W ogromnym domu było nadzwyczaj cicho. Powoli otworzyłam drzwi i wbiegłam po schodach, rozglądając się dookoła. Było ciemno, a w domu wydawać by się mogło, że nie było nikogo. Poszłam do kuchni i chwyciłam szklankę, nalałam do niej wody i duszkiem wypiłam całą zawartość. Następnie ruszyłam do salonu, gdzie nikogo nie było. Zawsze tu ktoś był. Tak samo jak w kuchni. Spojrzałam na drzwi, prowadzące na drugie piętro, gdzie znajdują się pokoje wszystkich mieszkających tutaj. Dom był naprawdę wielki i z początku się tutaj gubiłam, dlatego prosiłam Steve'a o powiedzeniu mi o tym budynku. Na samym dole była piwnica, w której mnie trzymano. Na parterze znajdowała się kuchnia, ogromny salon, gdzieś tam za salonem był salon gier, łazienka i oczywiście duże drzwi, które prowadziły do gabinetu Jeffa. A na pierwszym piętrze pokoje tych wszystkich ludzi. Nie wiem jak dużo było tutaj ludzi, ale zdążyłam zauważyć, że jestem tu jedyną dziewczyną, a facetów jest tak dużo, że codziennie widziałam kogoś innego. Jedynie kojarzę dwóch ochroniarzy, stojących przy drzwiach, Steve'a i Jeffreya... Właśnie! Gdzie są ochroniarze? Poszłam w stronę drzwi i ku mojemu zdziwieniu nikogo przy nich nie było. Podeszłam do nich i chwyciłam klamkę, powoli ją naciskając. Ku mojemu po raz drugi zdziwieniu były otwarte, dlatego nie myśląc ani sekundy dłużej ruszyłam biegiem w stronę wolności. Uśmiechnęłam się szczęśliwa, bo w końcu ulotniłam się stamtąd i to w tak łatwy sposób.
Biegłam tak długo ile miałam sił, ale już po dłuższym czasie, który trwał wieczność przystanęłam by móc odetchnąć. Nie mogłam uwierzyć w to, że jestem naprawdę wolna. Może i dobrze mnie tam traktowali, ale to nie zmienia faktu, że porwali mnie, trzymając długo czas. Moi rodzice na pewno się zamartwiają, tak samo jak moi przyjaciele. Marzyłam o tym, żeby w końcu móc ich wszystkich wyściskać. Tak bardzo za nimi tęskniłam.
- Już idę do w...
Nie zdążyłam dokończyć, kiedy poczułam rozrywający ból w okolicach klatki piersiowej. Złapalam się w miejsce, gdzie bolało mnie najbardziej i spojrzałam w dół, patrząc ze zdziwieniem na lejącą się krew. Przełknęłam głośno ślinę i obróciłam się, trzymając mocno postrzelone miejsce, mając nadzieję, że tak zatamuję krwotok.
- Chciałem dobrze, Cailin. Nie pozostawiłaś mi jednak wyboru - warknął Jeffrey, który podszedł do mnie, uśmiechając się tym swoich przerażającym uśmieszkiem. W dłoni trzymał pistolet, który po chwili wycelował w moją głowę. - Było miło, kochanie. Nie jesteś mi już potrzebna.
I strzelił.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, głośno oddychając. Byłam cała oblana potem, a moje serce waliło jak szalone. Próbowałam się uspokoić, ale coś sprawiało, że nie mogłam tego zrobić. Byłam świadoma, że to był tylko sen, ale w jednej rzeczy mnie oświecił.
Co jeśli, kiedy pomogę Jeffrey'owi to on strzeli we mnie, mówiąc, że żartował i marzył by mnie skrzywdzić?
No bo w końcu od kiedy niebezpieczni ludzi obiecują swoim zakładnikom, że nie chcą ich skrzywdzić. Wierzyłam mu od początku z tym, że nie zrobi mi niczego, ale wydaje mi się, że uwierzyłam tylko dlatego, że bardzo pragnęłam w to wierzyć. W głębi duszy modliłam się przez cały ten czas, żeby nic nie wymyślił. Może te całe obiadki, dobre traktowanie mnie to tylko formalność? Może tak naprawdę nigdy mnie nie wypuści i po tym jak już uda mu się z zamianą broni zacznie mnie torturować?
Stałam się jednym kłębkiem nerwów. Bałam się o samą siebie, co jest cholernie egoistycznie, ale nie chciałabym umrzeć w wieku osiemnastu lat. Jeszcze wszystko przede mną, bo dopiero tak mało w życiu zrobiłam. W tym momencie pragnęłam naprawić wszystkie swoje błędy, które zrobiłam.
- Zaczynasz wariować, Cails - szepnęłam do siebie i ruszyłam w stronę drzwi, idąc najpierw do kuchni. Miałam sucho w gardle i potrzebowałam natychmiast wody. Kiedy wypiłam zawartość szklanki, spotkałam Steve'a.
- Cześć, wyspana? - zagadnął, a ja kiwnęłam głową.
- Jak zawsze - uśmiechnęłam się blado, jednak zapewne wyszedł z tego grymas.
Tak naprawdę się nie wyspałam. Po koszmarze czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. I tak naprawdę nie chciałam się uśmiechać. Miałam ochotę zacząć płakać, ale nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Nie tutaj i nie teraz.
- Jesteś jakaś blada, wszystko w porządku?
- Tak, Steve. Dasz mi jakiś ręcznik, chciałabym wziąć prysznic.
Kiwnął jedynie głową, patrząc jeszcze przez chwilę na mnie. Po chwili odszedł i wrócił z ręcznikiem i nowymi ciuchami.
- Skąd macie tyle ciuchów dziewczęcych, skoro mieszkają tutaj sami faceci?
- Jeff wysłał Matta po ciuchy dla Ciebie - wzruszył ramionami, a ja zignorowałam fakt, że nie znam żadnego Matta. Nie znałam tu praktycznie nikogo i nie miałam ochoty na poznawanie się z nimi. Sen wystarczająco wystraszył mnie i zdecydowanie powiększył mój dystans do tego wszystkiego. A moja ufność spadła do minimum. Nie mogę ufać tym ludziom, nawet Steve'owi. To zbyt niebezpieczne.
- Przygotuj się dobrze, Cailin. Zobaczysz dzisiaj swojego ojca. Módl się, żeby nic się dzisiaj nie stało. Jeffrey potrafi zmieniać plany dla rozrywki.
°°°°°
coraz bliżej do pewnej osoby
coraz bliżej do pewnej osoby
juhu
CZYTASZ
HERO • jb // zakończone
Fanfic- jesteś jak superbohater. - tak? - tak, ale jest jeden problem. - jaki? - superbohaterzy po wykonaniu zadania odchodzą.