06

12.9K 653 108
                                    

Westchnęłam głośno i usiadłam na blacie, biorąc do ręki jabłko, w które się wgryzłam.

- To świetny pomysł, Cailin. Powinnaś wreszcie gdzieś wyjść i Van o to zadbała - głos Elliota, który był nadzwyczaj podekscytowany próbował przekonać mnie do dzisiejszego wyjścia. Nie miałam ochoty nigdzie iść, ale klamka zapadła.

- Wolałabym posiedzieć w domu w waszym towarzystwie i pooglądać filmy - burknęłam do telefonu. Patrzyłam na swoje nogi, którymi energicznie machałam.

- Nie powinnaś być taka aspołeczna. Ness chciała dla Ciebie dobrze i wykorzystała to, że podobasz się temu przystojniak.... Auć, kurwa Luke to mnie bolało - warknął chłopak, a ja cicho się zaśmiałam, kiedy usłyszałam przytłumiony głos Luke'a opieprzający swojego chłopaka. - Wracając do tematu... Wykorzystała to, że podobasz się temu kolesiowi i umówiła Cię z nim. Powinnaś być jej wdzięczna, a nie bawić się humorki!

- Wiem, Elli - westchnęłam i chyba w końcu zostałam do tego pomysłu przekonana. Zresztą, co mi szkodzi pójść na jego koszt na kręgle, spędzić trochę czasu z nimi i wrócić do domu? Nie szkodzi mi wcale, przynajmniej odetchnę świeżym powietrzem, bo jak na razie nie miałam ochoty wyjść nawet do ogródka.

- Więc zadzwonił do Ciebie, tak? I co mówił?

- Wyjaśnił mi całą sytuację i spytał czy poszłabym z nim na kręgle, bo bardzo mu na tym zależy - wzruszyłam ramionami, choć doskonale wiedziałam, że mój przyjaciel tego nie widział.

- A Ty?

- A ja pomimo tego jak bardzo chciałam udawać śniertelnie chorą, zgodziłam się, bo jego głos był tak niepewny, że nie miałam serca mu odmówić.

- Grzeczna dziewczynka - zaśmiał się, na co westchnęłam rozbawiona i przywitałam się z tatą kiwnięciem głowy.

- Muszę kończyć. Pa Elli. Pa Luke - pożegnałam się, wiedząc, że cały czas byłam na głośno mówiącym. - Czemu wstałeś tak wcześnie? - zapytałam swojego taty, którzy robił dla siebie kanapki.

- Muszę jechać do pracy, jakaś pilna sprawa - wzruszył ramionami i do kuchni weszła również mama. - Cześć, kochanie.

- Hej, hej - uśmiechnęła się i cmoknęła tatę w usta. Mimowolnie się uśmiechnęłam na ten gest. Byli ze sobą już tak długo, a ich miłość była prawdziwa i wieczna. Ludzie powinni wzorować się na takiej miłości jak ta. - Wstałaś tak wcześnie, ponieważ...

No tak, w naszej rodzinie nikt nie był rannym ptaszkiem, dlatego chyba każdego z nas dziwiła obecność całej rodziny w kuchni. Kiedyś musiał nadejść ten dzień.

- Ponieważ wyspałam się wczoraj w dzień, dodatkowo jeszcze cała noc. Lubię spać, ale ileż można.

Rodzice zaśmiali się ze mnie, na co uniosłam brwi i zeskoczyłam z blatu, wyrzucając ogryzek jabłka do kosza.

- Jakby co jestem w pokoju - odparłam i ruszyłam do swojego ulubionego miejsca.

Będąc już w swoim miejscu chwyciłam laptopa i włączyłam muzykę z youtube. Podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać wszystkie możliwie nadające się na dzisiejsze wyjście ciuchy. Stwierdziłam, że najlepiej jeśli wezmę coś wygodnego, bo przy kręglach jest trochę gimnastykowania się. Dlatego wybrałam zwykłe jeansy, przylegające do ciała i z wysokim stanen, do tego biały top i czarny sweterek z rękawami 3/4. Odstawiłam ciuchy na krześle i zadowolona, że mam jedną rzecz z głowy chwyciłam książki.

*

Praca domowa i pouczenie się kilku tematów z przedmiotów zabrała mi dobre kilka godzin, dlatego po zobaczeniu godziny szóstej po południu zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Po szybkim prysznicu, dokładnie wysuszyłam włosy i wróciłam do pokoju, ubierając się w przygotowane ciuchy. Zrobienie makijażu zajęło mi chwilę. Zamknęłam laptopa, nałożyłam buty i chwyciłam torebkę. Schodząc na dół w domu rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i nie dając możliwości do spotkania mojej mamy ze Scottem zamknęłam za sobą drzwi, uśmiechając się nerwowo do chłopaka.

- Cześć - przywitał się, posyłając mi uroczy uśmiech. Scott był jednym z tych przystojnych chłopaków ze szkoły. No i był piłkarzykiem, a ja piłkarzyków nie lubię. No cóż, zostaje mi bycie miłą.

- Hej - odparłam i ruszyłam za chłopakiem do samochodu. Na przodzie siedziała już moja przyjaciółka razem z Dylanem. Przywitała mnie uśmiechem tak samo jak Dylan i ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.

Dziewczyna śmiała się z głupich żartów Dylana, które swoją drogą nawet nie były zabawne. Nie komentowałam jednak tego i od czasu do czasu zaśmiałam się. Skrzywiłam się, kiedy Scott położył swoją dłoń na moim kolanie, ale zignorowałam to, wiedząc, że jeśli zareaguję i odepchnę go to raz, że Van się wkurzy i dwa, każdy pomyśli, że jestem sztywniarą. No ale kurcze łatwa też nie jestem. Wypuściłam powietrze z ust i położyłam dłoń na jego powoli ściągając ją ze swojego kolana. A co mi tam.

- Wyglądasz pięknie - mruknął cicho Scott, pochylając się tak, by mógł dotknąć swoim nosem mojego policzka. Spojrzałam na niego, wymuszając uśmiech.

- Dziękuję. Ty... Też całkiem nieźle - odparłam z grzeczności nawet nie patrząc na to w co jest ubrany.

Po chwili byliśmy na kręglach. Grałam w to pierwszy raz i nie znałam kompletnie zasad, dlatego na początku trzymałam się od tego z daleka. Dopóki nie połączyliśmy się w grupy i mieliśmy rywalizować. Usiadłam obok Scotta, który sączył swoje piwo.

- Nie umiem w to grać, Scott - mruknęłam niezadowolona i spojrzałam na chłopaka, który cicho się zaśmiał.

- Nauczę Cię, spokojnie. To całkiem proste - odparł z uśmiechem. Odwzajemniłam gest i kiwnęłam głową. Napiłam się swojego piwa i kiedy tamta dwójka siadła zadowolona z wyników ja wstałam ze Scottem i poszłam za chłopakiem. Chwyciłam kulę, a chłopak podszedł do mnie.

- Musisz złapać kulę w taki sposób - pokazał mi dokładnie jak ją wziąć. - następnie trochę się oddalić i kiedy będziesz w tym miejscu - podszedł tam i tupnął kilka razy nogą. - wyrzucasz kulę, starając się rzucić tak by poleciała prosto i zbiła jak najwięcej pachołków, okej?

- Okej - kiwnęłam głową i wzięłam od niego kulę, obracając kilka razy. Złapałam tak jak mi kazał, po czym podeszłam do miejsca, które mi pokazywał. Nie widziałam sensu w podbieganiu z tak ciężką kulą.

- Poczekaj, pomogę Ci - zainterweniował Scott, kiedy zauważył, że nie mogę poradzić sobie z głupim wyrzuceniem kuli. Stanął za mną i objął mnie w pasie, choć uważam to za zbędne. Zignorowałam to jednak i pozwoliłam mu mną pokierować, by po chwili wypuścić kulę i patrzeć jak zbija trzy butelki.

- Nieźle! - krzyknęła Van, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

- Widzisz? To łatwe - wyszczerzył się Scott.

*

Po tym jak ja i Scott wygraliśmy wyszliśmy całą czwórką i poszliśmy do pobliskiej pizzerii. Szłam nieco z tyłu, patrząc jak moja przyjaciółka dobrze dogaduje się z Dylanem. Ten chłopak podobał jej się już bardzo długi czas i cieszę się, że w końcu ją zauważył. Choć nie jest to dla mnie zdziwieniem - Van była zdecydowanie jedną z najładniejszych dziewczyn, które znam.

Robiło się coraz chłodniej i naprawdę chciałam wrócić już do domu. Zamierzałam podbiec do znajomych, żeby nie być tak w tyle, kiedy ktoś chwycił mój nadgarstek i pociągnął do ciemnego zaułku. Nie zdążyłam krzyknąć, bo poczułam na swojej twarzy szmatkę, która czymś śmierdzała. Szamotałam się, przez co traciłam coraz więcej sił, aż w końcu robiłam się coraz bardziej senna.

°°°°

nareszcie mój ulubiony moment!
co o tym myślicie? co się stało?

komentujcie, gwiazdkujcie i polecajcie

HERO • jb // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz