Kiedy wrócił do domu prawie świtało. Całą noc spędził na dworze, włócząc się po milczących, skąpanych w blasku księżyca ulicach Hawkins. Zapomniał nawet o godzinie policyjnej. Na całe szczęście na ulicach nie było żywej duszy. Chodząc tak, nie bał się, ale nie odczuwał też spokoju. To był dziwny stan, którego nie rozumiał. Czuł, że jest zawieszony pomiędzy świadomością, a czymś, co chyba można określić równoległym światem, który istniał w jego głowie. Ten świat nie był dobry. Nie był też zły. Po prostu był. A on był częścią tego świata, należał do niego. Mógł tam przebywać sam. Z dala od wszystkiego i wszystkich. Nie uważał, żeby to był dobry sposób na rozwiązywanie problemów, ale nie umiał inaczej. A może nie chciał.
Od progu wyczuł napiętą atmosferę, która panowała w domu, choć wszyscy jeszcze spali. Czuł, że dzieje się coś niedobrego. Coś, co dotyczyło go w dużej mierze, ale nie mógł nic zrobić, aby wpłynąć na przebieg tego czegoś. Zdecydowanie nie podobało mu się to uczucie, ale nie mógł się go pozbyć. Najciszej jak potrafił skierował się do schodów i powoli wdrapał się na samą górę. Wstrzymał powietrze na dźwięk skrzypiącej deski na jednym ze stopni. Dźwięk wydał mu się okropnie głośny. Odczekał chwilę, uważnie nasłuchując. Dobiegało go tylko szumienie drzew za oknem i pojedyncze odgłosy samochodów w oddali. Domyślił się, że był to patrol policji, który miał za zadanie pilnowania, aby mieszkańcy przestrzegali godziny policyjnej. Odetchnął z ulgą nie tylko dlatego, że nikogo nie obudził, ale też, że w samą porę wrócił do domu.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi pokoju, zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu oddychał płytko i nieregularnie. Wziął kilka głębokich wdechów i wydechów. Postanowił, że podaruje sobie wizytę w łazience. Kto normalny bierze prysznic o w środku nocy, pomyślał. Uświadomił sobie, że w zasadzie nie wie, która jest godzina. Na biurku stał elektroniczny zegar. Dostał go kiedyś od Dustina. Chłopak zbudował go na jednym ze swoich obozów letnich. Był specjalnie dla niego. Jak obraz Willa.
Nie wiedział dlaczego, ale nagle poczuł, że nie powinien porównywać obu tych prezentów. Jedyne, co je łączyło to to, że dostał je od bliskich mu osób.
Nie, to też była nieprawda. Nie umiał znaleźć słowa, które określałoby jego relację z Willem. Z łatwością za to znalazł wyraz, opisujący przyjaźń z Dustinem. Daleko. Byli bardzo daleko. To tak jakby znajdowali się po dwóch stronach mostu, który się zawalił. Nie mogli przedostać się na drugą stronę wpław, bo strumień był rwący i niebezpieczny. Może była jakaś inna droga, dookoła. Ale żaden z nich nie próbował jej znaleźć. Więc po prostu tak stali i patrzyli, pogrążając się w smutku i rozpaczy.
Otarł z policzka łzę. Taka relacja łączyła go nie tylko z Dustinem, ale z większością jego przyjaciół, a nawet rodziną. Pomyślał o Nastce. Może chociaż z nią nie było tak źle. A może było. Może jeszcze stoją na tym moście i choć konstrukcja jest niepewna, to się trzyma. A może wszystko już runęło. I nagle poczuł, że zupełnie się tym nie przejmuje. Zupełnie go to nie obchodziło. Bo miał Willa. A Will miał jego. Tylko, że brunet mógł tego nie wiedzieć.
Wszystko było dobrze i nic się nie liczyło. Czuł się szczęśliwy, ale nie wiedział czemu. Jednocześnie w tym szczęściu odczuwał obezwładniający ból. Bardzo mu ten ból doskwierał. Potrafił jednak określić pochodzenie tego bólu.
On widział w Willu cudowną, wrażliwą osobę. Inni postrzegali go jako kruchą istotę, którą należy chronić. Może nawet uznawali go za swoistego rodzaju ciężar, którego nie można porzucić. Nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego inni nie są w stanie dostrzec, że ogromna wrażliwość chłopaka czyni z niego niezwykłego człowieka. Człowieka, który rozumie o wiele więcej niż wszyscy i jest w stanie naprawdę wiele znieść.
CZYTASZ
I wonder why ||Byler||
FanfictionOprócz dźwięku kropel deszczu uderzających o asfalt, słychać było jedynie oddechy dwóch chłopaków, leżących na ziemi, wdychających zapach miasta, trzymających się za ręce, żyjących w strachu przed tym, co się wydarzy, nie do końca zdających sobie sp...