XIV. Spadanie

643 38 0
                                    

Gdyby nie sporadyczne odwiedziny Stworka chyba umarłby z głodu. Zejście po schodach do kuchni stanowiło teraz nie lada wyczyn, o wyjściu na ulicę i zrobieniu zakupów nie mogło być mowy. Rumu, prochów i skrętów miał na razie pod dostatkiem. Odwiedzali go czasem handlarze i eks-kochankowie, ale ich wizyty w ogóle go nie obchodziły, niektórych prawie nie zauważał.

Hermiona powiedziała mu, że nadchodzą święta. W wigilię Bożego Narodzenia miała przyjechać na Grimmauld Place, jednak jej patronus uprzedził go, że spotkają się dopiero w pierwszy dzień świąt. Przyjął to prawie bez emocji, nawet ucieszył się, że moment w którym zobaczy go w takim stanie odwlecze się w czasie. I tak już nie miał siły z nikim się widzieć. Poza tą jedną osobą, która najwidoczniej nie chciała widzieć jego.

Zdecydowanie przesadził dziś z prochami, ale przynajmniej wreszcie go ujrzał. Gdyby nie to, że był na ogromnym haju, myślałby, że to nie przewidzenie, tylko prawdziwy Draco, który przyszedł do niego. A może była to jego ostatnia wizja. Taki pośrednik między światami, który zabierze go na drugą stronę. Zawsze myślał, że będą to rodzice, albo Syriusz. No cóż, widocznie wiele się zmieniło od czasu jego ostatniej „śmierci" w Zakazanym Lesie – zastanawiał się, zatapiając się w coraz wyraźniejszej wizji.

Zobaczył go przed jego posiadłością. W oddali. Przyspieszył, ale białowłosy mężczyzna zniknął mu z oczu. Otworzył olbrzymią bramę i podążył jego śladami do domu, prosto przez martwy ogród. Wszędzie leżał wysoki śnieg i musiał się bardzo wysilić, żeby dotrzeć pod drzwi. Gdy był już na progu użył  zdobionej kołatki. Potem jeszcze raz, mocniej. Jego ręce były już skostniałe z zimna. Nikt nie nadchodził. Położył dłoń na klamce i nacisnął ją.

Nigdzie go nie było. Dom był pusty i jeszcze straszniejszy, niż gdy był tu na przeszukaniu. Czuł się jak w labiryncie, podczas ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego. Błądził korytarzami, wchodząc do różnych pomieszczeń, nie spotykając absolutnie nikogo. Wreszcie dotarł do jego sypialni. Była pusta, ale czuł, że to jedyne miejsce, w którym może go zastać. Położył się na łóżku i przygarnął jedwabną pościel, wdychając jego zapach. Błagał samego siebie, żeby go wreszcie ujrzeć. Ale nawet własna głowa nie pozwalała mu chociaż przez chwilę znaleźć wytchnienia.

Jednak pozostałe zmysły nie zawodziły go. Czuł jego eleganckie, zmysłowe perfumy i pożałował, że nie może zatrzymać tego zapachu, zabrać go ze sobą. Poczuł strach, że zabraknie mu czasu i że już się nie spotkają.

Ktoś obok wypowiedział jego imię.

- Przyszedłeś – wydusił z siebie Harry, wzruszony, że wreszcie zobaczy jego twarz.

Poczuł jego dłonie, które odgarniały mu włosy, po omacku zacisnął rękę na jego ramieniu, żeby przekonać się, że on naprawdę tu jest. Chcę go tylko zobaczyć - myślał intensywnie. Tylko jedno spojrzenie i mogę odejść - powtarzał jak mantrę.

Draco był chyba jednak zbyt natarczywy i wkurwiający, jak na wysłannika zza światów. Mówił głosem Draco, ale nie to, co Harry chciał usłyszeć.

- Potter, zaraz wezwę tu całego Munga, jeśli nie otworzysz oczu i nie zaczniesz kontaktować! – mówił głośno, potrząsając przy tym jego ramionami.

Chęć odpłynięcia i zatracenia się w tej zmysłowej wizji, była zdecydowanie bardziej kusząca, niż uchylenie powiek i skupienie się na natrętnym głosie, więc skrzywił się i próbował zignorować to wkurzające przewidzenie. Wiedział, że jest całkiem blisko, spadał coraz bardziej, jakby nurkował po złotego znicza, czuł, że cały zanurza się w coraz przyjemniejszej i bardziej wyraźnej iluzji.

Po zakończeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz