,,Will, will, will."-dookoła była ciemność. I głosy. Różne głosy w kółko powtarzały jego imię. Wstał, zaczął biec. Chciał uciec od tych głosów, ale one go goniły. Były wszędzie.
Nagle zobaczył przed sobą znajomą postać. Czarne włosy, smukła sylwetka. Dobiegł do Mike'a i chciał go objąć, ale ten go odepchnął. Will ze zdziwieniem spostrzegł, że są w salonie Wheelerów, ale zamiast całej grupy są tu tylko oni.
,,Mike. Mike, pomóż mi."-jednak ten tylko patrzył na niego oczami pełnymi pogardy-,,Co się dzieje? Mike, błagam."
Za oknem zagrzmiało. Chłopak spojrzał za szybę. Ugięły się pod nim nogi. Na zewnątrz rozciągał się ogród pełen zwiędłych roślin. Płot porośnięty był obślizgłymi mackami, a z pęknięć w drodze wynurzały się powykrzywiane, uschnięte korzenie. Całe otoczenie zasnute było mgłą, niebo było czarno-czerwone, co chwile przecinała je błyskawica. Druga strona.
,,Will."-głos Mike'a był zimny i twardy, brzmiał, jakby nie należał do niego, w jego oczach błyszczał obłęd-,,Czekałem na ciebie. Dobrze, że jesteś. Na razie tylko na chwilę."-czarnowłosy zrobił krok do przodu, Will cofnął się.-,,Niedługo dołączysz do nas na dłużej, prawda?"-chłopak znowu przysunął się bliżej szatyna, a ten sparaliżowany z przerażenia, upadł.
Nagle Mike zniknął, a Will znalazł się w swoim własnym domu. Nadal był po drugiej stronie, ale uspokoił go widok mamy stojącej w kuchni. Podszedł do niej i ostrożnie położył rękę na jej ramieniu. Kiedy kobieta odwróciła się chłopak z przerażeniem zdał sobie, że matka ma białe tęczówki, a jej usta są wykrzywione w wyrazie cierpienia.
,,Mamo co ci jest?"- zamiast odpowiedzieć Joyce położyła ręce na twarzy syna. Były szorstkie, zimne i nieprzyjemne. Chłopak wzdrygnął się, ale był zbyt przestraszony, żeby się cofnąć.
,,Synku, zostań ze mną."
Widok bólu na twarzy matki sprawił, że szatyn chciał spełnić jej prośbę. Jednak coś mówiło mu, że ma uciekać. Z trudem strącił ręce Joyce z twarzy i powoli podszedł do drzwi wejściowych. Te jednak zniknęły. Na ich miejscu była po prostu ściana. Chłopak spanikował.
Nagle za tapetą na ścianie coś zaczęło się poruszać. W pewnym momencie materiał przerwał się i Will zobaczył wykrzywioną, spaloną rękę, która próbowała go chwycić. Odwrócił się i uciekł do najbliższego pokoju, który okazał się należeć do Jonathana. Usiadł pod oknem, wstrzymując oddech, żeby nikt i nic go nie usłyszało.
Minęło kilka minut zanim chłopak trochę się uspokoił. Poczuł się bezpieczny, ale tylko na chwilę, bo ktoś otworzył drzwi. Do pomieszczenia wszedł brat szatyna. Kiedy Jonathan się zbliżył, chłopak zobaczył, że jedna z jego rąk jest dłuższa. Poza tym nic się nie zmieniło, dopiero kiedy Jonathan odezwał się, oddech Willa na chwilę się zatrzymał. Jego głos był zachrypnięty, głęboki i mroczny.
,,Will, dlaczego się boisz?"-zapytał, klękając obok brata-,,Dobrze, że jesteś. Na razie tylko na chwilę. Niedługo dołączysz do nas na zawsze, prawda?"-po tych słowach chwycił szatyna za nadgarstek, ten krzyknął i nagle wszystko zniknęło. Znowu był w ciemności.
,,Na chwile, na dłużej, na zawsze, razem, do końca."-głosy wróciły razem z ciemnością, ale teraz dochodziły z jednego miejsca. Chłopak z przerażeniem zdał sobie sprawę, że pochodzą one z jego ust. Nie mógł przestać, nie umiał. Próbował krzyczeć, ale żaden inny dźwięk nie mógł wydobyć się z jego ust.
Pogrążył się w czarnej mgle.
~~~~~~~~~
,,Ruszył się, żyje!"-wszyscy jeszcze ciaśniej otoczyli chłopaka, który zamrugał kilka razy, po czym otworzył oczy. Był cały zlany potem.
![](https://img.wattpad.com/cover/321305169-288-k425433.jpg)
CZYTASZ
I wonder why ||Byler||
FanfictionOprócz dźwięku kropel deszczu uderzających o asfalt, słychać było jedynie oddechy dwóch chłopaków, leżących na ziemi, wdychających zapach miasta, trzymających się za ręce, żyjących w strachu przed tym, co się wydarzy, nie do końca zdających sobie sp...