17

8.3K 647 57
                                    

Będąc w centrum Phoenix byliśmy zmuszeni uważać o wiele bardziej niż zwykle. W końcu moja mama, moi przyjaciele i prawdopodobnie większość znajomych naszej rodziny myśleli, że jestem w drodze do Rzymu. Dlatego Justin kazał mi upiąć włosy i nałożyć okulary przeciwsłoneczne. A w sklepach, gdzie było dużo ludzi łapał moją dłoń, udając, że jesteśmy parą. Choć bardziej to przypominało jakbym była jego córką, a on jako ojciec był zbyt nadopiekuńczy i w zbyt dziwny sposób trzymał dłoń swojego dziecka. To było dość zabawne i jak się okazało tylko dla mnie. Justinowi do śmiechu nie było. Uważał, że lepiej jakbym została w samochodzie, albo najlepiej w domu.

Kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, aby starczyły nam na dzisiejszą kolację i na jutrzejszy dzień. Justin wziął sześciopak piwa, ja natomiast kilka soczków marchewkowych. Oboje jednogłośnie stwierdziliśmy, że bez lodów, chipsów i jakichś słodyczy nie wyjdziemy ze sklepu. Dobrze, że jednak potrafimy się z czymś zgodzić.

Reasumując: ze sklepu wyszliśmy z czterema siatkami zakupów. To absurdalne, że tyle jedzenia zostało zakupione dla dwóch osób. Jednak żadne z nas tego nie komentowało. Oboje cieszyliśmy się jak dzieci z takiej ilości jedzenia.

Droga powrotna minęła spokojnie, w rytmach muzyki Beyoncé. Jak się okazało, Justin to napalony fan tej kobiety. Nie oceniałam go, sama miałam wiele wykonawców i zespołów, które uwielbiałam i mogłam słuchać dniami i nocami. Bey to świetna wokalistka, więc dobrze nam się wracało.

- To trochę męczące mieszkać tak daleko od centrum - zauważyłam, kiedy pochłaniałam paczkę żelków. Justin co chwilę podbierał mi kilka.

- Mhm, ale nie kierowałem się tym, kiedy stawiałem swój dom. Kierowałem się raczej tym, że ludzie, którzy kupują od nas broń nie wiedzą gdzie mieszkam. Czuję się bezpieczniejszy na takim odludziu.

- Nie męczy Cię mieszkanie samemu?

- Czasami tak, ale często nocują u mnie kumple, więc zwykle jest tam wesoło. No i jak się urządza imprezy to sąsiedzi przynajmniej nie dzwonią po gliny - wyszczerzył się. Daję uciąć sobie głowę, że to był główny powód mieszkania tam, gdzie mieszka. - Poza tym teraz mam współlokatorkę.

- Tylko na kilka tygodni - zaśmiałam się.

- Nie śmiej się, tylko podaj mi żelka, kobieto. - Odparł, a ja wygrzebałam jednego i chciałam go położyć na jego wysuniętej dłoni, kiedy zerknął na żelka i odsunął dłoń. - Zielone są niedobre! Chcę czerwonego.

- Co za różnica? - spytałam, wywracając oczami. Zachowywał się momentami jak rozkapryszony dzieciak i naprawdę nie mogłam uwierzyć, że tata powierzył komuś takiemu opiekę nade mną.

- Oczywiście, że jest różnica, Cailin. Widocznie Ty tego nie potrafisz zrozumieć.

Parsknęłam śmiechem i zjadłam zielonego żelka, którego nie chciał Justin, a jemu wyszukałam czerwonego.

- Proszę bardzo.

- Dziękuję - uśmiechnął się i wsadził go do buzi. Akurat gdy opakowanie zostało puste, dojechaliśmy na miejsce. Każde z nas wzięło dwie siatki zakupów i ruszyliśmy do domu. Oczywiście, ja dostałam te lżejsze, jakbym nie poradziła sobie z tamtymi. Nie komentując jednak tego, ruszyłam do kuchni i postawiłam na wysepce kuchennej siatki, po czym szybko zapoznałam się z kuchnią i zaczęłam wyciągać produkty z siatki, a wykładając je na ich należyte miejsce. Justin doniósł dwie siatki, które wziął i zaczął mi pomagać. Robił to ślamazarnie i wiem, że nie chciał wyjść na dupka, dlatego mi zaczął pomagać.

- Nie musisz mi pomagać, Justin - zaśmiałam się i przystanęłam z nutellą, patrząc na niego.

- Nie no, nie będę taki.

- Serio, poradzę sobie. Idź obejrzeć mecz, czy co tam zwykle robisz. Chociaż w taki sposób mogę się odwdzięczyć za niańczenie mnie - westchnęłam cicho i ponowiłam swoje czynności.

- To moja praca, Cailin. Gdybyś jednak potrzebowała pomocy to krzycz, okej? Pójdę wziąć prysznic.

Kiwnęłam głową i nie śpiesząc się, wypakowywałam produkty, które po chwili chowałam. Dzięki temu wiedziałam, gdzie znajduje się to wszystko. Nie będę musiała potem szukać produktów, gdy będę coś przyrządzała.

Po schowaniu wszystkiego co kupiliśmy, wstawiłam wodę do czajnika i zajęłam się przygotowywaniem kanapek na kolację. Nie chciałam iść do swojego pokoju, kłaść się i rozmyślać nad wszystkim co mnie ostatnio spotkało. Te wydarzenia za bardzo mnie przygnębiały, dlatego wolałam robić wszystko oprócz bezczynnego leżenia.

Położyłam gotowe kanapki leżące na talerzu na stół i w momencie, gdy woda się zagotowała do kuchni wszedł Justin.

- Nie musiałaś robić kolacji - odparł, nie ukrywając zdziwienia. Chyba wyobrażał sobie mój pobyt tutaj na coś w rodzaju usługiwania mi. Nie jestem z tego typu osób i naprawdę nie lubię skakania wokół siebie. Potrafię o siebie zadbać i to właśnie pokazuję.

- Nie musiałam, ale na pewno jesteś głodny, więc siadaj i smacznego - uśmiechnęłam się i postawiłam po dwóch stronach stołu herbaty. - Nie wiem ile słodzisz, więc tego nie zrobiłam.

- Dwie - odparł, jakby ta informacja miała być dla mnie ważna. Kiwnęłam jednak głową i podsunęłam mu cukier. Usiadł przy stole i patrzył jeszcze przez chwilę na kanapki, jakby w jego oczach wyglądały jak jakieś danie z restauracji. - Dziękuję. Dawno nie zastałem tutaj kolacji.

Uśmiechnęłam się lekko. Może jednak jakoś uda nam się dogadać. Z powodu robiłabym dla nas dania, a on w razie potrzeby ochraniał mnie. Dziwny układ, ale tak jakby oboje zostali zmuszeni do poradzenia sobie w tej sytuacji. On został zmuszony do pilnowania mnie i bycie moim osobistym ochroniarzem, a ja zostałam zmuszona do zamieszkania z obcym facetem. Nie wiem czy dla niego było to niezręczne, ta cała sytuacja, ale dla mnie na pewno.

-W takim razie przez te kilka tygodni będziesz miał je często - odparłam i wgryzłam się w kanapkę.

- Chyba jednak polubię to zadanie, którego przydzielił mi Twój ojciec.

°°°
im więcej komentarzy i gwiazdek tym częściej będą dodawane rozdziały, to tak na marginesie haha

jak myślicie będą się dużo kłócić czy raczej nie?

ps. dziękuję za ponad 4,5 tysiąca wyświetleń, jesteście najlepsi!

HERO • jb // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz