19

512 37 4
                                    

Gdyby Louis miał porównać całowanie Harry'ego do czegokolwiek, to jedyną odpowiednią metaforą może byłby największy koncert w jego życiu. Czuł ten sam ładunek emocji, taką samą adrenalinę. Jakby w jego uszach rozlegał się krzyk tłumu, jeszcze bardziej napędzający go do działania.

A może uczucie ust Harry'ego na swoich było czymś jeszcze więcej, czego nie mógłby opisać słowami. Miał wrażenie, że kiedy tylko zakosztował ich pierwszy raz te kilka miesięcy temu, tak teraz żadne inne nie potrafiły dla niego istnieć. Były jak najlepszy narkotyk, od którego uzależnił się natychmiast.

Styles był kompletnie zaskoczony i zmieszany. Nie spodziewał się tego, że Louis tak nagle go pocałuje. Nie w takim momencie. Nie oddał ich, nie potrafił, kiedy tak wiele sprzecznych emocji w nim buzowało.

— Dlaczego mnie pocałowałeś? — zapytał brunet, kiedy oderwali się od siebie, a twarzy Louisa nadal była tak blisko jego własnej.

— Nie wiem, to był odruch. Chciałem pokazać ci, że... Że nie kręcę się wokół ciebie tylko z powodu naszego dziecka. Że chcę być blisko dla ciebie. Może to chujowy moment, a ja jestem romantyczny jak pół dupy zza krzaka, ale już od jakiegoś czasu o tym myślałem.

— Louis...

— Pogadamy o tym jutro albo za dwa dni, co? Obydwaj musimy się uspokoić. Chodź, znajdziemy może jakąś kawiarnię. Napijemy się herbaty i zjemy lepsze ciasto, to smakowało jak gówno.

— Nie kłam, żeby mnie pocieszyć. Kurwa, zjadłeś cztery całe kawałki. Byłeś gotowy nawet zabrać jeszcze jeden z mojego talerza — zaśmiał się przez łzy Harry, pozwalając, aby Louis starł je z jego twarzy.

— Cicho, zjadłem pięć tak swoją drogą, ale było gówniane, jak ty byś takie zrobił, to by smakowało jak niebo.

— Zamknij się, bo mnie nie pocieszasz, tylko zmuszasz do upieczenia czegoś podobnego.

— Okej, okej, ale już nie płacz, dobra? Bo naprawdę pójdę i napluję na talerz jak skończony buc.

— Fuj, to obrzydliwe — mruknął Harry. — Moje dziecko nie będzie uczyło się od ciebie manier.

— Hej, bronię honoru twojego i Tommo Juniora! Dlatego proponuję stąd jechać.

Brunet pokiwał głową i przytulił się na ostatni moment do Louisa i pozwolił, aby ten złożył na czubku jego głowy buziaka czy dwa.

Nie czekając, od razu wyjechali spod rodzinnego domu bruneta, zatrzymując się gdzieś poza miastem. Harry nadal był roztrzęsiony i nie miał ochoty na żadne kawiarnie. W końcu zdecydowali nie jechać się do Doncaster. Chociaż szatyn znał swoją mamę i wiedział, że ta nie zareaguje tak gwałtownie i bezsensownie, to jednak wolał nie narażać chłopaka na dodatkowy stres. Może w przyszłym tygodniu, może przez wideoczat.

Na szczęście w drodze powrotnej do Londynu Harry zasnął, chociaż co chwila Louis słyszał pociąganie nosem i widział, że ten wpatrywał się w telefon, jakby liczył na to, że jego matka nagle zadzwoni, cofając swoje słowa. Tak się jednak nie działo. Mieli kilka przerw na stacjach benzynowych, kiedy brunet narzekał na swój pęcherz, a Louis dokupował dla nich drobną przekąskę albo nowe napoje. Jednak były to szybkie przerwy i szybko wracali na drogę.

Kiedy dojechali do stolicy, było już ciemno. Styles nadal był milczący i spał, a Louis mu nie przeszkadzał. W końcu doskonale wiedział, gdzie jechać. Nie miał zamiaru pozwolić na to, aby Harry wrócił do tego jednego mieszkania, no chyba, że będzie chciał dyrygować podczas pakowania. Wiedział, że byłoby trudniej, jeśli kolejnego dnia chłopak miałby zajęcia, ale przecież w tych czasach wszystko dało się zorganizować bez problemu.

Kiedy dojechali i Louis zaparkował, wyłączając wszystko, w końcu zabrał się za budzenie Harry'ego.

— Hej, śpiąca królewno, dojechaliśmy — mówił cicho, delikatnie potrząsając ramieniem bruneta.

Na szczęście jednak brunet wcale nie spał głęboko, więc nie musieli siedzieć za dużo w aucie.

— Gdzie jesteśmy?

— Na parkingu pod moim blokiem. Pomyślałem, że nie chcesz być sam, a mi nie uśmiechało się jechanie tam.

— Tak, dziękuję, że o mnie pomyślałeś — powiedział cicho Harry, bo faktycznie nie chciał zostać z samym sobą i swoimi myślami o rodzicach.

Na szczęście nie musiał przejmować się brakiem ubrań, ponieważ w bagażniku był jego plecak z najważniejszymi rzeczami. Kiedy on stał, dziwnie zmarźnięty i zaspany, Louis musiał na nowo walczyć z samochodem, aby móc wyjąć ich torby.

Apartament był tak samo duży, jak pamiętał to Harry. I ponieważ nie był tutaj za wiele razy, to był całkiem ciekawy wszystkich zakamarków, tym bardziej, że miał tutaj zamieszkać. Chociaż kompletnie nie czuł się z tym dobrze, nie chcąc jeszcze bardziej żerować na Louisie, to to było dla niego najbezpieczniejsze.

— Czuj się jak u siebie. Ja ogarnę pokój gościnny, dawno nikt mnie nie odwiedzał, nawet własne siostry. Może naleję ci wody do wanny? Powylegujesz się trochę.

— Poproszę, ale najpierw łazienka — mruknął Harry, uśmiechając się lekko, choć jego oczy były popuchnięte, a na twarzy było widać zmęczenie. Styles nie zniknął na długo, dosłownie z minutę później znów był w salonie. — Usiądę na chwilę.

Louis poprowadził go na kanapę i narzucił nawet koc na ramiona bruneta, mówiąc, że zaraz wraca. Harry kiwnął jedynie głową, znów sięgając po swój telefon.

Przygotowanie sypialni nie trwało aż tak długo. Miał osobę od sprzątania, więc nie musiał szorować mebli, jednak zmienił tak dla pewności pościel. W tym samym czasie woda lala się spokojnie do wanny. Louis pisał również z mamą, uprzedzając ją, że coś mu wypadło i nie będzie mógł przyjechać kolejnego dnia.

Kiedy wszystko było gotowe, chciał pójść po Harry'ego i pomóc mu w dojściu do finału, jakim było otulenie go kołdrą i pozwolenie brunetowi spać spokojnie całą noc. Jednak w salonie zastał bruneta, który już spał, a on nie miał serca budzić go ponownie po tak ciężkim dniu. Uporał się jednak z większością jego ubrań, aby było mu nieco wygodniej i pomógł położyć, idąc po poduszkę i kołdrę. Mógłby spróbować go przenieść, ale cóż... Może udałoby mu się to przez pięć sekund, zanim jego wiotkie ręce nie odmówiłby posłuszeństwa. Dlatego wolał zapewnić mu jak najbardziej komfortowe warunki w salonie. Przyniósł butelkę soku z kuchni, kładąc na stoliku obok i zadbał o to, aby wszystkie rzeczy Harry'ego były dookoła niego.

— Dobranoc, współlokatorze — mruknął cicho Louis, przeczesując ciemne kosmyki i wpatrując się w spokojną twarz.

Obiecał sobie, że skoro chłopak właśnie stracił rodzinę, to on zrobi wszystko, aby mu ją zastąpić.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz