ROZDZIAŁ 41 (PO KOREKCIE)

506 18 4
                                    

JADE


Ból, ból i jeszcze raz ból.
Nie wiem co się działo. Nie kontaktowałam.
Czułam tylko uderzenia na całym ciele i ciepłą ciecz rozlewającą się wewnątrz mojego ciała jak i na zewnątrz.
Mrowiło całe moje ciało. Przechodziły mnie dreszcze a gardło paliło mnie żywym ogniem.
Nie wiem czy z powodu braku wody, czy z powodu moich krzyków.
Czy ja już umarłam?

***

Czułam się jak na materacu wodnym, swoją drogą bardzo przyjemnym materacu który powodował falowania mojego ciała. Chciałam więcej bo to przyjemne uczucie, najprzyjemniejsze jakie mnie ostatnio spotkało.

Zapach, który docierał do moich nozdrzy również był przyjemny, jak wata cukrowa w wesołym miasteczku, za którą jako dziecko dałabym się pokroić.

Słyszałam szum wiatru i morskich fal obijających się o wybrzeże Miami, do którego jeździłam z rodzicami jako dziecko. To była oaza spokoju, tam czułam się beztrosko i szczęśliwie.
Nie widziałam natomiast nic. Tylko ciemność.

Otworzyłam oczy i nadal nic. Pustka. Czerń tak głęboka, że można by rzec nieistniejąca.
Może zamiast do nieba, trafiłam do piekła?
To by wyjaśniało nagle ogarniający mnie ból.
W nogach, w głowie, na całym ciele... Dłonie, które dotykały mnie w każdą z możliwych części ciała, czasami delikatnie, czasami mocno. Tak, jakby w jednej chwili ktoś mnie pieścił a w innej bił ze wszystkich sił.

Odgłosy uderzeń, jęki, sapanie... Czy to ja je wydawałam?
Uścisk na gardle i uczucie jakby coś we mnie wchodziło, wstępowało, jakby coś się we mnie wtapiało. Wchłaniałam coś, nie wiedząc co... Czułam jak płynie w moich żyłach. Byłam mokra. Jakby ktoś wrzucił mnie do oceanu i kazał płynąć. Tylko, że ja nie potrafiłam płynąć. Zaczęłam się dusić. Tonęłam...

ETHAN

Minął kolejny dzień, a zanim następny a ja nie mogłem nic zrobić. Gerard wraz z innymi obmyślali plan jak dotrzeć do tych pierdolonych mafiozów. Bez zgody góry nie mogliśmy również zacząć jakiejkolwiek akcji. Tylko plany i rozmowy. Większość odbywała się albo w domu, w którym mieszkałem z Jade albo na posterunku. I tak w kółko.

Z każdą chwilą co raz bardziej traciłem nadzieję, że zobaczę i uratuję Jadę. Nie wyobrażam sobie co ona czuje w tym momencie, ale musi być przerażona.
- Znamy ich kryjówkę! Mamy ich! Są tam, w domu nad jeziorem. Mamy zielone światło od szefa FBI. - Powiedział Gerard wkraczając do mojego domu bez pukania.

Wstałem na równe nogi z kanapy. Nareszcie!
- To na co czekamy? - Zapytałem podekscytowany i nakręcony adrenaliną, która buzowała w moich żyłach.
- Ethan, przecież nie możemy tam tak po prostu wejść. Wysłałem już informacje do biura i czekamy na federalnych. Sami nie damy rady.
- Do cholery nie możemy na nich czekać! Oni mogą ją w każdej chwili zabić! W dodatku dzwonili i przypominali o reszcie pieniędzy, a więcej już im nie dam!
- Ethan... Wiem, że chcesz ją uratować ale co my zdziałamy bez przygotowania i bez broni... - Jacob próbował mnie uspokoić ale jest coś, czego mój przyjaciel nie wiedział. "Bez broni". Tak się składa, że załatwiłem spluwę.

- Ok, to jaki jest plan? Jak mamy dostać się do tego domu? - Powiedziałem udając już spokojnego. Mam nadzieję, że mój indywidualny plan się powiedzie.
- To miejsce nad jeziorem, otoczone lasem. Nie da się dojechać do niego z żadnej strony. Trzeba przejść prawie mile pieszo.

Pomyślałem, że było by świetnie jak da mi namiary, numer drogi czy cokolwiek. Jak dokładnie dostać się do tej kryjówki. Ale nic, nie chcieli i nie mogli mi powiedzieć. Kazali siedzieć i czekać na przyjazd odpowiednich służb.
A to mnie wykańczało.

HelplessnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz