02

542 36 0
                                    

Olanie kolegów, oczywiście tylko i wyłącznie w słusznej sprawie, nie było przecież zbrodnią. Nawet jeśli mieli świętować zakończenie trasy, to przecież nie była ona ani ich pierwszą, ani ostatnią, więc było to całkiem niezłe wytłumaczenie.

Przynajmniej tak mówił sobie Louis, choć przecież tłumaczył sobie to w taki sposób niesamowicie rzadko. Głównie wtedy, kiedy powód był naprawdę... Cóż, gorący i piękny. Tak jak właśnie było tego wieczoru. Dla innych spraw wyjątków nie robił, no chyba że leżał obłożnie chory, a lekki katar był dla niego jak koniec świata. Bo tak właściwie było... Tona chusteczek, nieprzyjemny głos i brak możliwości wzięcia porządnego oddechu był dla Louisa właśnie niczym innym jak zwykłą katorgą.

Teraz jednak nie był to wyjątek choroby. Oj, zdecydowanie nie był, chociaż mógłby to i pod to podciągnąć, bo miał wrażenie, że niemal kręciło mu się w głowie od tego wszystko i zaczynał czuć się jak szaleniec. Od tego słodkiego zapachu i grzesznych ust, które z wyjątkową jak dla siebie chęcią całował. Nie rozumiał, co się z nim działo. Dlaczego z taką pasją reagował na to drugie ciało.

Nie wyszedł z Harrym z klubu tak od razu. Chłopak zdecydowanie nie oczekiwał jedynie sfery łóżkowej i wyglądało to tak, jakby nadal chciał przetestować swojego ewentualnego na ten wieczór partnera. Na początku Tomlinson nieco w duchu narzekał, bo miał zdecydowanie inne, lepsze plany dla ich dwójki.

Jednak, kiedy do Louisa doszedł fakt, że miał jako jedyny na parkiecie prawo patrzeć i dotykać tego ciała, to zdecydowanie zmienił zdanie i już nie powiedział ani jednego słowa, pozwalając na to, aby nadal eksplorować w nieco mniej intymny sposób te krzywizny. W końcu czuł, jak wiele spojrzeń wpatrywało się w ich dwójkę z zazdrością. Nie wiedział jedynie, w którego z nich była ona wymierzona. Harry przecież tańczył z naprawdę znaną gwiazdą sceny muzycznej, a Louis cóż, on miał najpiękniejszą istotę na całym świecie tylko dla siebie.

Nie wypili jednak więcej alkoholu, skłaniając się ku wodzie lub innym, słodkim napojom. Obaj jakby czytali sobie w myślach, uznając, że pijany partner do robienia czegokolwiek, to daremny partner.

Jednak Tomlinson miał wrażenie, że jeszcze nigdy wcześniej nie bawił się tak dobrze. Nadal był świadom tego co się działo i, co chyba było dla niego ważniejsze, tego, co jeszcze miało się wydarzyć, a na co czekał z niemalże świętą cierpliwością. I zdecydowanie był gotowy na wszystko, aby tylko móc znaleźć się sam na sam z tym pięknym brunetem.

Odpoczywali razem z resztą zespołu przy ich stoliku i wydawało się, że Harry oczarował ich równie szybko co samego szatyna. Jednak ten się kompletnie nie dziwił. Urok chłopaka zdawał się być nie do złamania przez kogokolwiek. Jakby rzucał na nich klątwę, którą tylko on sam mógł zdjąć. Zresztą ze swoim strojem sam wyglądał, jakby urwał się z jakiegoś zespołu.

Zaczęli zbierać się dopiero koło drugiej w nocy. I to wcale nie z powodu Louisa czy Harry'ego, którzy nadal wydawali się świetnie bawić ze sobą. Droczyli się, całowali i tańczyli za blisko. Gdyby ktoś patrzył na nich z boku, bez problemu mógłby wziąć ich za parę, chociaż prawda była przecież zgoła inny. Nawet na dobrą sprawę się nie znali, ale wydawało się, że właśnie ta pewna anonimowość zapewniała obojgu radość. Louis napomknął coś, że był tego wieczoru z kolegami na koncercie The Rouge, a brunet spojrzał na niego z zaciekawieniem, pytając jakiego rodzaju kapela grała muzykę i czy wydawali winylowe płyty, aby mógł ich poznać. Szatynowi było nieco głupio powiedzieć, że hej był przecież Internet albo w najgorszym wypadku radio, jednak ugryzł się w język, mówiąc, że chyba nie. Udawał jedynie debila, ponieważ wiedział, że nie mieli tego w planach.

Jednak może pora było to zmienić?

Postanowił pomyśleć o tym później. Zdecydowanie schlebiałoby mu to, jakby ktoś tak śliczny mógł zachwycać się ich muzyką.

Wyjście z klubu nie było łatwe, ale jakoś im się udało. Kiedy wsiedli do samochodu, widzieli niemałą grupkę fanów, którzy chyba jedynie czekali na to, aż będą wychodzić głównym wejściem. Na szczęście jednak, kiedy Styles był w łazience, to udało im się wpaść na właściciela klubu i po wyjaśnieniu sytuacji mogli wybrać nieco spokojniejszą drogę. Może kosztowało ich to zdjęcie czy dwa, ale zdecydowanie było to lepsze niż od stania kolejną godzinę.

Brunet wydawał się być zbyt roześmiany, aby zwrócić uwagę na to, że uciekali tyłem, co według Tomlinsona działało dobrze. Czasami potrzebował zainteresowania nim jako nim, a nie nim jako gwiazdą.

Louis kochał swoich fanów. Naprawdę, zawdzięczał im dosłownie wszystko, co teraz mieli, ale nie w momencie, kiedy był środek nocy, a on marzył o zupełnie innych rzeczach, ale hej w końcu był tylko i wyłącznie człowiekiem.

Przez trasę do hotelu śmiali się całą piątką. Harry miał przerzuconą nogę, na udzie szatyna, czując jak ten gładzi jego kończynę ukrytą pod materiałem spodni. Brunet chichotał wtedy, specjalnie manewrując swoją kończyną w taki sposób, aby tylko dłoń Louisa zjechała niżej, dotykając tych bardziej skrytych części uda. Reszta wydawała się tego nie zauważać, może będąc po prostu zbyt wstawionymi, aby zwracać uwagę na umizgi swojego kolegi z zespołu.

Kiedy zajechali pod hotel, trasa do pokojów była całkiem długa. W końcu Louis i Harry musieli zająć się nawigowaniem trójki pijanych kolegów do ich pokojów. Nieco im to zajęło, ale w końcu i oni weszli do odpowiedniej sypialni, zamykając się przed całym światem.

I wystarczyła dosłownie sekunda, aby Harry znalazł się w ramionach Louisa. Uśmiechał się lekko, pozwalając na to, aby te usta obcałowywały powoli jego szyję, gdy on sam, jedyne co próbował, to zrzucić skórzaną kurtkę z ramion szatyna. Najlepiej to rozebrać go całego, ale wiedział, że na wszystko przyjdzie czas.

W końcu ciężki materiał opadł, a usta Tomlinsona przesunęły się nieco wyżej, aby sięgnąć pełnych warg jego obecnego kochanka. Czuł pod palcami materiał koszuli, zastanawiając się, jak bardzo ten byłby zły, jeżeli postanowiłby ją rozerwać. Jednak koniec końców tego nie spróbował, woląc zająć się odpinaniem paska od spodni, co wcale nie było aż takie proste, kiedy miał w tym momencie tak wiele rzeczy w głowie.

— Może napijemy się jeszcze? — zaproponował Louis, kiedy oderwali się od siebie. Chciał jak najdłużej to wszystko przeciągnąć, aby mieć tą anielską twarz przy sobie jak najdłużej.

— Próbujesz mnie upić? — zachichotał Harry, a oni nagle odwrócili się tak, że znów przylegał plecami do ciała szatyna. Odwrócił lekko głowę, aby spojrzeć na mężczyznę, czując, jak ten wsuwał dłoń w jego spodnie. Lubił zdecydowane osoby.

— Próbuję dać nam chwilę relaksu, żeby móc rozkoszować się twoim pięknem.

— Widzę, że masz bogaty zasób komplementów.

— Mam nadzieję, że uda mi się zasypać cię wszystkimi, jakie tylko znam — powiedział z pewną obietnicą w głosie Louis. Może to alkohol powodował, że robił się właśnie taki. A może to jednak obecność Harry'ego mieszała mu w głowie jeszcze mocniej?

— W takim razie będę czekał. A co do relaksu, myślę, że znam na niego nieco lepsze sposoby — powiedział brunet, próbując wyglądać tak niewinnie, jak tylko mógł w tej sytuacji. Jednak niekoniecznie mu to wychodziło, kiedy po jego ciele raz za razem przechodziły dreszcze, a on sam zaczynał chcieć czegoś więcej. — Może chcesz je wypróbować? A po wszystkim się napijemy?

— Chciałeś powiedzieć, że chyba między możemy się napić.

— Aż takie masz na mnie plany, panie uwodzicielu? — zaśmiał się Harry, gdy jego własna dłoń odnalazła tą, która badała właśnie to, co skrywały wcześniej spodnie.

— A masz ochotę się przekonać?

I cóż, tak, Harry zdecydowanie miał na to ochotę.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz