16

8.5K 512 35
                                    

Uważniej zaczęłam się przyglądać drodze, kiedy wyjechaliśmy z Phoenix. Byłam ciekawa, gdzie mieszka Justin, ale uważałam, że pytanie go o to jest bez sensu. W końcu sama będę mogła zobaczyć gdzie mieszka.

Wyjechanie z samego Phoenix zajęło nam dobrą godzinę, a później jechaliśmy jakieś piętnaście minut. Mijaliśmy pojedyńcze domy, na obrzeżach miasta. Chłopak nieco zwolnił, po chwili skręcił w prawo na dróżkę. Moim oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów dom. Faktycznie, pieniądze, które dostaje od mojego ojca zdecydowanie mu starczą. Dom był duży i niczym praktycznie nie różnił się od tych, które mijaliśmy.

Brama zaczęła się otwierać, a szatyn spokojnie wjechał, po czym zaparkował. Obrócił się w moim kierunku i uśmiechnął lekko.

- To co, współlokatorko. Chcesz zobaczyć miejsce, w którym trochę pomieszkasz? - zapytał, na co kiwnęłam głową. Wysiedliśmy z samochodu. Justin wziął moją walizkę, jęcząc, że zabrałam cały pokój ze sobą.

Drzwi były otwarte, co mnie trochę zaskoczyło. Okej, mieszka na jakimś odludziu, ale bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Chyba mój tata trochę minął się z celem, ufając mu. Jak osoba, która nie zamyka domu, kiedy wychodzi, ma mnie ochronić?

W mieszkaniu słychać było krzyki komentatora sportowego, co oznaczało, że leci mecz. A skoro leci mecz, musi być włączony telewizor. Czy on naprawdę jest taki leniwy, żeby nawet nie mógł wyłączyć telewizora, gdy wychodził?

- Okej, tutaj jest salon.

Weszliśmy do środka i ku mojemu zaskoczeniu na ogromnej kanapie leżał rozwalony chłopak, oglądający tak jak myślałam mecz. Czyli nie zamknął drzwi, bo ktoś tu był i nie widział sensu, aby zamykać dom. Okej, za szybko go oceniłam. Leżący chłopak, słysząc nas zerwał się na równe nogi i posłał w moją stronę szeroki uśmiech. Podszedł do nas, po czym chwycił moją dłoń i pocałował jej zewnętrzną stronę. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten gest.

- Jestem Michael, dla znajomych Mazi, miło mi Cię poznać, Cailin.

- Wzajemnie.

- Dzięki, brachu za taksówkę.

- Dla rodziny wszystko - odparł czarnoskóry i poklepał Justina po plecach. - Będę się zbierał. Ogarnij lodówkę, nic w niej nie ma. A nie chcesz, aby Harold głowę Ci urwał za zagłodzenie jego córki - zaśmiał się, kiedy dostał w ramię od szatyna. - Wiesz, Cailin. Będziesz musiała Ty przypilnować tego dzieciaka, a nie on Ciebie.

- Fajnie wiedzieć - odparłam i pokręciłam rozbawiona głową. Mazi wydawał się zabawnym kolesiem i mam nadzieję, że niedługo znowu tutaj wpadnie. Chłopak pożegnał się z nami i już po chwili go nie było.

- Nie słuchaj go, to debil.

- Jest zabawny - odparłam, a Justin spojrzał na mnie, udając obrażonego.

- Ja jestem zabawniejszy.

Zaśmiałam się cicho, bo zawsze bawiło mnie, kiedy jakiś chłopak poczuł, że jego duma została boleśnie tknięta.

- Widzisz? - ukazał swoje białe zęby. - Jestem zabawniejszy od tego czarnucha. - Wypiął dumnie pierś i położył walizkę na podłodze. - Chodź. Tutaj jest kuchnia - pokazał mi pomieszczenie, które było połączone z salonem.

Salon jak i kuchnia były urządzone w nowoczesnym stylu. Przeważały kolory takie jak biały, czarny i szary. Gdzie niegdzie widoczny był beż. Podobał mi się wystrój, był w moim stylu.

Dalej pokazał mi toaletę, która była na dole. Następnie weszliśmy na górę. Znajdowały się tam cztery pokoje i dwie łazienki. Myślę, że Justin urządzając i robiąc ten dom, kierował się tym, że wiele znajomych może u niego nocować. W końcu po co mu tak wielki dom, kiedy mieszka zupełnie sam?

Łazienki były bardzo do siebie podobne, obie były w kolorze zielono-biało-czarnym. Jedna jednak miała kabinę prysznicową, a druga wannę. Do wyboru, do koloru.

Oboje stwierdziliśmy, że nie ma sensu pokazywania mi wszystkich pokoi, dlatego od razu zaprowadził mnie do mojego. Nie chciałam naruszać jego prywatności, dlatego powiedziałam, że nie chcę oglądać wszystkich pokoi. Mój pokój miał ściany w kolorze białym. Szkielet łóżka był czarny, materac zaś biały, tak samo jak pościel. Meble miały kolor bardzo jasnego brązu, panele podłogowe miały identyczny kolor jak meble, a dywan był czarny i wyglądał na cholernie miękki. Widać gołym okiem, że pokój był uniwersalny, aby gość czuł się dobrze. Podejrzewam, że reszta pokoi (ewentualnie oprócz jego) były bardzo podobne.

- I jak? Może być?

- Jasne, jest super - powiedziałam zgodnie z prawdą. Położyłam torebkę na łóżku i usiadłam na nim, stwierdzając w myślach, że to będzie moje ulubione miejsce w tym pokoju.

- W takim razie za chwilę przyniosę Ci walizkę. Będę jechał na zakupy skoro nie ma nic w lodówce. Masz na coś konkretnego ochotę?

- A mogę jechać z Tobą? - zapytałam cicho. Nie chciałam zostawać jak na razie sama. Co jeśli ludzie Jeffreya wiedzą gdzie jestem i tylko czekają na to, aż zostanę sama w tym domu? Nie chcę do niego wracać, bo wiem, że teraz nie będzie taki miły.

- Um.. Jasne, czemu nie - podrapał się po karku i posłał mi lekki uśmiech. - Zbieraj się.

Kiwnęłam głową i wypakowałam niepotrzebne rzeczy z torebki, zostawiając w niej jedynie portfel, telefon i dokumenty. Przez ten czas Justin przyniósł moją walizkę i kazał mi się pośpieszyć.

Czułam się dziwnie i wiem, że zajmie mi trochę czasu, zanim się przyzwyczaję do tego miejsca oraz do Justina. Chłopak ewidentnie stara się być dla mnie miły i próbuje zaakceptować to, że będę wrzodem na dupie. Mi też nie jest dobrze z myślą, że będę chciała zanim łazić, bo za bardzo boję się być sama.

Przed naszą dwójką postawiony został cel, który musimy osiągnąć. Oboje musimy nauczyć się wpółpracy i zaakceptowania tego, co obecnie się dzieje. We dwójkę raźniej, prawda?

HERO • jb // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz