Harry stał przy bramie do całkiem miłego parku, kiedy już niemal z daleka widział, jak podjeżdża samochód Louisa. Czuł, że dłonie mu drżą, ale starał się schować je tak, aby nic nie było widać. Wiedział, że to nie była ani rozmowa, którą można było przeprowadzić w samochodzie, ani tym bardziej w żadnym bistro.
Kiedy mówił Louisowi, że wychodzi, trochę kłamał. Doprowadził się za to do porządku i czuł dziwna ulgę, kiedy na jego nogach zamiast dresowych spodni znalazł się czarny nieco luźniejszy niż w klubie, ale nadal podkreślający jego nogi materiał. Do tego ubrał koszulę o złotawo-musztardowym kolorze, którego nie umiał dokładnie określić i zgarnął również marynarkę o nieco bardziej zielonych tonach, którą znalazł za prawie bezcen w sklepie z odzieżą używaną. Specjalnie ubrał się nieco luźniej, bo jego paranoja na temat ciąży cały czas mówiła mu, że jego brzuch już był widoczny tak jakby był w trzydziestym szóstym miesiącu na dziewięć możliwych.
Wziął ze sobą płaszcz i szalik, którym teraz się owijał. Udawał, że korzysta z telefonu, aby zakryć swoje zdenerwowanie i zniecierpliwienie, więc pomimo nerwów nieco z ulgą przyjął pojawienie się Tomlinsona. Już bał się, że może ten nagle zmieni zdanie.
Samochód zatrzymał się niemal idealnie przed nim, a szyba dosłownie sekundę później zaczęła jechać w dół. W końcu ukazała twarz uśmiechniętego Louisa, którego włosy stały w podobny sposób jak wtedy w klubie. Czarne ubrania również przypominały Stylesowi tamten wieczór.
— Potrzebujesz podwózki, kotku?
Harry uniósł jedynie brew i wsiadł bez słowa do samochodu. Szyba szybko wróciła do swojej poprzedniej pozycji, a on zapominał pas. W końcu teraz musiał być bezpieczny za dwie osoby, już nie tylko za jedną.
— Cześć.
— Już witałeś się ze mną przez telefon — odpowiedział Harry, musząc przyznać, że Louis nadal roztaczał wokół siebie to coś, co tak mocno go do niego przyciągało.
— Nie zrobiłem tego poprawnie.
I, podobnie jak na uniwersyteckim parkingu, Louis złapał policzek bruneta w swoją dłoń i przyciągnął lekko ich twarze do siebie.
Harry nie oponował, bo polubił całkiem całowanie się z Tomlinsonem. Aczkolwiek nie był już taki aktywny w tych muśnięciach. Był bardziej subtelny, jakby nie chciał, aby ktokolwiek znów ich przyłapał.
Być może właśnie dlatego też oderwali się od siebie dużo szybciej, chociaż dłoń Louisa nadal pozostała na tym samym miejscu, gładząc miękki policzek.
— Jesteś jakiś dziwny.
— Na dobrą sprawę mnie nie znasz, więc nie wiesz, kiedy jestem dziwny — burknął Harry, pozwalając jednak na to, aby kolejny buziak wylądował gdzieś na jego twarzy. — A poza tym wolałbym uniknąć kolejnych sesji z twojego samochodu. To trochę przerażające.
Cóż, brzmiało to jak sensowna odpowiedź i liczył, że Louis ją zaakceptuje. I na szczęście tak było, bo mężczyzna odsunął się, chociaż jego dłoń znalazła się na udzie Harry'ego, co brunetowi również nie wydawało się specjalnie przeszkadzać.
— Wiesz już, gdzie chcesz mnie zabrać? — zapytał Styles, chcąc brzmieć jak ta sama arogancka wersja siebie, którą pokazywał w klubach.
— Oczywiście, koteczku. Przecież nie kazałbym ci czekać, kiedy ja bym myślał. Chyba, że masz specjalnie zamówienie.
Harry uśmiechnął się, ale to wcale nie było szczere. Zastanawiał się, czy może nie lepiej byłoby zwabić Louisa od razu do nieco bardziej prywatnego miejsca, jednak niespecjalnie uśmiechało się mu, aby rzucać się na mężczyznę w samochodzie w szale uniesienia. Nie wymyślił mimo wszystko nic sensownego, więc zgodził się na plan Louisa.
CZYTASZ
He Lives In Daydreams With Me
FanfictionLouis Tomlinson jest znanym frontmanem rockowej grupy The Rouge. Znany i podziwiany, pożądany przez tak wiele osób, choć więcej jest wokół niego kontrowersji niż stabilności i harmonii. Zawsze z tym samym bezczelnym, flirciarskim uśmieszkiem i papie...