16

525 35 1
                                    

Życie Harry'ego stało się o wiele prostsze i przyjemniejsze, od kiego pojawił się w nim Louis. Musiał przyznać, że zakolegowali się i Styles poczuł, że miło było mieć kogoś, do kogo mógł napisać albo zjeść wspólny posiłek. Tomlinson zresztą coraz częściej spraszał się do jego mieszkania pod głupimi pretekstami, a brunet już bezwiednie specjalnie gotował więcej lub łapał się na tym, że wyjmował dwa talerze zamiast jednego.

I tak jakoś sobie żył. Nie przeszkadzały mu już nawet plotki na temat ich znajomości. Ba, zaczął je ignorować. Na początku było to dla niego bardzo męczące, teraz jednak wiedział, że skoro mieli mieć razem dziecko, chcąc czy nie, musiał się przyzwyczaić. W końcu przemógł się i przesłuchał również piosenki The Rouge, głównie dlatego, że jednego wieczoru zmusił go do tego Louis. I musiał przyznać, że brzmiały naprawdę całkiem nieźle. Spodziewał się okropnego chłamu; kolejnego zespołu pretendującego do bycia rockowym, a grającym romantyczne ballady. Oczywiście pohamował się z komplementami, mówiąc, że było znośnie.

W końcu jednak Harry był w dziesiątym tygodniu, jego brzuch już był zaokrąglony i nie tylko przy jedzeniu. Tomlinson niemalże nie spuszczał wzroku z ciała bruneta i musiał powstrzymywać się, aby tylko nie gładzić co chwila napiętej skóry. Oczywiście tylko w momentach, kiedy ciężarny nie narzekał na mdłości lub wzdęcia, które wydawały się męczyć mocniej niż wcześniej. Co ważniejsze jednak, był to był też czas, kiedy zdecydowali się na to, co planowali od samego początku.

Chcieli zrobić test na ojcostwo.

Louis oczywiście nie powiedział nikomu ani słowa. Wolał, aby nie dotarło to do jego managera, który uparcie starał się teraz uprzykrzyć mu życie. Louisowi wydawało się, że gdzie by się nie ruszył, zawsze ktoś czaił się na niego za rogiem, aby tylko zrobić mu zdjęcie. I to właśnie dlatego starał się wychodzić jak najrzadziej, albo specjalnie się przebierał, aby tylko go nie rozpoznano.

Co do samego testu jednak, wydawało się jednak, że zaczęli podchodzić do tego z małym oporem. Głównie widać było go u Louisa, który chyba naprawdę uznał to dziecko i nie chciał nagle przekonywać się, jeżeli wyszłoby, że jednak nie było jego. Harry zdawał się jednak nieco bardziej naciskać, jakby chciał zrzucić tą niepewność, która mimo wszystko gdzieś między nimi panowała.

— Boisz się? — zapytał brunet, kiedy siedzieli jednego wieczoru na ich wspólnej kolacji. Zaczynało być to dla nich coś tak stałego, że niemalże dziwnym było, kiedy w poszczególnie dni tygodnia musieli to odwołać.

— Nie wiem co mam myśleć o tym — odpowiedział Louis, wpatrując się w okno, za którym padał deszcz. Próbował jak najbardziej przeciągnąć pobyt w mieszkaniu bruneta. U siebie byłby sam. Jasne mógłby zaprosić chłopaków, ale przez te tygodnie nauczył się do tej... Ciszy i spokoju, jaka panowała u Harry'ego. — Jakbyś próbował wydoić mnie na kasę, na pewno nie spraszałbyś mnie na kolacje i nie wkurzał się, że zawalam ci mieszkanie różnymi rzeczami, a szukałbyś sposobu, żeby zgarnąć pieniądze. A ty i ciągniesz mnie na badania, i dzielisz się tymi nowinkami. Jak mam nie wierzyć, że to mogłaby nie być prawda? No i, cholera, przyzwyczaiłem się, że Tommo Junior jest, cóż... Tommo Juniorem.

— Pojedziemy jutro i po prostu to zrobimy. Wiem, że spałem wtedy jedynie z tobą, a wiatropylny chyba nie jestem, ale będzie spokój.

— To będzie najlepsza opcja. Nie ma się co wahać, bo pewnie nigdy się na to nie zdecyduję, odkładając to w czasie. Chyba oszalałem przez to wszystko.

— A jak nowa płyta? — zapytał Harry, chcąc zmienić nieco temat.

— O, pan krytyk w końcu zaczął się interesować? — mruknął Louis, leżąc na kanapie, kiedy Harry krążył po mieszkaniu, nie wiadomo było właściwie dlaczego. — Byłem pewien, że nie lubisz naszej muzyki i chuj cię ona obchodzi.

— Pytam z grzeczności, nie wyobrażaj sobie — burknął Styles, sięgając po cukierka z niewielkiej miseczki.

— Średnio, chyba za wcześnie do tego wróciliśmy, jakoś nie umiemy ogarnąć dobrych pomysłów. Tak gramy bo gramy, coś tam piszemy, próbujemy dogadać się z tekściarzami... Nuda. I poza tym, naucz się kłamać, widziałem na Spotify, czego słuchałeś.

Brunet spojrzał na niego ze zmrużonymi oczami i finalnie zrobił kuleczkę z papierka po cukierku i rzucił nią w szatyna. Ten nawet nie mrugnął a pocisk Harry'ego koniec końców wylądował na kanapie, nie wyrządzając nikomu żadnej szkody.

— Muszę w końcu powiedzieć rodzinie o tym wszystkim — jęknął brunet, w końcu spychając nocy Louisa z kanapy i samemu na niej siadając. Szatyn podciągnął nogi, zginając je teraz w kolanach, a gospodarz zrobił sobie podpórkę, kładąc na nich głowę.

— Ta, nie ty jeden. Już czuję pogadankę na ten temat, szczególnie, że kiedy byłem ostatnio w domu, moja mama coś narzekała na temat mojego życia. Wyszła wtedy ta afera z naszą dwójką i suszyła mi głowę, że młodszy się nie robię, więc mógłbym się ustatkować.

Co ciekawe jednak, Louis od momentu poznania Harry'ego nie chodził ani na imprezy, ani nie spotykał się z nikim innym, nawet jeśli na dobrą sprawę nic nie było między ich dwójką. Jasne, zgadywał się z resztą zespoły, aby wyskoczyć gdzieś razem, ale jakoś nie potrafili się zebrać.

—Taki gwiazdor, a tak się boi mamusi?

— E, nie popisuj się tam, bo też trzęsiesz dupą przed swoją — burknął Tomlinson, wpychając stopy pod nogi Harry'ego, aby je ogrzać. Sięgnął też po notatki z zajęć chłopaka i zaczął je przeglądać. — Mógłbyś sobie wstawić jakiś telewizor, nuda straszna.

— I kiedy miałbym na niego patrzeć?

— W wolnych chwilach. No i kiedy przebywam tutaj ja.

— Nie myśl nawet, żeby cokolwiek tutaj kupować — mruknął Harry. — Zresztą szybciej będę musiał myśleć o przeprowadzce gdzieś indziej. Jak pojawi się Hazz Junior, nie będzie za dużo miejsca. Znaczy nie no, wiem, że na te pierwsze lata będzie chyba okej.

Louis nie chciał nic proponować. Nie w tym momencie, kiedy żaden z nich nie wiedział, na czym tak naprawdę stali.

— Ale koniec końców wszędzie jest blisko, nie? Zresztą, wiesz, mógłbyś mnie zaprosić do siebie, a nie wiecznie kurczymy się tutaj.

— Ty masz dużo pysznego jedzenia i jest bliżej. Teraz muszę znaleźć sposób na to, żebyś codziennie robił mi hamburgerki.

Louis może nawet wstawił zdjęcie czy dwa na swoje story na Instagramie. Dlaczegóż by nie, skoro robił to i tak coraz częściej. W końcu posiłki Harry'ego wyglądały tak smakowicie, że nie mógł podenerwować reszty świata.

— Ty się nawet tutaj nie stołujesz codziennie — powiedział Styles, sprowadzając go na ziemię.

— Może zacznę?

— Stówka za stolik, kurde — rzucił Harry, wyrywając w końcu notatki z rąk szatyna. — Skończ nimi tak obracać, jeszcze mi je pognieciesz wszystkie.

— Okej, okej, już nie dotykam.

— Jak nie masz co robić to możesz podrapać mnie po plecach.

Louis spojrzał na niego z uniesioną brwią. Harry zdecydowanie zrobił się przy nim wygodnicki. Zgodził się jednak, a brunet chwilę później siedział między jego nogami z koszulką podciągniętą do głowy. Bokiem opierał się o poduszki na kanapie, a szatyn gładził jego skórę. I musiał przyznać, że ciężko było mu powstrzymać swoje myśli, kiedy słyszał ciche pomruki, gdy tylko trafiał na miejsce, o które akurat chodziło brunetowi.

— Nie za dobrze ci?

— Nie — mruknął Styles, wyginając swoje plecy jeszcze bardziej. Zdecydowanie było to przyjemne, szczególnie, że sam nie potrafił sięgnąć w każdy rejon.

Nie zauważył nawet, kiedy zasnął, jednak zdradził go głębszy oddech i to, że niemal opadł na Louisa, który siedział za nim. Szatyn jednak nie miał w planach budzić Harry'ego, pozwalając, aby ten ułożył głowę na jego ramieniu. Może sam objął go wolną ręką, kładąc ją niemal bezwiednie na brzuchu.

Nie zrobił jednak nic więcej, uznając, że poczeka. Poczeka na wyniki i później zastanowi się nad podjęciem pewnych, poważnych kroków.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz