15

542 39 1
                                    

Louis chciał już wyjść ze studia, gdzie omawiali z managerem plany na najbliższą przyszłość. Jeżeli Harry twierdził, że szatyn był wrzodem na dupie, to był ciekawy, jakie określenie miałby na samego Simona. On jako jedyny był obecny osobiście, reszta wzięła udział w ich małym spotkaniu zdalnie.

Narzucił na siebie kurtkę, myśląc nad tym, czy może nie napisać jeszcze do bruneta o nie zgarnąć go gdzieś spod jego uniwersytetu albo może nie pojechać kupić czegoś dla niego i dziecka. Może i Harry miał rację, że kompletnie mu odbiło, ale właśnie dlatego też nie chciał być ojcem. Bo był za bardzo rodzinnym typem.

— Louis, możemy porozmawiać?

— Rozmawialiśmy wystarczająco długo, czego ty jeszcze chcesz? — burknął szatyn, ale zatrzymał się. Wiedział, że tego człowieka lepiej było nie denerwować.

— Słyszałem tu i tam, że nadal kręcisz się za jednym chłopaczkiem.

— No i? Chuj ci do tego, co robię w wolnym czasie, póki nie psuję wizerunku zespołu.

— No i to, Louis, że mi się to kurewsko nie podoba. Masz reputację do utrzymania, więc nie możesz od tak tego zaprzepaścić.

Tomlinson napiął mięśnie. Wiedział, że nie mógł powiedzieć niczego na temat ciąży Harry'ego, inaczej Simon wpierdoli im się z tym swoim obleśnym nocholem w ich życie.

— Nie myśl też, że nie wiem o waszej wizycie w klinice. Problem mam nadzieję został rozwiązany.

I nie tego spodziewał się szatyn. Chciał zakląć, chociaż powinien przecież wiedzieć, że jeśli ten sobie tego życzył, to bez problemu mógł znać każdy jego krok.

— Został, wychowamy je razem, wyobraź sobie.

No, i tyle by było, jeśli chodzi o zasadę nie wkurwiania swojego managera.

— Louis...

— Ty chyba oszalałeś, myśląc, że będę chciał, żeby je usunął!

— Tu chodzi o twoją karierę.

— Chyba o twoje pieniądze. Posłuchaj, nie ma w umowie nic na ten temat, nawet to sprawdziłem, więc możesz mnie w dupę pocałować.

— Pożałujesz jeszcze tego — warknął mężczyzna, wpatrując się nieprzyjaznym wzrokiem w Tomlinsona.

— Pożałujesz to ty, kiedy od ciebie odejdziemy i zostaniesz z ręką w gównie. Na razie.

I nie odwracając się ani razu więcej, wyszedł, nie mając już ochoty oglądać tej facjaty. Na dworze zaraz wyciągnął papierosa i go odpalił, ruszając w stronę samochodu.

Musiał skupić się na ważniejszych rzeczach niż ten chuj, więc zaczął zastanawiać się, czy Harry ucieszy się jeśli zamiast truskawek kupi mu dla odmiany maliny.

———

Kiedy Harry otwierał drzwi do swojego mieszkania, już nawet nie drgnęła mu brew, kiedy widział, że Louis znów coś kupił. Całe popołudnie spędził w kuchni, układając wszystko według daty do spożycia i zrobił sobie nawet listę tego, co nie mogło długo czekać, a co mogło postać jeszcze kilka miesięcy.

— Cze... — zaczął Louis, jednak Harry zaraz mu przerwał.

— Co znowu nakupowałeś? Louis, do cholery, masz zakaz chodzenia do sklepu.

Głos bruneta jednak nie brzmiał, jakby ten był zły. Raczej zmęczony w rozbawiony sposób zachowaniem muzyka, który nie dał sobie nic powiedzieć.

He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz