We could be runaways

144 11 39
                                    

Otworzył oczy, ale zaraz na powrót je zamknął pod wpływem oślepiającego światła. Na chwilę pozwolił sobie odpłynąć w ciemność, która była bezpieczna. A potem przypomniał sobie, że w ciemność oznacza coś, co wcześniej goniło go w lesie. Podniósł powieki. Dał sobie chwilę na przyzwyczajenie się do światła. Oparł się na łokciach i rozejrzał się dookoła. Znajdował się w małym pomieszczeniu, zapewne szpitalnej sali, zastawionym jakimś medycznym sprzętem. Okna były do połowy zasłonięte. Na zewnątrz było ciemno. Uchyliły się drzwi i do środka wszedł postawny mężczyzna, w którym rozpoznał Hoppera. Stał w wejściu i mu się przyglądał. Po strasznie długiej minucie wrócił się na korytarz i Will słyszał stłumione głosy i tupot stóp na szpitalnej posadzce. Do środka, przepychając się, wpadli po kolei Mike, Dustin i Lucas. Za nim, odrobinę wolniej, wszedł Jonathan i Nancy, a także...

,,Mama!"-oczy zaszły mu łzami, kiedy Joyce objęła go ramionami. 

Poczuł jak kwiatowy zapach jej perfum go otacza. Zazwyczaj nie przepadał za tym zapachem, ale tym razem sprawił, że z jego serca spadł ogromny ciężar, który musiał ze sobą nosić. Wtulił się w ramię matki, ukrywając twarz w materiale jej bluzki. Tak bardzo za nią tęsknił. Tak bardzo ją kochał. I czuł, że ona kocha go. Zawsze była między nimi więź, której nie miał z nikim innym. Bardzo silna relacja, której nic nie było w stanie przerwać. Stawała się tylko coraz mocniejsza. 

,,Tęskniłem."-wyszeptał.

,,Wiem."-odparła Joyce cicho i mocno przycisnęła go do siebie-,,Ja też."

Zanim wypuściła go ze swoich ramion minęło kilka minut. Will czuł na sobie spojrzenia wszystkich, którzy byli w pokoju. Wolałby pobyć z mamą sam, ale nie mógł nic poradzić na obecność innych. Zauważył, że od jakiegoś czasu przy łóżku stał Hopper. Wbijał wzrok w ścianę nad jego głową. Joyce wstała, robiąc mu miejsce na krześle. Westchnął ciężko i usiadł. Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli. Żaden się nie odzywał, ale jednocześnie wydawało się jakby rozmawiali o czymś bardzo ważnym. Po prostu nie używali do komunikacji słów. Mężczyzna pochylił się i objął chłopaka silnymi ramionami. Will poczuł, że ten gest nie jest wymuszony, wręcz przeciwnie, bardzo szczery. Przymknął oczy i wsłuchiwał się w oddech swój i Hoppera. Nagle poczuł się wdzięczny za wszystko, co Hopper zrobił dla niego, mamy i w ogóle dla całego Hawkins. Bezwzględnie poświęcił się temu miastu. Zdecydowanie zasługiwał na miano bohatera. Tym właśnie był. Bohaterem. 

,,Przepraszam."-powiedział cicho, kiedy mężczyzna wypuścił go z uścisku.

Pokiwał głową.

,,Uznajmy, że wina leży po połowie."-uśmiechnęli się do siebie słabo.

Zapadła cisza, która nie trwała jednak zbyt długo, bo Lucas, Dustin i Mike w tym samym momencie rzucili się do jego łóżka i zaczęli zarzucać go pytaniami, na które nie miał czasu odpowiedzieć, bo zaraz zadawali kolejne. Patrzył na nich lekko wystraszony, ale czuł się szczęśliwy, że ma ich obok siebie. Hopper odchrząknął i wszyscy odwrócili się w jego stronę. W drzwiach stała kobieta, która, sądząc po ubraniu, była lekarką. Uśmiechnęła się chłodno i weszła do środka. W milczeniu zmierzyła chłopakowi temperaturę i ciśnienie. Cały czas miała przy sobie kartkę, na której notowała różne rzeczy. Odczytała wyniki badań z urządzeń, do których był podłączony i skierowała się do wyjścia. Zanim opuściła pomieszczenie, skinęła głową na Hoppera i Joyce, na znak, aby wyszli za nią. Jonathan i Nancy podążyli za nimi. Cała czwórka odprowadziła ich wzrokiem, a kiedy tylko zamknęły się za drzwi, wrócili do gradu pytań w stronę kierowanych Willa. 

,,Ja sam nie wiem co się stało."-powiedział na tyle głośno, że cała trójka zamilkła-,,Myślałem, że może wy mi powiecie."

,,Czyli nic nie pamiętasz?"-Dustin wydawał się być zawiedziony.

I wonder why ||Byler||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz