył się w muzykę, gdy nadszedł odpowiedni moment i zaczął śpiewać. Musiał dać z siebie wszystko, dla siebie, dla zespołów, dla swoich fanów. Skupił się na tym, aby wypaść jak najlepiej. Przecież to miała być ostatnia piosenka, jaką zagrają na tej trasie! Później może zagrają coś jeszcze raz czy dwa w jakimś programie, ale po krótkiej przerwie mieli zacząć pracę nad swoim kolejnym albumem.
Krzyczał do mikrofonu, nie przejmując się niczym; czując, że był w odpowiednim miejscu, a tłum śpiewał razem z nim. Czuł, jak pot coraz mocniej pojawia się na jego ciele. Stał w koszulce z poucinanymi rękawami, tą samą, którą sam specjalnie podrasował. Jego włosy nie były już tak idealnie ułożone, przyklejając się do jego czoła. Jednak kompletnie się tym nie przejmował, skupiając się na tym, co kochał najmocniej – na muzyce.
Jego ciało niemal same zaczęło poruszać się w rytm piosenki. Nie szalał na scenie, ale zdecydowanie nie stał też jak kłoda. To już nie były początki, kiedy grali w szkolnej auli albo w malutkich lokalach. Teraz byli ogromnym zespołem, który był znany dosłownie wszędzie. Może nie byli aż tak popularni, jak niektóre popowe gwiazdy, jednak wciąż mieli naprawdę ogromną grupę oddanych fanów, którzy przychodzili na ich koncerty i bawili się muzyką razem z nimi.
Te kilka minut było dla niego raptem jak sekunda. Jak gdyby ledwo zdążył mrugnąć okiem. Nie wiedział, kiedy ostatnie tony ucichły, a światła lekko przygasły. To był koniec trasy i poczuł, jak coś zaciska się w jego gardle. Za każdym razem miał tak samo, bo wiedział, że jakiś etap w ich muzycznej karierze się kończył i przychodził następny.
— Dzięki, Londyn, dzięki wam wszystkim. Jesteście wielcy! — krzyczał Louis do mikrofonu, żegnając się ze swoimi fanami i dosłownie sekundę później sięgając po butelkę z wodą. Miał wrażenie, że wszystkie płyny z jego ciała wyparowały i to dosłownie. Był zmęczony, dosłownie padał na ryj, ale miał wrażenie, że nigdy nie był szczęśliwszy.
Ich pożegnanie z fanami trwało chyba jeszcze z dobre dziesięć minut, ale finalnie zeszli ze sceny. Każdy z nich wyglądał na zmęczonego, ale nie narzekali. To był w końcu ich najlepsze, najwspanialszy czas, jaki mieli w swoich życiach. Louis od razu opadł na jedną z kanap, nadal czując tę adrenalinę, która krążyła w jego żyłach i wiedząc, że w jego wypadku prysznic był bardziej niż wskazany. Spojrzał na resztę chłopaków, który zbijali ze sobą piątki, również z ekipą, która zajmowała się sceną. Tomlinson oczywiście również uśmiechał się i rzucał podziękowania, ale mówił, że nie będzie podchodził, aby nie zasmradzać innych przez papierosa, którego właśnie odpalał. Te trzy godziny to było coś i po każdym koncercie pierwsze co robił, to palił, o ile wcześniej nie wołała go potrzeba wyższa.
— Powinniśmy to uczcić, chłopaki — rzucił wesoło Louis, strzepując nieco popiołu do swojej popielniczki. — No co wy, dwa drinki albo piwko! Musimy zakończyć trasę z przytupem, zanim nie rozjedziemy się do domów i nie będziemy oglądać swoich zakazanych pysków przez kilka tygodni!
— Och, no ty zdecydowanie musisz — odpowiedział mu ze śmiechem Niall, który był gitarzystą. Klepnął szatyna po ramieniu i poszedł dalej, ignorując środkowy palec wystawiony w jego stronę.
I każdy doskonale wiedział, o jaką zabawę chodziło Louisowi, pomijając spędzenie czasu z najlepszymi kumplami. Ustatkowanie się piosenkarza zdecydowanie nie było czymś, czego mogli doczekać się w najbliższej przyszłości, jednak nikt nie negował jego wyborów. W końcu każdy z nich był dorosły, chociaż niektóre zagrywki Tomlinsona sprawiały niemały ból głowy u ich managera. Jednak za każdym razem ten wychodził jakoś z tego wszystkiego bez większego szwanku.
Dlatego ich czwórka, bo prócz Louisa i Nialla w zespole również był Zayn i Liam, ogarnęli się i pojechali do hotelu, w którym mieli wykąpać się i doprowadzić do jak największego ładu, na co dali sobie całą godzinę. Louis oczywiście nie potrzebował aż tak wiele czasu. Szybki prysznic, ułożenie włosów i ubrania się zajęło mu ledwie pół godziny. Przez resztę czasu siedział na telefonie, sprawdzając Twittera, odpisując fanom i zaznaczając, jak był wdzięczny za te tygodnie w trasie i że za niedługo zobaczą się na kolejnej.
Ich czas na przygotowanie jednak się skończył i spotkali się w czwórkę na korytarzu. Każdy z nic wyglądał już dużo lepiej, więc byli gotowi na dalszą zabawę. Ich kierowca zawiózł ich w odpowiednie miejsce, wcześniej stając w takim miejscu pod hotelem, aby ominąć nadgorliwych fanów.
— To gdzie jedziemy? — zapytał Louis z radością.
Szybko wybrali lokalizację, która była całkiem niedaleko i nie wydawała się być najpopularniejsza w mieście. Tomlinson już czuł smak piwa na języku i uśmiechał się na myśl o drobnych flirtach, które przy najlepszym scenariuszu skończą się na czymś więcej.
Jednak jeszcze nie wiedział, że w jego wypadku to będzie zdecydowanie dużo, dużo więcej.
CZYTASZ
He Lives In Daydreams With Me
FanfictionLouis Tomlinson jest znanym frontmanem rockowej grupy The Rouge. Znany i podziwiany, pożądany przez tak wiele osób, choć więcej jest wokół niego kontrowersji niż stabilności i harmonii. Zawsze z tym samym bezczelnym, flirciarskim uśmieszkiem i papie...