- Cholera, Justin stawiasz mnie w takiej niezręcznej sytuacji - jęknął mój ojciec i wtedy oboje spojrzeliśmy się na niego. Próbowałam zignorować serce walące w mojej piersi tak szybko i tak mocno, że miałam wrażenie, iż za chwilę po prostu mnie rozerwie. Próbowałam zignorować moje trzęsące się dłonie i czerwone policzki. Próbowałam zignorować chęć rzucenia się na Justina, by pocałunkami pokazać mu jak bardzo wzruszyło mnie jego wyznanie.
- Co masz na myśli?
- Z jednej strony nie podoba mi się to co powiedziałeś, synu. Z drugiej jednak strony chyba wolę, żeby umawiała się z tobą niż z jakimś idiotą. Ale - przerwał, ponieważ wstał i podszedł do Justina, grożąc mu palcem. - jeśli skrzywdzisz moją córkę, jeśli uroni chociażby jedną łzę, obiecuję, że choć bardzo jesteś lojalny w pracy i jesteś najlepszym moim pracownikiem, to chwycę najlepszą broń i rozstrzelę ci głowę, zrozumiałeś?
Szatyn kiwnął głową i przygryzł wargę, by się nie uśmiechnąć. Podali sobie dłonie, ściskając je, a potem poklepali się po plecach i uśmiechnęli do siebie.
- Nic się Cailin nie stanie, będąc przy mnie.
- Mam nadzieję, a teraz wybaczcie mi, jestem zmęczony i wracam do domu. Cails, gadałem trochę z Justinem i stwierdziliśmy, żebyś wróciła do domu i do szkoły. Justin, Mazi i Zack będą cały czas przy tobie.
Westchnęłam cicho i kiwnęłam głową. Byłam zbyt zmęczona, by się wykłócać o to. Jeśli tak zadecydowali, to okej, niech im będzie. Ojciec po chwili zniknął z naszego pola widzenia, a wtedy mój wzrok utkwił na twarzy szatyna. Chłopak również obrócił się w moją stronę i przysunął się. Chwycił moje nogi, kładąc je na swoich. Lekko je głaskał, co było bardzo przyjemne. Chciałam się w niego wtulić, ale wiedziałam, że teraz czeka mnie rozmowa z nim. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Trochę do dupy, że dowiedziałaś się o tym w taki sposób - zaczął, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. Otworzyłam buzię, by coś powiedzieć, ale Justin położył na moje wargi swój palec wskazujący, by mnie uciszyć. A raczej, by nie dać mi dojść do słowa. - Zanim coś powiesz, zanim mnie wyśmiejesz, zanim stwierdzisz, że nic do mnie nie czujesz, wysłuchaj mnie.
Chciałam zaprotestować, powiedzieć, że nigdy bym go nie wyśmiała, zwłaszcza, że on też nie jest mi obojętny, ale znowu zostałam uciszona przez szatyna.
- Kilka tygodni temu, kiedy twój ojciec kazał mi opiekować się tobą, myślałem, że faktycznie będę musiał cię niańczyć, a przez te kilka tygodni będę czuł złość do Harry'ego i do ciebie za to, że dostałem takie a nie inne zadanie. Może i byłem zły na początku, ale nie pokazywałem tego, bo nie chciałem by było ci przykro. I tak się wycierpiałaś u Jeffreya. Można by powiedzieć, że te trzy lub cztery tygodnie to mało i może nie znam cię na wylot, to sprawiłaś, że każdego dnia zakochiwałem się w tobie bardziej. I wiem, że brzmi to cholernie beznadziejnie i jak z jakiejś taniej książki, ale taka jest prawda. Nie umiałem tego powstrzymać, możliwe, że nawet nie chciałem - wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. Nie patrzył na mnie, patrzył na swoją dłoń na moich nogach. Nie widział jak jego słowa mnie wzruszały, nie słyszał mojego szybko bijącego serca. - Wiesz, jeszcze niedawno myślałem, że nie umiem kochać. Wiem, że to typowy tekst, ale takie rzeczy przychodziły mi z trudnością. Nie wiem co takiego zrobiłaś, ale cholera zburzyłaś z taką łatwością mój mur i nawet nie wiem kiedy to się stało - pokręcił głową i wtedy spojrzał na mnie, patrząc na moje łzy spływające po moich policzkach. Otarł je kciukiem. - Wiele razy ci mówiłem, że będę cię chronił i na początku były to po prostu słowa, choć prawdziwe to nieszczere. Ale przysięgam, że teraz marzę by móc cię chronić. Sprawiać, że będziesz przy mnie bezpieczna. Być cały czas przy tobie. I być twoim superbohaterem już na zawsze. Inni superbohaterowie odchodzą, ale ja nie odejdę nigdy, chyba że będziesz tego chciała.
Pokręciłam natychmiast głową i pomimo bólu na całym ciele mocno wtuliłam się w chłopaka, bojąc się, że to wszystko było jedynie snem, albo co gorsza jakimś żartem. Bałam się, że tak naprawdę jego słowa nie były do końca szczere, nie dlatego, że Justin mnie kłamał, ale dlatego, że sam nie wiedział co rzeczywiście czuje. W końcu mógł być we mnie po prostu zauroczony, a za kilka tygodni mu przejdzie i będzie żałował wszystkiego co właśnie mi powiedział.
Odsunęłam jednak te wszystkie myśli na bok. Nie chciałam myśleć o tym w ten sposób. Podniosłam głowę i pocałowałam chłopaka w żuchwę kilka razy, dopóki on nie schylił się. Nasze usta wtedy przylgnęły do siebie z taką czułością jak jeszcze nigdy. Byliśmy pod wpływem ogromnych emocji i musieliśmy dać im upust. A najlepszym sposobem w tym momencie był pocałunek. Poza tym ten pocałunek choć nie należał do długich i namiętnych przekazał mi wszystkie uczucia Justina co do mojej osoby. I byłam już pewna, że mówił prawdę.
- Nie chcę byś odchodził - wyszeptałam w końcu, głaszcząc jego lekko zarośnięty policzek. - Nie chcę byś mnie zostawiał, bo dobrze jest mi z tobą.
- A mi z tobą - wyszczerzył się i musnął moje usta. Następnie podniósł się razem ze mną na rękach i ruszył w stronę pokoju, w którym przebywałam. - Jutro wracasz do domu.
- Zepsułeś taką fajną chwilę - burknęłam, wywracając oczami. Szatyn zaśmiał się cicho. - Nie chcę jutro już wracać do domu.
- Nic na to nie poradzę - westchnął i zamknął drzwi, kładąc mnie na łóżku. Wgramoliłam się pod kołdrę, Justin poszedł w moje ślady i już po chwili leżeliśmy wtuleni w siebie. - Ale pojadę z tobą i spotkamy się w twoim pokoju, co ty na to?
- Jak tam wejdziesz?
- Przez okno - wyszczerzył się.
- Będziesz tak robił co wieczór? - zapytałam, a on wzruszył ramionami, uśmiechając się jeszcze szerzej. Wyglądał tak chłopięco i cudownie.
- Oczywiście, że będę tak robił co wieczór. Chyba, że wolisz, aby Mazi to robił.
- Bardziej ucieszy mnie twoja twarz w moim pokoju - zaśmiałam się cicho.
- To dobrze, bo czułbym się zazdrosny.
- To słodkie - odparłam i tym razem to ja się wyszczerzyłam.
- Widzę ten uśmiech, Hood. Jeśli spróbujesz bym był zazdrosny o ciebie, to skończy się to źle.
- Raz się żyje.
- Mówię poważnie, nawet nie próbuj, bo będziesz miała karę - wyszeptał złowrogo. Uniosłam brwi do góry.
- Chyba sobie żartujesz.
- A czy wyglądam jakbym żartował? - zmienił głos na bardziej gruby i tajemniczy.
- Nie mów tak - uderzyłam go w ramię. - Jesteś przerażający - zaśmiałam się i wtuliłam się w niego. - Ciekawe co powiedzą moi przyjaciele o tobie.
- Jak mnie nie zaakceptują to nie pozwolę ci się z nimi zadawać.
- Mówisz poważnie? - spytałam, marszcząc brwi.
- Nie jestem aż taki popieprzony, Cails. Oczywiście, że mnie zaakceptują. Pokochają mnie.
- Licz się ze słowami, dwójka z moich przyjaciół to geje - zaśmiałam się, widząc minę Justina. - Mówię poważnie, wycofaj to, bo choć są razem to mogliby cię wziąć do trójkącika.
- Boże, przestań. Wycofuję to, wycofuję! - wykrzyczał, ignorując innych domowników. - Będziesz musiała mnie wtedy obronić, będziesz moją catwoman.
°°°°
przyznam się, że przy wyznaniu justina płakałam. to opowiadanie nie wzięło się przypadkiem, jest dla mnie bardzo osobiste i ważne. bardzo przeżywam wszystko co tu się dzieje, nawet jeśli wcześniej to napisałamuprzedzając pytania, bo mogą się pojawić. cailin ma dużo siniaków i zadrapań na ciele, na twarzy również, ale powiedzmy, że szybko się goją i na następny dzień nie będą aż tak widoczne jak wcześniej + będzie je ukrywała pod podkładem etc. nie pamiętam czy w późniejszych rozdziałach to zaznaczyłam, ale jeśli nie to przepraszam, często zapominam o takich błahostkach, a nie chce mi się już tego poprawiać.
buziaki! ♥
ps. kolejny rozdział w środę!
CZYTASZ
HERO • jb // zakończone
Fanfiction- jesteś jak superbohater. - tak? - tak, ale jest jeden problem. - jaki? - superbohaterzy po wykonaniu zadania odchodzą.