11

536 37 0
                                    

Louis zaczął się śmiać. Ale śmiał się tak głośno, jak jeszcze nigdy wcześniej i trzeba było w to uwierzyć. Po pierwszym szoku naprawdę wziął to za genialny, aczkolwiek nieco paskudny żart. Domyślał się, że pewnie Styles zrobił odpowiedni research przed ich spotkaniem i chciał pewnie napsuć mu nerwów z tego, że nie powiedział mu nic o swojej sławie, chociaż to naprawdę nie było zamierzone.

— Genialny żart, Harry — powiedział, uspokajając się powoli, chociaż musiał przyznać, że starł z kącika oczu łezkę czy dwie.

— A czy ja ci wyglądam, jakbym się kurwa z czegoś śmiał? Żart to ty masz chyba w głowie.

I nagle cały śmiech zniknął. Faktycznie, brunet nie wyglądał na ani trochę rozbawionego. Siedział z marsową miną i zaciśniętymi dłońmi.

— Naprawdę myślisz, że ci wierzę? — zapytał Louis. Gdyby tak to policzył, to chyba byłby czwarty, a może piąty raz, jak ktoś próbuje nabrać go na tą sztuczkę.

Jednak na stoliku pojawiły się odpowiednie zdjęcia z usg i jakiś wypis ze szpitala i Tomlinson musiał przyznać, że brunet naprawdę postarał się, aby wszystko wyglądało wiarygodnie.

— Kurwa, ty jesteś głuchy czy durny? Mówię ci, że wpadliśmy, mam ci to przeliterować? W-P-A-D-L-I-Ś-M-Y! Jestem w pierdolonej ciąży. Mam ci podać definicję tego stanu?

— Harry — zaczął Louis, chcąc brzmieć jak najbardziej spokojnie. — Harry, ja cię serio lubię cię, zajebiście spędzało mi się z tobą czas, ale nie jestem durny i to nie jest pierwsza taka zagrywka w moim życiu. Zresztą, skąd wiesz, że jest moje? Z tego co widzę, prowadzisz równie rozwiązłe życie jak ja.

— Posłuchaj, mam w dupie, za ty to uważasz. Na moje nawet kurwa możesz to cyrkiem nazwać — zaczął chłodno Harry, wstając z kanapy. Rozmowa zdecydowanie nie poszła po jego myśli, jednak czego innego mógł się spodziewać. — Ale fakt jest taki, że to coś we mnie, jest twoje. Twoje i moje, dokładniej mówiąc, jeżeli jeszcze tego nie załapałeś. Okej, lubię czasami się zabawić, wszystko dla ludzi, ale wyobraź sobie, że byłeś jedynym, z którym spałem od chyba dobrych dwóch miesięcy, więc jestem w stanie zrobić i dziesięć testów na ojcostwo, żeby ci to udowodnić. Dlatego nawet mnie nie wkurwiaj, bo jeżeli znowu wyląduję przez stres w szpitalu, chyba kogoś zabiję i tym kimś będziesz ty. Odezwij się za jakiś miesiąc, może półtorej... Od około dziesiątego tygodnia może je zrobić, więc pozwolę ci nawet wybrać i klinikę, i czas.

I tuż po tym zaczął iść w stronę wyjścia, jednak zatrzymał go Louis. Szatyn czuł, jak zaczęła pulsować mu z tego wszystkiego głowa. Cóż, do tej pory prawie nikt nie chciał robić testów, co znacznie udowadniało nieprawdziwość oskarżeń. Styles jednak był gotowy na zrobienie ich nawet kilkukrotnie i to w miejscu wybranym przez Tomlinsona. Muzyk kompletnie nie wiedział, co miał zrobić.

— Chcesz je zatrzymać?

— Jeszcze nie wiem, ale nie będę bawił się w samotnego rodzica. Chciałem to przegadać z jego tatusiem, ale cóż... Jest bardziej głupi i uparty niż myślałem. Rozumiem twoje myślenie, okej, masz rację, ale ty mnie nawet nie słuchasz.

Louis nadal trzymał go za przedramię. Wyglądało na to, że Styles mógł naprawdę nie kłamać, co zdecydowanie wytrąciło go z poczucia jakiejkolwiek harmonii. Jeszcze kilka dni wcześniej rozmawiał z własnym managerem, że przecież z nikim nie wpadnie, a tutaj proszę, niespodzianka.

I sam nie wiedział, co robić w tej sytuacji. Jeżeli to, co mówił Harry naprawdę się sprawdzi... Mógł przekonać chłopaka, aby usunął, ale przecież samemu mając tyle wspaniałego rodzeństwa, zawsze mówił sobie, że nigdy na to nie pozwoli, dlatego za każdym razem się zabezpieczał. Brunet sam wspominał też coś o tabletkach, więc... Przecież nie było na to szans.

— Nie wiem, cholera, nie tego się spodziewałem.

— Niespodzianka, tatusiu, a teraz mnie puszczaj, wracam do domu. Odezwę się, kiedy będzie pora.

— Przecież cię nie zostawię, nie w tak stanie — powiedział Louis, nie wiedząc, jak on to wszystko przetrawi. Tym bardziej, że Harry był bardzo zły i bardzo, bardzo uparty.

— Nie potrzebujemy twojej łaski. Ani ja, ani ten zlepek. Fajnie, byłeś dobry w łóżku, całkiem nieźle się bawiłem z tobą, ale teraz mamy przed sobą rzeczywistość.

Jednak ręka Louisa nadal trzymała tą Harry'ego. Nie mógł pozwolić mu przecież wyjść, a z drugiej strony nadal coś z tyłu głowy mówiło mu, że to może nie być prawda. Walczył ze sobą jeszcze mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

— Chociaż cię odwiozę, żebyś nie tłukł się taksówką czy metrem — powiedział Tomlinson. Wiedział, że nie przekona Stylesa, aby został w jego mieszkaniu, aby obydwaj ochłonęli i porozmawiali na spokojnie.

— Jak chcesz.

I Louis złapał za kluczyki, idąc za Harrym. To naprawdę nie było to, czego się spodziewał. Liczył może na znowu dzień czy dwa szalonego seksu. Ale teraz miał za swoje.

W samochodzie panowała nad nimi bardziej niż tylko napięta atmosfera. Harry rzucił mu swój adres i wygrzebał słuchawki z kieszeni swojego płaszcza i założył je na uszy, co zdecydowanie mówiło Louisowi, aby tylko nie rozdrażniać już i tak zirytowanego ciężarnego. Nie wiedział, jak mogło do tego dojść, nie rozumiał, naprawdę. Wiedział, że muszą zrobić te testy, chciał być pewien. Nie miał pojęcia, jak powie to czy swojej mamie, czy nie daj boże temu jebanemu dupkowi, z którym i tak już miał napięte stosunki. Kontrakt kończył im się za pół roku, ale to wciąż było dużo, aby napsuć w życiu samego Louisa i zespołu.

Droga jeszcze nigdy jednak nie wydawała mu się tak dłużyć. Chociaż nawigacja wskazywała raptem dwadzieścia kilka minut, on miał wrażenie, jakby jechał godzinami i to wcale nie z powodu korków.

Kiedy dojechali na miejsce, Harry ściągnął słuchawki i spojrzał z tą samą irytacją na Louisa.

— Na razie — rzucił chłodno, ale Tomlinson nie mógł tego tak zostawić.

— Posłuchaj, nie masz może jakichś... Badań czy czegoś?

— Może mam, ale co ciebie to obchodzi, skoro uważasz, że to nie jest twój zlepek? — sarknął brunet, zakładając ręce na piersi.

— Czemu mówisz na to zlepek? To chore.

— To nie ty będziesz to usuwał z siebie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie będę się przywiązywać, póki nie będę pewien, na czym stoję.

— Co? Po prostu... Dobra, nieważne. Jakbyś miał jakieś problemy. Ty czy z dzieckiem, zadzwoń do mnie o każdej porze.

— Poradzę sobie.

I po tym Harry, bez ani słowa więcej, wysiadł i ruszył w stronę budynku. Louis wpatrywał się za odchodzącą sylwetką, póki brunet nie zniknął w drzwiach. On sam opadł nieco bardziej na fotel kierowcy, wypuszczając mocniej powietrze.

No to się wpakował. I to wpakował się w naprawdę niezłe gówno.

Oparł głowę o kierownicę, uznając, że musi się napić. Naprawdę musi, bo inaczej tego nie przetrawi.

I z taką myślą odjechał, nie chcąc nawet wiedzieć, co wydarzy się w nadchodzących tygodniach.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz