01

558 34 0
                                    

Takie miejsca jak to były niemalże takie same, niezależnie od tego, gdzie się wybrało.

I Louis o tym wiedział, kiedy pewnym krokiem wchodził do jednego lokali, z którego rozbrzmiewała muzyka. Wcześniej wypili już po szocie, więc byli gotowi na kolejne pyszności, które mieli zamiar wlać w swoje gardła. Zdecydowanie żaden z nich zamierzał odmawiać sobie dobrej zabawy, chociaż wiedzieli, że to wcale nie będzie takie łatwe, gdy tak wiele osób ich znało.

Już na wejściu ochroniarz nie chciał nawet od Louisa kilku funtów za stanie bez kolejki, chociaż i tak musiał te kilka minut przy niej pobyć, aby porozmawiać z fanami i zrobić sobie zdjęcia. Zresztą nie tylko on, bo reszta ekipy również musiała zmierzyć się z tym samym.

Zalety i wady sławy, pomyślał Tomlinson, kiedy pozwolił sobie na ostatnie zdjęcie.

Nie widział dokładnie wnętrza, do którego właśnie wszedł. Może gdyby przyszedł za dnia byłby w stanie lepiej to wszystko opisać, bo teraz migające światła zdecydowanie nie pomagały mu w rozejrzeniu się. Duże grupy ludzi również w niczym nie pomagały, ale kim on zresztą był, aby komentować wnętrze. Liczyła się w końcu dobra muzyka, jeszcze lepszy alkohol i gorące ciała na parkiecie.

Louis przecież nie był aż tak wybrednym człowiekiem, żeby chodzić do jak najbardziej drogich i ekskluzywnych miejsc.

— To co, ja i Zayn zajmiemy jakieś wolne miejsce, a ty z Niallem pójdziecie do baru?

— A co chcecie? — odpowiedział głośniej Louis, kiedy muzyka już nie była tylko lekkim szumem na ulicy.

— Po piwie, w końcu to na początek, nie?

Szatyn kiwnął głową. Chciał już pociągnąć Horana za sobą, jednak ten mruknął coś o nagłej potrzebie w łazience i zniknął, zostawiając Louisa samego. Na szczęście Tomlinson wiedział, że ten również będzie wolał piwo, więc nie musiał martwić się o to, że zamówi dla niego coś nieodpowiedniego.

Sam wmieszał się w końcu w tłum. Rozgrzane ciała, które bujały się w rytm klubowej muzyki; pary, które tańczyły ze sobą tak blisko, że przez niektórych mogłoby to być uznane nawet i za nieodpowiednie. Louis jedynie rzucał króciutkie spojrzenia na osoby, szukając kogoś ciekawego. Wydawało się jednak, że nikt nie potrafił przyciągnąć jego uwagi. Nie był jednak zawiedziony, nie był nawet w tym miejscu nawet kilku minut. Może potrzebował jedynie chwili relaksu z przyjaciółmi, aby później ruszyć ze świeżym umysłem na parkiet.

Jednak w tym samym momencie, w którym sobie o tym pomyślał, stanął. Jego oczy zatrzymały się na wysokim brunecie, który stał przy barze, opierając się o niego plecami i popijając drinka. Widział rozpiętą niemalże do pępka koszulę, i kiedy światło padało odpowiednio, to Tomlinson był pewien, że dostrzegał kawałki porozrzucanych po ciele tatuaży, odznaczających się od jasnej skóry i błyszczących naszyjników, które wisiały na torsie nieznajomego.

Louis miał wrażenie, że ten ignorował dosłownie każdą osobę w pomieszczeniu, choć jego wzrok również omiatał z lekkim znudzeniem salę. A to wszystko powodowało, że Tomlinson naprawdę chciał, aby ich spojrzenia się spotkały.

Podszedł w końcu do baru i stanął idealnie obok bruneta. Oczywiście nie miał zamiaru od razu pokazywać swojego zainteresowania. Stanął twarzą w stronę alkoholi, udając, że myślał nad tym, czego się napić, chociaż doskonale wiedział. Jednak teraz widział nieco dokładniej twarz nieznajomego. Miał wrażenie, jakby ten miał niemal wywyższającą się minę, gdy raz za razem unosił kieliszek z różowym napojem. Ale musiał przyznać, że brunet był... śliczny. Nie wiedział, czy mógł nazwać go przystojnym. Coś w tych pomalowanych na jasny kolor paznokciach i różowej koszuli powodowało, że Louis nie mógł nazwać go inaczej niż piękny czy śliczny. Jednak w tym samym czasie ten wydawał mu się być równie męski.

He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz