30

506 33 0
                                    

Nie było do końca wiadomo, czy Harry faktycznie pamiętał słowa, które wypowiedział tamtej jednej nocy do Louisa, ale równie mocno wyglądało na to, że musiał jednak mieć tego świadomość, kiedy kładł się bliżej szatyna za każdym razem i zrobił się jeszcze bardziej przylepny niż kiedykolwiek wcześniej.

Sam Tomlinson jednak wyglądał na i tak zadowolonego, nie musząc słyszeć tego wyznania drugi raz. W końcu uznał, że zaspany Harry na pewno nie mógł kłamać i słowa były niczym więcej jak najprawdziwszą prawdą. Przez to też jeszcze mocniej był gotowy nawet na najbardziej okropne rozpieszczanie bruneta i ich dziecka, które nadal nie pojawiło się na świecie. Jasne, było coraz bliżej i tak naprawdę teraz spodziewali się, że poród Tommo Juniora może mieć miejsce dosłownie w każdym momencie, nawet jeśli do daty było jeszcze trochę czasu. Ale nie aż tak dużo, aby mogli spać spokojnie i o tym nie myśleć.

Upychali ostatnie ubranka w pokoju, który docelowo miał należeć do właśnie do malucha. Głównie to Louis próbował upchać to, co poskładał Styles. Oczywiście brunet narzekał, że zaraz wszystko będzie pogniecione, ale jakoś tracił uwagę, kiedy muzyk obcałowywał jego twarz albo dziecko zaczynało kopać go niemiłosiernie. Co oczywiście nie znaczyło, że po jakimś czasie nie wracał do beznadziejnego wpatrywania się w szafę.

— Hazz, proszę cię, jak Tommo Junior pojawi się na świecie, będziemy martwić się tylko tym, żeby pielucha utrzymała pakunek i jak zdobyć kilka minut snu. Kto będzie zwracał uwagę czy ubranko nie jest idealne? I tak za miesiąc z niego wyrośnie.

— Nie mądrz się, bo ci się po prostu nie chce — mruknął Harry, ale pozwalał, aby drugie ciało przytuliło się do jego pleców.

— To też — przyznał bez kłótni Louis, całując kawałek szyi bruneta. — Ale tak tylko troszkę.

— Jesteś niemożliwy.

— Ale takiego mnie kochasz, co nie?

— Niestety — westchnął z udawanym cierpieniem Harry, zaraz jednak chichocząc. — Nie mogę się doczekać, aż będę mógł chodzić bez tego brzuchatego balastu.

— Za to będziesz miał Tommo Juniora w ramionach, to równie ważne.

— Ale nie będzie w nich przecież przez cały czas. To pocieszające. Moje plecy też mają swoją wytrzymałość.

Louis zgodził się, prowadząc Harry'ego na kanapę, aby ten sobie usiadł.

— Otworzysz okno albo coś? Chyba znowu uderzyło mnie to gorąco?

— Jasne.

Chwilę później w pomieszczeniu było nieco chłodniej, ale wydawało się, że Harry dalej czuł się tak, jak gdyby przebiegł maraton w pełnym słońcu. Machał sobie przed twarzą magazynem, który zostawił rano, czując, jakby się roztapiał.

— Może dam ci wody?

— Zaraz mi przejdzie, czytałem o tym. Idź chować tam wszystko dalej.

— Na pewno?

— Tak, zawołam cię.

Louis nie wyglądał na specjalnie przekonanego. Jasne, miał, kiedy całkiem nieźle doświadczenie, kiedy jego mama była w ciąży, ale to było tak wiele lat temu, a i każda była inna, że mógł jedynie się domyślać, jak ten się czuł.

Nie dotykał go, aby tylko nie sprawić, że ten na nowo zacznie narzekać, wracając do pokoiku. Nie zostało mu za wiele do schowania, więc szybko poukładał wszystko na półkach, aby wrócić do Harry'ego.

Ten pocierał swój brzuch, mamrocząc coś pod nosem, a kiedy Louis stanął w drzwiach, uśmiechnął się miękko. Nie spodziewał się, że jego życie potoczy się właśnie w taki sposób. I chociaż na początku narzekał jak cholera, zastanawiając się, w jakie gówno wpadł, tak teraz nie zamieniłby tego na nic innego. Czasami chciał poznać kogoś idealnego dla siebie, ale zawsze coś było nie tak. A teraz był w stanie oddać wszystko, aby móc widzieć szczęście na twarzy bruneta. Było to kompletnie szalone, ale właśnie tak się czuł.

— Lou! — zawołał Styles, nie wiedząc, że ten był tak blisko.

— Co jest?

— Tommo Junior chyba łamie mi żebra, chcesz poczuć mój ból? — zapytał ten, a Tomlinson w życiu nie odmówiłby sobie małej zabawy ze swoim dzieckiem.

I poczucia tych drobnych nóżek pod jego dłońmi za każdym razem było dla niego czymś niesamowitym, że miał ochotę ogłosić całemu światu, jak cudowne i niesamowite było jego dziecko, kiedy tak w sumie nie robiło nic specjalnego. Oczywiście Harry za każdym razem uśmiechał się miękko, jakby rozczulał go taki widok Louisa, gdy ten był w stanie rzucić wszystko, aby tylko móc to poczuć. Oczywiście dla niego nie było to takie przyjemne, ale chyba ten widok wynagradzał mu ten cały ból.

— Boże, ale tata będzie się z tobą bawić. Zobaczysz Juniorku, będziesz mnie mieć dosyć.

— Będziesz udawał konika?

— Ba, dla naszego małego szczęścia to ja bym nawet na bramce stanął!

Harry uniósł rękę i wsunął ją w karmelowe kosmyki, czując, jak jego serce bije chyba szybciej niż powinno.

— I co powiesz tacie, hm? Tak, że kochasz swoją mamusię?

— Nie będę mamusią, Louis.

— Proszę cię, idealnie pasujesz na mamusię — mruknął Tomlinson, wpatrując się w bruneta. — Poza tym, ja nie mogę być ojcem, a ty tatą. Jestem zbyt cool, żeby nazywać mnie ojcem.

— Coś wymyślimy jeszcze. Ale możesz wrócić do swojej rozmowy, już nie będę ci przeszkadzał.

I Louis tak właśnie zrobił. Wrócił swoją uwagą do nabrzmiałego brzucha, całując napiętą skórę.

— Tak? Pokazujesz jak bardzo kochasz swoją mamusię? Coś ci powiem, ja też ją bardzo kocham.

Styles zarumienił się, odwracając wzrok. Oczywiście, że był niemalże przepełniony tymi wszystkimi emocjami, których nigdy wcześniej nie miał okazji odczuwać. Jasne, był zakochany, spotykał się z kimś, ale nigdy nie było tak głębokie jak teraz. Czasami wyobrażał sobie przyszłość i miał wrażenie, że chociaż zamiast domu było duże mieszkanie, a i brakowało jakiegoś zwierzątka, to i tak wyglądało to dokładnie tak jak z jego marzeń. No, może jedynie liczył na to, że wydarzy się to o wiele lat później, kiedy będzie miał stabilną pracę, a nie będzie pasożytował, ale na szczęście Louisowi pieniędzy nie brakowało. I to nie tak, że Harry szukał wyłącznie kogoś bogatego, w końcu na dzień dobry nawet nie wiedział, kim ten był.

Ale było to całkiem miłe nie przejmować się tym, co będzie kolejnego dnia i czy nagle nie zabraknie im czegoś w portfelu. Nie musiał się dzięki temu dodatkowo martwić, a przecież, gdyby został sam z dzieckiem na głowie, czuł, że byłoby o wiele gorzej.

— Ach, no oczywiście, że będziemy nosić mamę na rękach, co nie, Junior? Aj, aj, ale nie kop tak mocno, zrobisz krzywdę, mała cholero. Ty się już na dzień dobry nie masz zamiaru słuchać, co?

— Mówiłem, że będzie jak ty — wtrącił się Harry, próbując powstrzymać kolejną falę uczuć, które miały zmienić go w okropną mazgaję.

— Oj, cicho tam. Ważne, że przynajmniej będzie uparte po najfajniejszym człowieku na ziemi.

— Ale on nie będzie uparty po mnie — zaśmiał się Styles.

— Za to złośliwy już na pewno — odpowiedział Louis. — Zresztą ty jesteś najpiękniejszy, a ja najfajniejszy.

— Robisz ze mnie zgreda?

— No wiesz, wtedy w barze nie dałeś poznać się od najzabawniejszej strony.

— I zobacz, jak skończyliśmy pomimo mojego bycia zgredem.

— A narzekasz?

— Czasami, głównie jak mam zgagę albo nie mogę nic zrobić dookoła siebie. A tak to nie.

Louis uśmiechnął się, unosząc się, aby móc musnąć pełne wargi.

Cóż, on również nie narzekał, nawet jeśli już za krótki czas ich życie miało przewrócić się do góry nogami.

Ale czuł, że był na to gotowy.


He Lives In Daydreams With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz