Oh what can I do

141 12 44
                                    

Mówili coś jeszcze, ale już to do niego nie docierało. Wszystko dookoła zlało się w jedną szarą plamę. Wziął głęboki oddech i zamrugał kilka razy. Chwilowe zamroczenie ustąpiło, jednak nadal czuł się jakby odrealniony od otaczającej go rzeczywistości. Czuł jak z mięśni w całym  jego ciele odpływa siła na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Zdobył się na odwrócenie się i odejście, skąpanym w porannym słońcu, korytarzu aż do swojego pokoju. 

Szybkim ruchem zamknął drzwi. Oparł się o futrynę i osunął się na ziemie. Nie mógł nic zrobić. Może mógł. Może nie chciał. Może tak było lepiej. Obrzucił zrezygnowanym spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znajdował. To było jego dom. Żadne inne miejsce na ziemi nie dorównuje Hawkins. Zniszczonemu, nawiedzonemu, prawie opustoszałemu miastu z przerażającą przeszłością i jeszcze bardziej niepokojącą przyszłością. Ale to nie krajobraz i historia Hawkins sprawiały, że czuł się tu lepiej niż gdziekolwiek indziej. To ludzie, którymi się otaczał dawali mu poczucie, że jest tam gdzie powinien być. Poczucie, że wszystko, co do tej pory zrobił i wszystkie decyzje, które podjął były dobre. Pomimo wszystkiego, co go spotkało. Pomimo śladu jaki druga strona zostawiła na jego psychice. Pomimo przeprowadzki i prawie całkowitego zerwania kontaktów z najbliższymi mu ludźmi. 

Dustin i Lucas stali się jakby obcy. Bardzo się zmienili. Tylko Mike był taki sam. Obojętnie, co by się stało on cały czas był taki sam. Cały czas był dziecinny, jak kiedy byli mali. Chłopak cały czas traktował Willa jakby ten był bezbronnym dzieckiem, od zaginięcia po drugiej stronie. Nie powinien był o nim myśleć. On na pewno o nim nie myślał. Wyraził się jasno, co do ich relacji poprzedniego dnia. Jasne, zabolało go to, ale wolał wiedzieć jak Mike widzi to, co się między nimi dzieje.

A jednak coś dawało mu poczucie, że ta kłótnia nie ma znaczenia. Że nadal jest tak samo. Ogarnęło go przeświadczenie, że gdyby teraz poszedł do domu Wheelerów, Mike otworzyłby mu, przytulił na powitanie, ucieszył na jego widok  i wszystko byłoby normalnie.

On na pewno o mnie nie myśli. 

~~~~~~~~~~

Jako pierwsza o planach przeprowadzki Byersów dowiedziała się Nancy, która zaoferowała pomoc przy całym procesie. Mike ostatnie dni spędził samotnie, zamknięty w swoim pokoju, więc nie dowiedział się o wszystkim, co działo się u Willa. Chociaż to właśnie brunet był głównym powodem zachowania chłopaka. Zachował się jak kretyn, mówiąc te wszystkie rzeczy. Powinien był wysłuchać przyjaciela, bo wszystko, co powiedział było prawdą. W ogóle nie dbał o uczucia ani Nastki, ani Willa. Był idiotą. Chłopak musiał słuchać, jak Nastka godzinami z nim rozmawia. Patrzeć, jak dostaje kolejne listy pełne uczucia. Ale do Kalifornii przyjechał dla nich obu. Nie tylko dla dziewczyny. A może po prostu nie umiał przyznać przed sobą, że tak naprawdę liczył, że to Will pociągnie ich relacje. Jak mógł w ogóle pomyśleć, że jeśli nie zaangażuje się w ich przyjaźń to i tak wszystko będzie dobrze.

Wraz z otwarciem drzwi pokoju do środka wpadło ciepłe światło, które dawał żyrandol z korytarza. Do środka weszła Nancy. Wyglądała jakby ktoś zdjął z niej wielki ciężar, którego nie mogła się pozbyć. Miało uczesane włosy, schludne ubranie i delikatny makijaż, którego nie zdarzało jej się nosić od ,,trzęsienia ziemi". Mike zmierzył ją wymownym spojrzeniem i uniósł brew.

,,Czyżbyśmy wrócili do czasów sprzed apokalipsy, kiedy nie żyliśmy z wiedzą, że w każdej chwili możemy umrzeć."-zakpił, podnosząc się z łóżka. Na ziemie upadła bransoletka, którą natychmiast podniósł, zanim dziewczyna zdążyła przyjrzeć się przedmiotowi.

,,Mógłbyś kiedyś stąd wyjść."-Nancy zignorowała brata, podeszła do okna i podniosła roletę, odsłaniając widok na ponurą ulice, spowitą mgłą. Od kilku godzin bez przerwy lał deszcz.

I wonder why ||Byler||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz