29

547 34 5
                                    

Wspólne gotowanie zawsze było miłe. Okej, może nie było tak zawsze, ale były to tylko drobne szczegóły, którymi nie zaprzątał sobie głowy. Na początku Tomlinson musiał przyznać, że nienawidził stania przy garach, krojenia i czekania. Wolał już zamówić sobie coś do jedzenia, co przyszłoby do niego w podobnym czasie bez tony naczyń do zmywania i wizyty straży pożarnej. Ale przy brunecie nauczył się pewnej cierpliwości. Może kiedy wpatrywał się, gdy ten gotował jeszcze w swoim mieszkaniu, a może kiedy widział uśmiech na jego twarzy, gdy coś mu smakowało.

Zresztą dzięki temu, mogli spędzić razem czas — i nie ważne było, że robili to niemal na okrągło, mieszkając ze sobą i będąc skazanymi na swoje towarzystwo — Louis mógł udawać, że niby to przypadkiem dotykał Harry'ego, aby tylko czuć jego miękką skórę przy swojej. Lubił zresztą też tą małą zabawę, jak gdyby brunet niby to niczego nie czuł, a koniec końców i tak sam przysięgał się bliżej niego, łaknąc jeszcze krótkiego kontaktu.

Jeśli chodziło o same przygotowywanie posiłków, to tak jak Louis powiedział – Styles pomagał mu jedynie z ciastem, bo w tym brunet zdecydowanie był najlepszy i kiedy te się piekło, szatyn wygonił go do salonu, aby chociaż jeden posiłek był niespodzianką. Wiedział, że sam może wyciągnąć wypiek, tym bardziej, że miał zegarek ustawiony w piekarniku, więc kiedy nadejdzie pora, ten sam zadzwoni. Dlatego właśnie ze spokojem mógł zabrać się za wyciąganie wszystkiego, czego potrzebował do stworzenia głównego dania. Może nie był to najbardziej wymyślny przepis, ale kiedy jakiś czas później układał mięso i ziemniaki na talerzu był z siebie całkiem dumny. Normalnie pilnował go Harry, a teraz dał sobie radę sam. Ciasto również się studziło i może Louis zjadł mały, ale taki malutki kawałeczek, aby spróbować, czy na pewno było dobre.

Nie było co mówić, ponieważ Styles wydawał się jeszcze nigdy nie zepsuć niczego w kuchni, więc nie dziwiło Louisa to, jak pyszne było ciasto, kiedy sięgał po drugi kawałek, wiedząc, że brunet na razie nie miał w planach ruszyć się z kanapy, ponieważ słyszał jego narzekanie na to, że jego głodny i wszystko go boli, a Tommo Junior męczy go jak szalony.

I szatynowi nie pozostało nic innego, jak tylko ulżyć Harry'emu w jego cierpieniach i przynieść talerze z jedzeniem. Okej, może wyobrażał to sobie inaczej niż siedzenie na poduszkach na ziemi, przy małym stoliku, ale było w tym coś, czego nie miał nigdy zapomnieć. Byli sami, w wygodnych ubraniach i w miejscu, gdzie nie musieli przejmować się dosłownie kimkolwiek. Jasne, na początku chciał zrobić coś podobnego w domu, ze świecami i całym tym romantycznym gównem, ale ostatnio Harry narzekał, że ich zapach mu się nie podobał. Chciał również kupić kwiaty, ale Styles nakrył go na jego sklepowej eskapadzie, więc tego nie udało mu się zrealizować.

Na szczęście jednak brunetowi smakowało jedzenie, które ten przygotował i bez problemu oddał mu nawet część ze swojego talerza, wiedział, że zawsze mógł zapchać się ciastem i być równie szczęśliwym.

— Nie spodziewałem się, że to będzie takie dobre — jęknął Harry, pocierając się po brzuchu, jakby próbował sprawić, że całe to jedzenie od razu mu się w nim ułoży. — Nie obrażę się, jak będziesz robił coś takiego częściej.

— Już nie boisz się o kuchnię? — zapytał ze śmiechem Louis, kiedy podnosił się, aby pozbierać naczynia. Było miło i nawet jeśli to nawet w najmniejszym stopniu nie przypominało randki, a każdy z ich normalnych wieczorów, to nie miał zamiaru narzekać.

— Masz okres próbny na przebywanie w niej — odpowiedział Styles, samemu podciągając się, aby na nowo znaleźć się na kanapie, gdzie teraz narzekał, jak najedzony był i że zaraz chyba pęknie.

He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz