Bardzo szybko okazało się, że ciąża w pewien sposób mocno wpłynęła na obecny stan ich relacji, która stała się o wiele bardziej intymna. Jakby nie, kiedy okazało się, że naprawdę pragnęli siebie mocniej, niż mogliby wcześniej przypuszczać. Oczywiście dużo działały również hormony, które zaczęły targać ciałem Harry'ego, co było szalone. W końcu jeszcze niedawno był kompletnie obojętny na to wszystko, a teraz zaczynał łaknąć każdego, nawet najmniejszego dotyku Louisa.
Co ważniejsze jednak pozwalało mu to na zajęcie myśli sprawą przeprowadzki. Koniec końców nie udało im się popakować wszystkiego tak jak to sobie szatyn planował. I to właśnie przez to zostawili tę sprawę na weekend, kiedy obydwaj mieli mieć na wszystko nieco więcej czasu. To czas był głównym powodem jego stresu. Nie chodziło o to, że mieliby nie zdążyć spakować jego kilku garnków, reszty ubrań i innych rzeczy. Bał się jednak o to, czy nie wpadnie na swoich rodziców, którzy na pewno nadal mieli do niego sporo żalu. Łapał się czasami, że chciał napisać do swojej mamy, ale wiedział, że to nie skończyłoby się dobrze, więc w końcu sobie to odpuszczał.
No i nadeszła sobota. Harry wcale nie miał ochotę na wstanie z łóżka, ale Louis zmusił go, obiecując owocową sałatkę, co sprawiło, ze chcąc nie chcąc, musiał się podnieść. Jasne, szatyn mógłby przynieść mu jedzenie do łóżka, ale wiedział, że wtedy Styles nie opuściłby swojego bezpiecznego kokonu. Oczywiście w nieco zawoalowany sposób próbował mu przekazać niemo, że zawsze miał w nim oparcie i niezależnie od wszystkiego, Tomlinson był gotowy na to, aby bronić swojej małej, nowej rodziny.
I pierwszy dzień poszedł im całkiem nieźle. Oczywiście ubrania zmieściły się do walizek, część rzeczy udało popakować im się do kartonów, jednakże nieco się przeliczyli i zabrakło im miejsca. Zostało jednak niewiele rzeczy. Jakieś miski plastikowe czy inne przyrządy, których Harry często używał do gotowania. Wiedzieli, że nie ma co jechać na dwa razy, szczególnie, że i tak trzeba było wypakować to, co udało im się przywieźć. Nie zajęło im to aż tak wiele czasu. Louis wieszał ubrania Harry'ego, podczas gdy ten układał sobie w kuchni tak, jak tylko miał na to ochotę. W końcu to na nowo miało się stać jego królestwo, teraz jednak szukał i w głowie, i na internecie przepisów, które pozwalały mu na zrobienie obiadów na więcej niż jeden dzień. Czasami miał takie dni, że naprawdę nie miał ochoty na stanie i przygotowywanie tego wszystkiego.
Została im jednak niedziela. Poranek wyglądał tak samo, czyli Louis próbował ściągać Harry;ego z łóżka tuż po ich małej sesji dotykania się i sprawiania, że sny stawały się rzeczywistością. Potem jednak brunet nie miał ochoty wstać, aby wziąć szybko prysznic i aby szatyn mógł zająć się śniadaniem dla ich dwójki. Może nie wychodziły mu tak idealnie, jednak z pomocą Stylesa z dnia na dzień stawał się w tym temacie coraz to lepszy.
Jednak kiedy tylko szykowali się do wyjścia, Harry cały czas czuł, jakby robiło się mu niedobrze. Oczywiście wszystko wynikało z nerwów, które nim targały.
— Będzie dobrze, kochanie, tak? Jak coś to ich pogryzę — pocieszał go Louis, całując po dłoniach, zanim nie zabrał się za wiązanie butów bruneta. Tomlinson musiał pomagać mu w niektórych rzeczach i to była jedna z nich.
— Nie będziesz mógł płacić alimentów z więzienia — burknął Harry, powodując śmiech u szatyna.
— Spokojnie, zanim mnie zamkną, przeleję ci odpowiednio dużo pieniędzy. A teraz dawaj drugi but. Patrz, już się uczę, jak opiekować się dzieckiem.
— Nie musisz sprzątać po mnie wymiocin ani obsranych pieluch, nie podniecaj się tak.
— Jesteś dzisiaj nie do życia — mruknął Tomlinson. — Może po wszystkim pojedziemy pooglądać rzeczy dla dziecka? Trzeba się za to zabrać i to szybko.
Harry pokiwał głową. Raz sam czegoś szukał, no okej, może raczej oglądał i od tamtej pory miał pełno reklam związanych z tym tematem, co powodowało, że naprawdę chciał zacząć wszystko kompletować, szczególnie, że przecież nie był to już pierwszy miesiąc, a czas leciał szybciej niż sam by to sobie wyobrażał. Dobrze, że Louis o tym wspomniał. Znaczy, brunet nie był szalony, wiedział, że nie potrzebowali od razu ogromnego pokoiku, wykończonego jak z najlepszego katalogu. Ważne, żeby mieli wszystko, co potrzebne do opieki i łóżeczko, które jak nic stanie na samym początku w ich sypialni, aby nie musieli niepotrzebnie biegać w nocy po całym mieszkaniu, aby znaleźć się przy płaczącym dziecku. Zresztą Harry nawet samemu sobie tego nie wyobrażał.
W końcu jednak wyszli i wyjechali. Droga nie była specjalnie wymagająca, bo na szczeście nie doświadczyli korków. Harry, kiedy tylko dojechali na jego rejony, zaczął wyglądać za samochodem rodziców. Na szczęście ci nie zdecydowali się w ostatnim czasie na jego zmianę, więc liczył na to, że jeżeli ci byliby już na miejscu, to uda mu się ich rozpoznać i w najgorszym wypadku wysłać Louisa. To nie tak, że chciał się nim wysłużyć. Po prostu bał się, co jeszcze mógłby usłyszeć.
Na szczęście jednak wydawało się, że okolica była czysta. Szybko weszli do mieszkania, zgarniając ostatnie rzeczy. Dosłownie Harry zabrał wszystko, co tylko samemu kupił i może zachowywał się paskudnie, sprawdzając, czy każda łyżka należała do niego, czy może jednak do jego rodziców, ale nie zamierzał dawać im żadnej satysfakcji ani okazji do rozmowy z nim.
Problem jednak polegał na tym, że kiedy zbierali już rzeczy i byli gotowi wyjść, drzwi się otworzyły i stanęli przed nimi osoby, których nie chcieli widzieć. Harry odwrócił nawet wzrok, nie mając zamiaru wpatrywać się w swoich rodziców. Może gdzieś w głębi serca liczył na to, że może jednak przyjechali go przeprosić, pogodzić się? Nie wiedział, jedynie chciał, aby ich relacje znów były dobre.
— Spakowałeś się?
Harry jednak nie odpowiedział, nie miał na to ochoty. Dotknął jedynie przedramienia Louisa, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że jedyne co chciał, to wyjść jak najszybciej. Jednak dwójka dorosłych nadal stała w przejściu.
— Pytam się ciebie o coś, Harry?
— A co was to obchodzi, jak znajdziecie coś mojego to po prostu to wywalcie — warknął brunet. — Dajcie nam wyjść.
— A ten goguś nadal jest przy tobie? Ciekawe na jak długo?
— Na jak długo Harry będzie chciał ze mną być? Zresztą chuj to państwa obchodzi, skoro mają państwo w dupie swojego syna, to po co pytać.
— Nauczyłbyś się, jak mówić do starszych.
Louis był gotowy rzucić pudłami w ich stronę. Naprawdę. Szukał jedynie odpowiedniego kąta, aby trafić w obydwoje.
— W dupie to mam. A teraz proszę się przesunąć, wychodzimy.
— Nasz syn nigdzie nie pójdzie z takim kimś — syknęła kobieta, a Louis przewrócił oczami.
— Państwo coś brali czy spadli ze schodów, jak się tutaj wybierali? — parsknął Tomlinson, w końcu chcąc się przepchać, i zrobić im miejsce. Jednak, kiedy był idealnie na linii z rodzicami bruneta, postanowił do nich syknąć. — Harry miał się wyprowadzić, to go spakowaliśmy i teraz wracamy do domu.
Odwrócił się, aby spojrzeć na Stylesa, a ten zaraz złapał się kawałka jego koszulki. Louis parł do przodu niczym czołg, byleby tylko wydostać ich z tego bezsensownego ambarasu, który właśnie miał miejsce. Chciał schować gdzieś bruneta, pozwolić mu odpocząć, uspokoić się i tulić go tak dużo, jak dużo ten będzie potrzebował.
Nie wiedząc jednak, co wstąpiło w małżeństwo, ci ruszyli za nimi, jakby chcieli wyrwać na siłę bruneta. Ten jednak kurczowo próbował trzymać się Tomlinsona, wiedząc, że jeżeli go puści, to rodzice będą trzymać go niczym najsilniejsze kleszcze.
I te szarpanie nim sprawiło, że w końcu jego ciało zderzyło się ze ścianą, a on nie wiedział, dlaczego poczuł ból w okolicy swojego brzucha.
CZYTASZ
He Lives In Daydreams With Me
FanfictionLouis Tomlinson jest znanym frontmanem rockowej grupy The Rouge. Znany i podziwiany, pożądany przez tak wiele osób, choć więcej jest wokół niego kontrowersji niż stabilności i harmonii. Zawsze z tym samym bezczelnym, flirciarskim uśmieszkiem i papie...