Stałam pośrodku ogromnej polany, a wokół mnie panował ogromny chaos. To dziwne, w końcu w takich miejscach powinno być cicho i spokojnie. Powinny śpiewać ptaki i w rytmie poruszać się gałęzie drzew. Zamiast tego słyszałam głośny szelest liści, które pod wpływem ciężaru zgniatały się i łamały, bo były wysuszone. Nie wiedziałam skąd bierze się ten hałas, w końcu jest lato i nie widzę żadnych liści na trawie. Oprócz tego słyszałam ciche szmery i odgłosy kilkunastu ludzi, którzy szepcząc próbowali się przekrzyczeć. Nie rozumiałam co krzyczeli, ale to sprawiało, że mój niepokój narastał. Co jakiś czas słyszałam jakby wystrzał z broni, ale był przygłuszony, ledwie słyszalny.
- Idź prosto, Cailin - usłyszałam wyraźnie. Głos był przyjemny, zupełnie inny niż te przekrzykujące się. Głos koił i wprawiał mnie w dziwny stan spokoju. Powoli ruszyłam za cudownym Głosem, dopóki nie znalazłam się w lesie. Przez zasłaniające słońce wysokie drzewa i ich rozwidlone gałęzie na dole było ciemno, jakby była noc. A może właśnie była noc? W końcu patrząc w niebo nie widziałam nawet lekkich promieni słońca, próbujących przebić się przez drzewa.
- Nie mamy zbyt wiele czasu, chodź.
Kojący i uspokajający mnie Głos ponownie się odezwał, dlatego natychmiast ruszyłam zanim. Stanęłam dopiero przy ogromnym otworze w bardzo grubym drzewie.
- Możesz wejść. - Zapewnił mnie Głos. Ufając mu, choć nie powinnam ostrożnie weszłam do środka. Przez drobne wnęki przedostawało się niebieskie światło, a przede mną był mały stawik. Podeszłam do wody i wychyliłam się lekko, by móc się zobaczyć. Przyglądałam się sobie chwilę, dopóki nie usłyszałam dźwięku, którego nie byłam w stanie zidentyfikować. Obróciłam głowę, nie zauważyłam jednak nic, dlatego wróciłam do swojego odbicia. To, co jednak zobaczyłam przestraszyło mnie na tyle, że nie potrafiłam nawet krzyknąć. Przede mną stał Jeffrey, uśmiechający się od ucha do ucha. Przy moim czole trzymał pistolet.
- Nie ufaj nikomu, Cailin - pierwsze trzy słowa powiedział tym kojącym głosem, zaś moje imię wypowiedział z taką nienawiścią i takim jadem w głosie, że wzdrygnęłam się, a głos uwiązł mi w gardle. Wtedy pociągnął za spust i strzelił, ale dźwięk z pistoletu nie przypominał wcale takiego typowego wystrzeliwania, tylko...
Uniosłam się do pozycji siedzącej, kiedy w domu rozległ się hałas spowodowany stłuczeniem szkła. Serce podeszło do mojego gardła i przez chwilę siedziałam w pokoju, mając nadzieję, że to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni. Przestałam w to wierzyć, w momencie, gdy usłyszałam przesuwane krzesło. Zerwałam się z łóżka i najciszej jak potrafiłam wyszłam z pokoju, upewniając się, że nikogo nie ma na korytarzu. Puściłam się biegiem w stronę pokoju Justina. Otworzyłam drzwi i najciszej jak umiałam zamknęłam je. Podbiegłam do Justina i uklękłam przed nim.
- Justin - zawołałam szeptem, potrząsając nim. Ten jedynie coś mruknął i przewrócił się na drugi bok. Wstałam i pochyliłam się nad nim. Potrząsnęłam nim mocniej i bardziej zdecydowanie. - Justin! - podniosłam nieco głos. Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam kolejny dźwięk z dołu. - Justin, kurwa! - warknęłam szeptem, mój głos i tak załamał się.
- Co jest - wymamrotał, ale przez to, że ciągle nim potrząsałam, w końcu usiadł na łóżku. - Cholera, Cailin. Która jest godzina?
- Gówno mnie to obchodzi. Ktoś jest w domu! - mówiłam półszeptem.
Serce waliło mi jak oszalałe, a ciśnienie skoczyło o wiele bardziej przez Justina, który nie potrafił zbyt szybko ogarnąć sytuacji. Na moje szczęście po kilku sekundach załapał co powiedziałam i zeskoczył z łóżka. Potrząsnął głową i podszedł do jeansów, leżących na krześle. Najpierw nałożył dresy, a później chwycił pistolet, który schowany był właśnie w spodniach jeansowych.
- Masz tu zostać, jasne? - spytał, choć bardziej wyczuwalny był w tym zdaniu rozkaz, aniżeli pytanie. Kiwnęłam jednak głową i patrzyłam na chłopaka, który również przez chwilę mi się przyglądał.
Gdy tylko chłopak wyszedł, policzyłam do piętnastu, wzięłam jego telefon i odblokowałam go, ciesząc się, że nie miałżadnego hasła. Wpisałam numer policji, jednak nie łączyłam się jeszcze z nimi. Cicho wyszłam z pokoju, zauważając Justina czającego się przy ścianie na schodach. Zauważył mnie i posłał mi jedno z groźnych spojrzeń.
- Wracaj do pokoju - powiedział bezgłośnie. Pokręciłam jednak głową i najciszej jak potrafiłam podeszłam do niego, robiąc to co on.
- Po co Ci to? - zapytał, kiedy byłam obok niego.
- Jeśli to człowiek Jeffreya...
- To nie możesz zadzwonić na gliny. Jestem pewien, że oprócz tego, że Jeffrey zostanie udupiony to również ja, moi znajomi i przede wszystkim Twój ojciec. Najpierw złapię tego sukinsyna, jeśli to jeden z nich to każę przyjechać chłopakom, by go dali Harry'emu. Jeśli to jakiś mały dupek to dopiero po złapaniu go, pozwolę Ci zadzwonić. Wyłącz telefon, bo niepotrzebne światło dajesz, wskazując centralnie na nas.
Zablokowałam posłusznie telefon i powoli ruszyłam za chłopakiem. Na dole wciąż było słychać dźwięki, które powiadamiały mnie o tym, że jednak nie mam dziwnych wyobrażeń i, że zwyczajnie jest to wszystko prawdziwe. Zeszliśmy ze schodów i dokładnie wsłuchaliśmy się w odgłosy, by dowiedzieć się skąd one dochodziły.
- Salon - szepnęłam, a chłopak podszedł do kolejnej ściany, przylepiając się do niej. Wziął głęboki oddech i wszedł do środka.
- Ręce do góry, szmato! - warknął. Nikt się jednak nie odezwał. Podeszłam do ściany i zajrzałam do środka. - To jakiś żart.
Odetchnęłam z ulgą i zapaliłam światło. Naszym oczom ukazał się szop, który wszedł dzięki drzwiom balkonowym, które musiały być źle zamknięte. Zdążył jednak stłuc wazon, przewrócić lampę, przesunąć dwa krzesła i zjeść resztę czekolady, którą zostawiłam na stoliku przed telewizorem.
- To chyba dobrze, że to zwykłe zwierzę, a nie jakiś złodziej - odparłam. Chciało mi się śmiać, jednak strach, który wcześniej mi towarzyszył nie do końca mnie opuścił.
- Ta, ale nastraszyłaś mnie tak bardzo, że naprawdę miałem ochotę komuś rozstrzelić kutasa za włażenie do mojego domu.
- Przepraszam, miałam koszmar, obudziłam się i usłyszałam te dźwięki. Przestraszyłam się.
- Masz koszmary? - spojrzał na mnie i podszedł ostrożnie do szopa, przepędzając go. Zamknął dokładnie drzwi balkonowe i wrócił do mnie.
- Nic ważnego. Raz na jakiś czas mi się zdarza.
- To może śpij przy włączonym świetle? - zadrwił. Uniosłam brew do góry, wcisnęłam telefon w jego klatkę piersiową i obróciłam się na pięcie, wychodząc z salonu. Co za dupek.
- Dobranoc - burknęłam, odchodząc i zajęło mi kilka sekund na wbiegnięcie po schodach, a później wejście do pokoju.
Miałam zamiar spać dłużej niż zwykle. W końcu podobno jestem na wakacjach, prawda? Więc będę zachowywała się jak na wakacjach, aż Justin Jestem Dupkiem będzie miał mnie po dziurki w nosie, pomyślałam. I z tą myślą zasnęłam.
°°°
przybywam z kolejnym rozdziałem.
chciałam podziękować wam za to, że tu jesteście, to dla mnie ważne. jesteście najlepsi!
CZYTASZ
HERO • jb // zakończone
Fanfiction- jesteś jak superbohater. - tak? - tak, ale jest jeden problem. - jaki? - superbohaterzy po wykonaniu zadania odchodzą.