VII.Quidditch i inne głupoty

682 37 3
                                    

Od weekendu dzieliło ją już tylko kilka dni.

Jeszcze dwa.

 Jeden...

W przeddzień randki, przypadał mecz quidditcha. Nigdy nie przepadała za tym sportem, ale w czasach szkolnych ze względu na Harry'ego i Rona, oglądała każdy mecz.

Chyba tym razem sobie odpuszczę. W końcu czeka mnie sporo pracy przy sprawdzaniu esejów oraz nauka do OWUTEMÓW. Westchnęła, ponieważ ogrom pracy, jaki ją czekał, zdecydowanie przewyższał możliwości przeciętnej osoby. Gdybym miała zmieniacz czasu – pomyślała, ale po chwili przyznała sama przed sobą, że to nie jest najlepsze rozwiązanie.

Ze względu na mecz skrócono lekcje i po przerwie obiadowej uczniowie zaczęli zmierzać w stronę boiska. Przy stole nauczycielskim również zapanowało ożywienie. Profesor McGonagall założyła już kapelusz w barwach Gryffindoru, a Emmanuel Jones – cały na zielono, żywo rozmawiał z profesorem Flitwickiem o składach drużyn oraz o własnych sukcesach z czasów szkolnych.

- Ścigający to tak naprawdę najważniejsze ogniwo drużyny – przekonywał sceptycznego jego teoriom profesor zaklęć - Jego kondycja i szybkość mają bezpośredni wpływ na wynik meczu. Kiedy byłem w Hogwarcie, żaden inny gracz nie był w stanie mi dorównać. Nawet szukający z drużyny ledwo nadążał za moją miotłą. I uwierz mi Filiusie, to nie była kwestia sprzętu.

Hermiona prychnęła pod nosem i zebrała swoje książki. Zauważyła, że Snape również szykuje się na mecz, ale nie zdążyła nawet specjalnie mu się przyjrzeć, gdy usłyszała:

- Hermiono, czyżbyś uważała inaczej? – zapytał Jones, ściągając na nią spojrzenia innych nauczycieli. W tym dyrektora.

- Mam w zwyczaju nie wypowiadać się na tematy o których niewiele wiem – odparła Hermiona – ale wydaje mi się, że wszyscy zawodnicy mają znaczenie dla przebiegu rozgrywki quidditcha. To w końcu sport drużynowy.

Emmanuel aż zapowietrzył się i z nową energią zaczął objaśniać jej idee quidditcha i różnice między różnymi sportami, zahaczając o historię starożytną oraz biografie najsłynniejszych graczy. Wściekła na siebie, że wchodziła z nim w dyskusję, machnęła ręką i rzuciła na odczepnego:

- Ja i tak nie wybieram się na mecz. Mam naprawdę dużo pracy.

Jones nie krył wzburzenia.

-Hermiono, to wykluczone! Obecność nauczycieli na takich wydarzeniach jest bardzo istotna! Severusie! Co o tym myślisz?! – zwrócił się bezpośrednio do Snape'a.

- Granger, przyjdź na mecz– zawyrokował Dyrektor.

Mina Hermiony mówiła wszystko, ale ona postanowiła zawalczyć również werbalnie. W momencie znalazła się przy Snapie i ze wzburzeniem zaczęła mówić mu o swoich obowiązkach i zaległościach. Ponieważ on zdążył już wstać od stołu, duża różnica wzrostu między nimi, w zestawieniu z jego kpiącą miną, sprawiły, że Hermiona od początku czuła się na przegranej pozycji.

- Dyrektorze, czy to naprawdę konieczne? – zakończyła niemal błagalnie.

- Tak Granger – odpowiedział krótko.

Była pewna, że robi jej na złość. Że mści się w swój wredny sposób za ostatnią wymianę zdań w lochach. Poczuła irytację i wściekła palnęła:

- Nie sądzę, żeby faktycznie było to konieczne. To głupota, że z takiego powodu nie mogę pracować.

Po jego twarzy widziała, że przeholowała.

- Po meczu oczekuję Cię w moim gabinecie – zakończył i obrócił się, by odejść. Osłupiała Hermiona wpatrywała się w powiewającą za nim czarną pelerynę.

Po zakończeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz