07

510 32 1
                                    

Egzaminy zawsze były tym, czego Harry nienawidził najbardziej. Kupa stresu, bezsensownego powtarzania i liczenia tak naprawdę na łaskę swojego prowadzącego.

A jednak sam wpadał w te maniakalne szaleństwo podczas każdego jednego semestru, chociaż obiecywał sobie, że będzie inaczej i wyluzuje. Ale z jego planów zawsze wychodziło, cóż, nic. Kiedy łapał się na tym samym denerwowaniu się, najczęściej było już za późno, głównie dlatego, że orientował się po fakcie.

Teraz był dzień jego ostatniego egzaminu. Był wymęczony nauką i ponieważ miałby to najgorszy test, od samego rana było mu niedobrze. Próbował zjeść pożywne śniadanie, ale skończyło się to jego nieprzyjemną wizytą w łazience. Oczywiście nie był zbytnio zdziwiony. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy nerwy brały nad nim w górę i kończyło się to właśnie w taki sposób. Wiedział jednak, że po wszystkim będzie miał swoje wolne, które wykorzysta na regenerację i odpoczynek po tym wszystkim. Czuł się wykończony, więc te dni dobrze mu zrobią.

Ubrał się wygodnie i ciepło, wiedząc, że te duże, stare sale nie były ogrzewane w najlepszy sposób, a miał przecież skupić się na swoim egzaminie. Do swojej torby spakował jeszcze notatki, aby powtórzyć wszystko na wydziale, a i całe dwa długopisy, tak na wszelki wypadek. Pogoda na szczęście była deszczowa, więc po narzuceniu na siebie kolejnych ubrań przynajmniej był mniej rozpoznawalny. Już naliczył całe jedenaście osób, które chciały od niego czegoś, co było związane z zespołem.

Zaraz przypomniał sobie, że miał przecież nie myśleć ani o Louisie, ani o zespole, ani o niczym innym, co nie było związane z egzaminem i nadchodzącym wolnym. Dlatego też stanął przed lustrem i spojrzał na siebie.

— Jesteś super, Harry i dasz sobie dzisiaj radę, a później pojedziesz do domu, leżąc dupą do góry.

Zdecydowanie były to motywujące słowa. Co prawda może nie był jeszcze taki pewien powrotu do domu, ale liczył na to, że uda mu się wpaść chociaż na kilka dni i zjeść pyszności serwowane przez jego rodziców.

Sięgnął nawet po słuchawki i chociaż nie był ich największym fanem, najbardziej doceniając płyty w ich fizycznym stanie, tak tego dnia wziął je ze sobą i od razu podłączył do telefonu. W takie dni nawet on chciał odciąć się od wszystkiego i wszystkich, tym bardziej, że nawet po tych jednych wymiotach, dalej było mu niedobrze. Zrobił sobie miętowej herbaty do kubka termicznego, ale wątpił, że cokolwiek mu to pomoże.

Dotarcie na uniwersytet było chyba najgorszą trasę na tym odcinku w jego życiu. Ludzi była masa, pchali się na niego, kiedy on chciał mieć chociaż centymetr wolnej przestrzeni i miał wrażenie, że niektórzy cuchnęli, co powodowało, że jego złe samopoczucie jeszcze bardziej się pogarszało. Oczywiście nie chodziło o to, że ktoś pachniał nieprzyjemnie, ale miał wrażenie, że perfumy niektórych osób były... dziwne. Wiedział, że stres naprawdę nie działał na niego dobrze.

Kiedy dotarł na wydział, mógł nieco odetchnąć. Korytarze nie były aż tak zapchane, więc nie musiał czuć się jak ściśnięta sardynka. Większość przestała się też na niego tak bezczelnie gapić, co również przynosiło ulgę, chyba nawet największą. Wydawało się, że jego obecność przestała robić na nich wrażenie, więc to był chyba jedyny i największy plus tego dnia.

Ściągnął czapkę, mając wrażenie, że tak nagle uderzyło w niego gorąco i rozpiął również kurtkę. Od razu po tym ruszył na odpowiednie piętro, nadal słuchając ulubionych utworów, które tego dnia jednak nie przynosiły mu żadnego ukojenia. Dlatego ściągnął również i słuchawki, wyłączając odtwarzacz. Nic mu nie pasowało.

Do egzaminu zostało mu raptem dwadzieścia minut, więc zaczął jeszcze szybkie powtórki. Na szczęście nie zostało mu wiele i miał skończyć swój kierunek. Nie miał w planach zostawać dłużej na uczelni. Może i było to nieco przyjemniejsze niż dorosłe życie i praca, ale wiedział, że to tylko dlatego, że miał ogromną pomoc w postaci swoich rodziców.

Skupił się jednak na swoich notatkach, nie chcąc tracić żadnej cennej minuty. Niby czytał, że takie powtarzanie na ostatni moment nie pomagało, ale on w to nie chciał wierzyć. On zawsze uważał, że zawsze może uda mu się coś jeszcze wyciągnąć, co może przyda się później.

Nadal czuł jednak ścisk w żołądku i dziwne rozbicie. Uznał, że mógł coś złapać i za dzień lub dwa będzie leżał z gorączką. Chociaż rzadko chorował, to przecież i najlepszym się to zdarzało. Owinął się mocniej płaszczem, licząc, że to mu chociaż trochę pomoże. Tak nie było, ale on liczył na cud.

Chwilę później wszedł do sali i zajął pierwsze lepsze miejsce. Oddychał trochę ciężko, ale wiedział, że kiedy zabierze się za myślenie, to jego stan przejdzie. Zawsze przechodził. Widział, jak inni sami siadali gdziekolwiek, więc odliczał w głowie ostatnie sekundy przed najgorszą rzeczą na świecie.

Na szczęście jednak pytania nie okazały się być aż tak trudne, jak się tego spodziewał. Całkiem szybko przebrnął przez zadania, gdzie musiał jedynie wybrać dobrą odpowiedź albo napisać krótką definicję. Jasne, przy jednej może pomyślał trochę dłużej, ale i tak kiedy spojrzał na zegar wiszący nad ogromnymi tablicami, musiał przyznać, że naprawdę szło mu dobrze.

Kolejne pytania okazały się być nieco trudniejsze, chociaż i z nimi dał sobie jakoś radę. Może nie był najbardziej dumny z tych odpowiedzi, ale wiedział, że nie musiał być zawsze doskonały we wszystkim. Czuł, że bez problemu to zda, a ocena nie miała dla niego aż takiego znaczenia. Okej, im wyżej, tym lepiej, ale wiedział, że dodatkowy stres byłby najgorszą opcją.

Pisał jednak do niemal samego końca. Kilka osób już wyszło, gdy on sprawdzał jeszcze swoje odpowiedzi i gdzieniegdzie coś dopisywał. W końcu jednak uznał, że nic więcej nie uda mu się wymyślić. Kiedy podniósł się, poczuł, jak robi mu się nieco słabo i ciemno przed oczami, ale otrząsnął się, uznając, że to zmęczenie i stres.

Sięgnął również po swoje rzeczy i podszedł do biurka, aby odłożyć swoją pracę. Jednak jego osoba zaraz przykuła wzrok prowadzącego, który do tej pory czytał gazetę; a przynajmniej udawał, że to robi, aby złapać kogoś na ściąganiu.

— Dobrze się pan czuje, panie Styles? — zapytał mężczyzna, widząc jak blady był jeden z jego studentów.

— Tak, tak, to zmęczenie — odpowiedział Harry i nie czuł nawet tego, jak chaotycznie brzmiał jego głos.

— Jak pan wyjdzie, niech pan coś zje i się napije, zanim wróci do domu.

Brunet kiwnął na zgodę głową. Uznał to za dobrą radę, bo może teraz udałoby mu się cokolwiek przełknąć bez większego problemu. Mógł kupić sobie chociażby batonika czy dwa w automacie i popić swoją herbatą, która nadal była ciepła.

Był tylko jeden problem, całkiem spory. I to wcale nie brak portfela czy zepsuty automat. Nie, nie, najgorszym było to, że Harry ledwie zrobił kilka kroków, wchodząc na pierwszy schodek między rzędami siedzeń a dużą przestrzenią dla prowadzącego, kiedy coś znów w niego uderzyło i musiał oprzeć się na sekundę.

Jednak zanim dotarł do trzeciego stopnia, nie wiedział nawet kiedy, ale osunął się, tracąc przytomność.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz