Obudziłam się w małym pokoju, ale było zbyt ciemno bym mogła cokolwiek zobaczyć. Westchnęłam cicho, marząc, by sen był prawdziwy. Żeby Justin naprawdę mnie uratował. Zamrugałam powiekami, by móc przyzwyczaić swój wzrok do ciemności, a kiedy mi się to udało ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie jestem już w piwnicy. Czyli jednak to mi się nie śniło! Zdołałam jedynie uśmiechnąć się, bo w dalszym ciągu wszystko mnie bolało. Poruszyłam się na łóżku i jak na zawołanie ktoś wstał z podłogi, podchodząc do mnie. Poczułam ogromną ulgę, kiedy tą osobą był Justin.
- Chryste, nareszcie wstałaś - powiedział natychmiast i usiadł obok mnie, zdejmując z mojej twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. Kiwnęłam głową, chcąc coś powiedzieć, ale moje gardło było niczym pustynia. Spojrzałam na boki w poszukiwaniu wody. Szatyn jakby czytał w moich myślach chwycił butelkę wody spod łóżka i podał mi ją. Zmarszczyłam brwi. - Nie miałem jej gdzie położyć, spokojnie nie leży tam nie wiadomo od kiedy.
Uśmiechnęłam się i natychmiast zaczęłam pić wodę. Zakończyłam głośnym westchnięciem i oddałam pustą butelkę chłopakowi.
- Długo spałam? - zapytałam słabym głosikiem.
- Kilkanaście godzin.
- Gdzie jesteśmy?
- W magazynie, zaraz pójdę po twojego ojca - odparł i nachylił się, by pocałować mnie w czoło. - Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami.
- Jestem trochę obolała, a tak to w porządku - uśmiechnęłam się lekko, by szatyn mógł mi w pełni uwierzyć. - Justin? - chwyciłam jego dłoń, ściskając ją tak mocno, na ile pozwalały mi siły. Chłopak kiwnął głową, bym mogła mówić dalej. - Dziękuję ci. Za uratowanie mnie po raz kolejny. Gdyby nie ty, ja bym tam...
- Nie kończ tego zdania - warknął trochę zbyt ostro, bo wzdrygnęłam się. Justin widząc to natychmiast się uspokoił i położył obok mnie, przytulając bardzo lekko. Chyba jeszcze nigdy nikt nie przytulał mnie tak lekko jak on. - Byłbym tam wcześniej, ale wiele rzeczy poszło nie tak jak zaplanowałem. Przysięgam, Cails, że ten dupek i jego brygada zapłacą za to, co ci zrobili - wyszeptał, głaskając mnie po policzku.
Chciało mi się płakać i tak właściwie nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że czułam się szczęśliwa, będąc znowu przy Justinie. A może dlatego, że byłam na granicy wytrzymałości i nie wiedziałam ile dam rady jeszcze znieść tego wszystkiego.
Zagryzłam dolną wargę i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie chciałam cały czas leżeć, musiałam w końcu sama stanąć na nogi. Czułam się jakbym była kaleką, która bez czyjejś pomocy nie dałaby sobie rady. Zagryzłam mocniej wargę, by się nie rozpłakać i powoli zaczęłam wstawać z łóżka. Justin widząc to, wstał, chcąc mi pomóc, ale strzepnęlam jego dłoń z mojego ramienia.
- Poradzę sobie - burknęłam i pomimo ogromnego bólu w klatce piersiowej wstałam o własnych siłach. Przez chwilę się chwiałam, a w głowie mi się zakręciło, dlatego przytrzymałam się Justina, by nie upaść.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko trochę zakręciło mi się w głowie - mruknęłam i otworzyłam oczy, które wcześniej zamknęłam. Podniosłam głowę napotykając zatroskaną twarz Justina, po czym uśmiechnęłam się lekko. - Widzisz? Wszystko jest okej.
- Widzę - powtórzył i wyszczerzył się, chwytając moją dłoń. Nie zaprzeczałam, po pierwsze: czułam, że mam obok siebie kogoś, kto w razie gdyby zdążył mnie chwycić, a po drugie: czułam się cholernie bezpieczna i było mi dobrze, mając przy sobie bliżej chłopaka.
CZYTASZ
HERO • jb // zakończone
Fanfic- jesteś jak superbohater. - tak? - tak, ale jest jeden problem. - jaki? - superbohaterzy po wykonaniu zadania odchodzą.