III.Blizny

764 36 0
                                    

Cieszyła się każdym drobnym szczegółem bycia tutaj: dyniowym sokiem, poranną sowią pocztą, nawet pierwszymi lekcjami, które miała poprowadzić. Zamek był jej domem i dopiero tu poczuła upragniony spokój i spełnienie. Rodzina i przyjaciele, a nawet nauczyciele, dziwili się, że nie chciała rozpocząć pracy w Ministerstwie Magii i gdyby zapytać jej samej jeszcze kilka lat temu o plany na przyszłość, na pewno nie wymieniłaby Hogwartu.

Co się zmieniło? Na pewno ona sama: prymuska, kujonka, wiecznie dążąca do perfekcji uczennica, o której mówiono, że jest godną następczynią Roweny Rawneclaw. Której przypisywano ambicje udoskonalania czarodziejskiego świata, pięcia się po szczeblach kariery na najwyższych stanowiskach w Ministerstwie, być może zostania samym Ministrem Magii.

Wojna dała jej kilka obrzydliwych blizn, ale też czas: na uważność, na przewartościowanie swoich priorytetów. Teraz czuła, że wszystko zaczyna się od Hogwartu: to tu trafia młody czarodziej, to w szkole kształtuje się jego charakter i poglądy. I nie oszukiwała się, że byłaby w stanie zmienić młodego Toma Riddle'a, nie chciała też ingerować w życie młodych osób. Czuła jednak, że rola nauczyciela jest niezwykle istotna, że ona sama może osiągnąć naprawdę wiele, zostając właśnie tu, gdzie wszystko się rozpoczyna. Będąc przy nich, ucząc ich, że świat czarodziejów daje im olbrzymi wybór i moc. Chciała być obok - by uświadomić im odpowiedzialność, jaka wiąże się z posiadaniem magii, nauczyć ich wszystkiego, by mogli wkroczyć w dorosły świat bez lęku.

Pierwsze śniadanie w Wielkiej Sali było dla niej ciekawym doświadczeniem: siedziała po "drugiej stronie": przy stole nauczycielskim, mając doskonały widok na wszystkie cztery domy. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła po herbatę. Profesor McGonagall zerknęła na nią zadowolona i posłała jej pokrzepiające spojrzenie. Profesor Sprout podsunęła jej jagodowe rogaliki, a Hagrid radośnie poruszył brwiami. Odetchnęła z ulgą. Była w domu.

Lekcje odbyły się bez zakłóceń. Pomimo młodego wieku oraz tego, że była początkującym nauczycielem, nie miała żadnych problemów z poskromieniem uczniów i zyskaniem ich szacunku. Bardziej niepokoiła ją dzisiejsza dwugodzinna lekcja specjalistyczna ze Snapem, którą miała wpisaną do kalendarza.

Nie może być tak źle. W końcu kilka lat przetrwała w jego klasie. I to wcale z nie najgorszymi ocenami. Powtarzała to w kółko, a mimo to, schodząc do lochów czuła, ze jej ręce drżą, a nogi są jak z waty. Domyślała się, że spotkania nie będą odbywać się w dawnym gabinecie Dumblerore'a, ponieważ w lochach jest większa pracownia i zapas składników, jednak czuła, że mroczny klimat podziemia tylko wzmaga jej niepokój. Stanęła przed drzwiami i zmusiła się do zapukania. Gdy dyrektor odblokował zaklęciem drzwi, wolno weszła do środka.

Pochylony nad stosem papierzysk wyglądał na jeszcze szczuplejszego niż ostatnio i jakby chorego...?

Czarne włosy lśniły w świetle lamp, a jego pióro chrobotało nerwowo po pergaminie. Nie patrząc na nią powiedział tylko:

- Odłóż rzeczy – i zaadresował kopertę. Gdy ona rozkładała na stoliku pergamin, pióra i kilka książek, on jednym ruchem odkorkował fiolkę i wypił eliksir. Skrzywił się i spojrzał na nią lekko nieprzytomnie. Poruszyła się nerwowo i odruchowo poprawiła szatę.

Wskazał jej stanowisko do warzenia eliksirów, więc zostawiła książki i podeszła do stołu. Widziała, że rozmasowuje skronie i że po chwili staje naprzeciwko niej.

- Eliksiry zmiennocieplne – powiedział wolno, a ona wyrecytowała formułkę. Poprawną, zaczerpniętą ze „Standardowej Wiedzy o Eliksirach". Prychnął lekceważąco, a ona aż zjeżyła się w środku. Ponieważ nie powiedział nic więcej, ona też postanowiła pozostać spokojna. Wziął dwa kociołki, rozpalił ogień pod każdym i wlał do każdego wywar z mandragory. Przez następną godzinę warzyli eliksiry, Hermiona skrupulatnie zapisywała obserwacje, z zapartym tchem śledziła jego ruchy i chociaż nie przyznałaby się do tego nawet na torturach, imponowała jej jego wiedza i wprawa z jaką odmierzał składniki. Cieszyła się z tego, że wykracza poza swoje dotychczasowe umiejętności, że uczy się czegoś nowego – a ta czynność była absolutnie jej ulubioną. Z zaskoczeniem odkrywała także, że znienawidzony profesor był bardzo dobrym nauczycielem, a lekcja, jakiej jej udzielał zdecydowanie różniła się od tych wszystkich, które przeżyła, będąc jeszcze uczniem Hogwartu. Harry i Ron nie uwierzą, gdy powiem, że on jest najlepszym nauczycielem, jakiego miałam, pomyślała z zaskoczeniem, ponieważ sama ledwie w to dowierzała. Ale zdecydowanie nie był to Snape, jakiego znała ze szkoły. Był dalej surowy i wymagający, oszczędny w pochwałach i cholernie czepialski, ale pozwalał jej czerpać z jego wiedzy garściami. Może wreszcie ktoś chciał po tę wiedzę sięgać? – zastanowiła się.

Po zakończeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz