33

7.5K 469 6
                                    

- Co? Dlaczego?

Jego głos był zdziwiony i nie ukrywał tego. Prawdopodobnie ja też byłabym zdziwiona tym co powiedziałam, ale teraz za bardzo tego chciałam.

- Naucz mnie walczyć, Justin.

Spojrzał na mnie na ułamek sekundy, a następnie skręcił w kolejną dróżkę w lesie. Zwolnił do 20km/h.

- Muszę to przemyśleć.

- Rozumiem, gdybyś musiał przemyśleć to, czy pozwolić mi kogoś zabić, czy nie, ale umiejętność obronienia się jest dla mnie przydatna. Zwłaszcza dla mnie i zwłaszcza teraz, gdy wiem, że Jeff coś planuje.

- Jesteś pewna, Cails? - spytał i znów spojrzał na mnie. Jego dłoń leżąca na moim kolanie zacisnęła się lekko.

- Jestem stuprocentowo pewna.

- Niech ci będzie, Hood - westchnął cicho i zabrał w końcu swoją dłoń, dojeżdżając do niewielkiego, drewnianego domku.

Na pierwszy rzut oka wygląda na opuszczony i prawdopodobnie tak miał się prezentować. Wysiedliśmy z samochodu i chciałam pójść do domku, kiedy zauważyłam, że Justin stoi przy aucie i obchodzi go dookoła, zatrzymując się na jego tyle. Westchnął głośno i przeczesał dłońmi swoje włosy.

- Kurwa - zaklął i podszedł do mnie. - Idź do środka, wezmę walizki.

Kiwnęłam głową i weszłam do środka, przyglądając się wnętrzu. Nie wyglądał już na taki opuszczony, ale widać, że brakowało tutaj kogoś, kto zaopiekowałby się domem.

- Mazi? - zawołałam, a chłopak wyłonił się z prawdopodobnie salonu, trzymając kurczowo broń, gotowy by ją użyć. Widząc mnie, położył pistolet na komodzie i uśmiechnął się szeroko.

- W porządku? - zapytał, na co kiwnęłam głową.

Wszedł Justin do środka z dwoma walizkami.

- Maz, chodź na chwilę - mruknął szatyn, a czarnoskóry poszedł za nim na zewnątrz. Wyszłam za nimi, stając na ganku i patrząc na chłopców. - Przeleję na twoje konto pieniądze, żeby pokryły szkody.

Justin pokazał tył taksówki, a Mazi zaśmiał się cicho. Myślałam, że inaczej zareaguje i szatyn widocznie też nie spodziewał się takiej reakcji.

- Nie musisz, ogarnę to.

- Nie muszę, ale chcę. I nie pytałem o zgodę i tak to zrobię - uśmiechnął się lekko, klepiąc czarnoskórego po plecach. Mazi westchnął cicho, ale również się uśmiechnął i zaczęli iść w moją stronę.

- Mam nadzieję, że nas tutaj nie znajdą - mruknęłam pod nosem. W głębi duszy bałam się, że jednak to zrobią, a wtedy będziemy mieć przechlapane.

Szatyn spojrzał na mnie, prowadząc do salonu.

- Spokojnie, Cailin. Nawet jeśli znajdą, mamy tu cały zapas broni. Nie ma się czego bać - odparł pocieszającym tonem głosu. - Za godzinę bądź przygotowana na nasz pierwszy trening. Jeśli faktycznie chcesz się nauczyć samoobrony, zaczniemy od razu.

Nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem, bo nie ukrywałam, że spodobał mi się ten plan na ten dzień. A właściwie wieczór. Czułam się podekscytowana, dlatego czym prędzej chwyciłam swoją walizkę, przeklinając się w duchu, że wzięłam ze sobą tyle rzeczy i ruszyłam po schodach na górę.

Dom w porównaniu do domu Justina był o wiele mniejszy i bardziej skromny. Ale podobało mi się tutaj. Nareszcie gdzieś daleko w sobie czułam, że jestem na wakacjach, na których w rzeczywistości nie byłam. Budynek był zabezpieczony ogrodzeniem, które chroniło nas przed szkodnikami i mam na myśli przed dzikimi zwierzętami i ludźmi, zwłaszcza tych od Jeffreya. Nie było tu żadnego ogrodu, tylko puste pole. Widać, że jest to dom przeznaczony na kilka nocy, nic więcej. Wnętrze było nieco przygnębiające i szare. Nie rozmyślałam jednak zbyt długo nad tym.

Były tu cztery pokoje i jedna łazienka. Jeden pokój był zajęty, dlatego wybrałam ten najbardziej oddalony od wszystkich. Wystarczy, że musiałam teraz przebywać z dwoma facetami, potrzebowałam jakiejś prywatności. Weszłam do środka i natychmiast usiadłam na łóżku, wykręcając numer mojej przyjaciółki. Poczułam nagłą chęć porozmawiania z kimś z mojej płci.

- Słucham?

- Hej, Van.

- Cailin, do jasnej cholery co się z tobą dzieje! - wykrzyczała, a ja musiałam aż odsunąć urządzenie od ucha, bo ogłuchłabym.

- Przepraszam, zmieniłam numer, zapomniałam wam go wysłać.

Wyrzuty sumienia uderzyły we mnie z ogromną siłą i nie dziwiłam się, że dziewczyna musiała być na mnie zła. W końcu nie odzywałam się do niej tak długo. Tak samo jak do chłopaków i do mamy. I choć nie robiłam nic ciekawego w domu, to zapominałam o tym.

- Nawet nie wiesz jaka jestem wściekła na ciebie, Cailin.

- Przepraszam - powtórzyłam i westchnęłam cicho. - Musiałam odpocząć od wszystkiego, tymbardziej od telefonu, internetu, znajomych i rodziny. Chciałam się odciąć od tego wszystkiego, by móc na spokojnie to przemyśleć. Ale teraz jest już okej i przestań się na mnie gniewać, proszę.

W słuchawce długo panowała cisza, aż w końcu usłyszałam normalny głos mojej przyjaciółki.

- Nie umiem się długo gniewać, zwłaszcza na ciebie - zachichotała cicho. - Opowiadaj jak tam wolne ci sprzyja? Bardzo jesteś opalona? Są jacyś przystojniacy? Co u Aarona?

- U Aarona wszystko w jak najlepszym porządku. Myślę, że znajdzie się kilku przystojnych facetów i nie, nie jestem opalona. Ledwo wychodzę z domu.

- Dlaczego?

- Nie mam ochoty. Codziennie jem dużo lodów i oglądam filmy. To zdecydowanie polepsza mój humor. Lepiej opowiadaj co u ciebie, u chłopaków i w szkole.

- Więc Dylan to przeszłość, jest strasznym dupkiem. Opowiem ci dokładnie kiedy indziej, bo nie mam ochoty teraz wracać do tego. U chłopców po staremu, a w szkole jest kilka afer...

- Cails, gotowa?!

- Kto to był? - zapytała, a ja westchnęłam cicho.

- To um.. Aaron, chce mnie wyciągnąć do wesołego miasteczka, żebym trochę się rozerwała - skłamałam i patrzyłam jak drzwi otwierają się. Po chwili stanął w nich Justin, chcąc coś powiedzieć, ale go uciszyłam.

- Aaron jest strasznie kochany.

- Wiem. Muszę kończyć, jest mega niecierpliwy. Zadzwonię jutro, okej? Opowiesz mi wszystko i przeproś chłopców, że nie dzwoniłam.

- Jasna sprawa, bądź ostrożna, Cails.

- Jak zawsze.

Rozłączyłam się i spojrzałam na zniecierpliwionego szatyna.

- No co? Nie gap się tak, musiałam w końcu do niej zadzwonić, żeby na zawał na padła.
- Dobra, już dobra. Daję ci pięć minut, Hood.

- Tak jest, Bieber - zasalutowałam i wstałam, czekając, aż chłopak wyjdzie z mojego pokoju. Gdy to zrobił pośpiesznie przebrałam się w krótkie, dresowe spodenki i luźny podkoszulek. Włosy upięłam w wysokiego kucyka i zbiegłam na dół.

- Czuję, że to będzie najprzyjemniejsza część z tego całego gówna w jakim przebywamy - odparł Justin, uśmiechając się w moją stronę szeroko.

°°°
mam nadzieję, że cierpliwie czekaliście na rozdział, bo tak jak obiecałam - dodaję po trzech dniach

kocham was! ♥

HERO • jb // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz