XVII. Pie*****ni Ślizgoni

620 31 0
                                    

Wstała o świcie, chociaż tej nocy prawie nie zmrużyła oczu, przewracając się z boku na bok, wciąż wracając myślami do ich pocałunku i analizując słowa Severusa.

Dotychczas nie miała zbyt dużego problemu z rozszyfrowaniem ludzkich zachowań, często doradzała przyjaciołom, cierpliwie tłumaczyła możliwe powody postępowania ich drugich połówek.

Dzisiaj też miała kilka hipotez. Od niechęci przed angażowaniem się w związek, którą przejawiało sporo mężczyzn, aż po to, że ona sama nie dorasta do pięt Lily Potter, którą przez tyle lat kochał dyrektor. Ale żadne z tych, czy kilkunastu innych wytłumaczeń, jakie rozważyła, nie wydawało się wystarczająco przekonujące. Przyzwyczajona do znajdowania rozwiązań, kierowania się logiką, wstała z prawdziwym mętlikiem w głowie. Jednego była pewna: jego prośba o "trzymaniu się z daleka" była dla niej niewykonalna.

Nie spotkała go na śniadaniu, ale nie odwołał wieczornej lekcji specjalizacyjnej, więc uznała to za dobry znak i udała się na zajęcia z Gryfonami.

Kwadrans przed dwudziestą zastukała do pracowni eliksirów w lochach i zamarła, gdy po kilku dłużących się niemiłosiernie chwilach oczekiwania, drzwi otworzył jej Horacy Slughorn.

- Dobry wieczór Panno Granger - przywitał ją emerytowany nauczyciel eliksirów i przesunął się, by weszła do środka.

Przez szum w uszach i nerwowe bicie serca ledwo docierały do niej słowa Slughorna:

- ... zgodziłem się tym razem, bo jednak paskudnie go zostawiłem z tymi eliksirami na początku roku, ale sama rozumiesz Moja Droga, choroba nie wybiera...

Hermiona pokiwała głową, starając się chociaż trochę skupić na jego opowieści o uzdrowiskach, jakie odwiedził w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

- ... ma się rozumieć - dotarło do niej wreszcie- nauczanie eliksirów w Hogwarcie dalej należy do Ciebie, ja jedynie poprowadzę Twoje lekcje specjalizacyjne... - mówił niezrażony jej milczeniem i zaciętą miną Slughorn.

Zaczęła odliczać w myślach do dziesięciu, by przywołać na twarz wyraz inny niż chęć mordu tego pierdolonego ...

- ... Dyrektora Snape'a chyba ucieszyło, że chociaż w tym go wesprę - paplał Slughorn - wydawał się zadowolony z mojej szybkiej decyzji, bo fakt faktem, nie dał mi zbyt wiele czasu do namysłu...

Hermiona zgrzytnęła zębami, ale powstrzymała się przed odpowiedzią. Z resztą Slughorn nie oczekiwał dialogu, zupełnie wystarczyła mu rola mówcy. Gdy przeszli wreszcie do właściwej lekcji, została im jakaś godzina zajęć, podczas której Hermiona wysłuchała jego wykładu o eliksirach medycznych. Gdy skończył się czas, pożegnała się grzecznie i nie zważając na późną porę, pobiegła w stronę gabinetu Snape'a.

***

Podała hasło i kilkoma susami dostała się na górę. Załomotała w drzwi, ale nikt się nie pojawił. Nie zważając na to, czy postawi cały Hogwart na nogi, zaczęła dobijać się do drzwi. Wreszcie usłyszała zgrzyt przesuwanego krzesła i po chwili w uchylonych drzwiach stanął Severus Snape.

Domyśliła się, że musiał siedzieć do późna nad papierami, a jego twarz wyrażała jedynie zniecierpliwienie i chęć powrotu do pracy. Zapobiegawczo ustawiła stopę tak, że blokowała ewentualne zamknięcie drzwi. Spojrzał na nią wyczekująco, ale nie ruszył się z miejsca, zagradzając jej wejście do gabinetu.

- Będziesz się teraz mścił? - zaczęła patrząc mu prosto w oczy, a on bez emocji, zapytał spokojnie:

- Aż tak nienawidzisz Slughorna?

Po zakończeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz