21

546 33 3
                                    

Obudzenie się w łóżku Louisa było całkiem przyjemne. Podobnie jak zasypianie. Oczywiście jego sen jednak był przerwany gdzieś koło siódmej i dziewiątej, kiedy musiał iść do łazienki, ale zrobił to na tyle cicho i szybko, że sam ledwie o tym pamiętał. A teraz, chociaż wcale nie chciał otwierać oczu, bo było mu ciepło, miło i wygodnie, a do tego czuł palce gdzieś w jego włosach, to czując zapach jedzenia i głos Tomlinsona, musiał przegrać i odpuścić dalsze spanie. Przynajmniej na razie.

Kiedy uniósł powieki, widział w pełni ubranego szatyna, który klękał obok łóżka. Na nocnym stoliku stał spory kubek z, jak Harry się domyślał, herbatą, a sam gospodarz miał w dłoni talerz z pachnącym, słodkim wypiekiem.

— Obudziłeś się? Jest po jedenastej, pomyślałem, że będziecie chcieli coś zjeść — mruknął cicho Louis, jakby nie chciał narażać Harry'ego na zbyt głośne dźwięki. Nawet roleta była spuszczona, aby ograniczyć ilość dziennego światła. — Chyba, że chcesz pospać jeszcze trochę?

Harry przeciągnął się, ziewając i mrugając kilkukrotnie oczami, jakby chciał się przyzwyczaić do tego, że nie był już w swojej małej krainie snów. Spojrzał na Louisa i w końcu odwrócił się, zakopując głowę w poduszkę.

— To chyba oznacza spanie, tak? No nic, należy wam się. Zostawię ci to tutaj, jak wstaniesz, może zgłodniejesz. Ja jadę na próbę, ale to najwyżej napiszę ci jeszcze karteczkę. No i podłączyłem ci telefon, jest z mojej strony łóżka. Chciałem ci to tylko powiedzieć, ale zostawię ci klucze przy drzwiach, okej?

Styles kiwnął jedynie głową, pozwalając na to, aby szatyn musnął jego skroń i poprawił mu kołdrę, przymykając za sobą drzwi. Brunet nawet się za nim nie obejrzał, zasypiając ponownie.

———

Kiedy obudził się sam z siebie, nie wiedział, która była godzina. Jednak czuł się tak wyspany, że aż zmęczony. I chociaż poleżałby jeszcze chwilę, wiedział, że w końcu łazienka będzie za daleko dla jego pęcherza, a i chciało mu się pić. Podniósł się, przecierając oczy i przypominając sobie, ze wcale nie spał już w salonie czy w gościnnej sypialni. Zarumienił się lekko, ale w końcu uznał, że przecież nie wydarzyło się nic złego, a skoro wyrażali swoje zainteresowanie sobą?

Harry uznał, że pomyśli o tym później. Najpierw czekała go ponowna wizytacja w łazience i naprawdę miał już tego dosyć, a najgorsze były dopiero przed nim. Nie przebierał się nawet z tego, co robiło mu za piżamę, bo w końcu wyglądało to równie dobrze jak strój po domu. Umył jednak buzię i zęby, próbując zapanować nad swoimi włosami. Tuż po tym stanął bokiem do całkiem sporego lustra i spojrzał na swój brzuch. Wiedział, że z każdym tygodniem jego dziecko będzie coraz bardziej widoczne, więc musiał rozważyć wykorzystanie swoich oszczędności i zmianę swojej garderoby na nieco większą. To akurat wcale mu się nie podobało, ponieważ całkiem lubił swoje ciasne spodnie i luźne koszule. Cóż, w to drugie może jeszcze by się zmieścił, ale jakoś się za to nie zabrał. Wrócił do sypialni i zjadł to, co zostawił mu Louis, razem z przeczytaniem małej karteczki.

Sięgnął również po telefon i spojrzał na godzinę. Było chwilę po trzynastej i tak naprawdę nie miał nic do zrobienia. Wiedział, że musiał pojechać do swojego mieszkania i zacząć się pakować, ale jakoś nie potrafił. Chciał zrobić to jak najszybciej, ale nie był głupi i miał świadomość tego, że będzie potrzebował pomocy. W końcu Louis nie mieszkał dwie ulice dalej, aby móc na przykład pakować wszystko do walizki i chodzić z nią w te i z powrotem.

Napisał do Tomlinsona z zapytaniem, kiedy ten wracał i czy chciałby coś zjeść. Chociaż nie dostał odpowiedzi od razu, nie przejmował się tym. Wiedział w końcu, że ten robił coś związanego ze swoją pracą. Dlatego Harry uznał, że ogarnie trochę dookoła. Pozbierał ubrania, wytarł wszystkie stoliki i półki, chodząc sobie powoli z miejsca w miejsca, aż w końcu przyniósł sobie coś do jedzenia i opadł na kanapie, włączając telewizor.

Nakrył się kocem, układając wygodniej na poduszce i był całkiem zadowolony ze swojej pracy. Nie widział jednak nigdzie odkurzacza, a że nie chciał jeszcze za bardzo grzebać w obcym miejscu, to zrezygnował z tego pomysłu. Kiedy skakał bezsensownie po kanałach, usłyszał, że dzwoni jego telefon. Uniósł się i odebrał, wiedząc, że tak naprawdę nie mógł dzwonić do niego nikt inny poza samym Louisem.

Cześć, Hazz. Nie chciałem pisać, bo tak będzie szybciej.

— I co, wymyśliłeś, czy chciałbyś coś zjeść?

Nie, znaczy, od ciebie zjem wszystko. Ale dzisiaj jest mecz i reszta miała do mnie wpaść, pizza, piwo. Ale może ci to nie pasować, więc...

— Nie, jest okej — odpowiedział Harry. Przebywanie z kimś innym na pewno dobrze mu zrobi. Widział, że chociaż łapał się na myśleniu o rodzicach to sprzątanie nieco pomogło mu zająć czymś myśli.

A jak się masz ty i Tommo Junior?

— Jest dobrze. Trochę ogarnęliśmy dookoła, a teraz leżę na kanapie i wyjadam ci małe pomidorki.

Mhm, będę gdzieś za dwie godziny, może mniej. Chcesz coś ze sklepu?

— Jak pomyślę, to napiszę, okej?

Okej, jak coś jeszcze napiszę, jak będziemy wychodzić. No i ucałuj tam ode mnie Tommo Juniora.

— Wiesz, nigdzie się nie wybieram, wieczorem sam będziesz mógł to zrobić.

I kiedy usłyszał śmiech Tomlinsina, zrozumiał dopiero, co powiedział. Zarumienił się wściekle, ciesząc się, że nikt nie widział jego chwilowego zażenowania.

— Tak zrobię — powiedział z rozbawieniem Louis i Harry mimo wszystko nie wiedział, że szatyn sam musiał powstrzymywać się, aby nie dodać, że również i bruneta mógł z chęcią ucałować. O tej kwestii mieli w końcu jeszcze porozmawiać na osobności.

W końcu się rozłączyli, a Harry wpatrywał się jeszcze przez moment w telefon, zanim go nie odłożył. Musiał w końcu przestać gadać to, co przyjdzie mu do głowy! Wrócił do skakania po kanałach, chowając się nawet nieco bardziej pod kocem, że ledwie wystawała mu twarz spod materiału.

Z drugiej jednak strony nie jego winą było to, że szatyn mu się podobał. W końcu gdyby było inaczej nie zwróciłby na niego uwagi w klubie, co koniec końców nie poskutkowałoby sytuacją, w której znaleźli się teraz. Może nadal wydawało mu się, jakby czuł pocałunek Louisa na swoich ustach, ale nie zamierzał mówić tego głośno.

— Ten twój ojciec zdecydowanie za bardzo miesza mi w głowie — mruknął Harry do swojego brzucha, jednak w żaden sposób nie doczekał się odpowiedzi.

A może nawet jej nie chciał, kiedy rozmyślał sobie nad tym wszystkim w głowie, czekając jedynie na moment, aż naprawdę będą mogli porozmawiać.

I miał nadzieję, że uda im się zrobić to jak najszybciej.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz