-Andy...- zaczęła niepewnie brunetka- Było słychać jak krzyczysz i...- nie dokończyła wzdychając
Alfa spojrzał zdezorientowany na swoją ukochaną która patrzyła na niego niepewnie. Widząc jej zaszklone oczy jego serce się łamało. Nie mógł znieść myśli, że przez jego niespodziewany wybuch jego mate jest teraz w takim stanie.
-Skarbie...- podszedł do niej i usiadł obok na łóżku- Przepraszam, że musiałaś to słyszeć. Nie chciałem cię wystraszyć.- wyszeptał przyglądając się jej uważnie
Spojrzała na niego strachliwie, a potem zerknęła na dziewczynę która stała teraz niedaleko łóżka.
-Naprawdę nie musisz się mnie bać słoneczko- przysunął się do niej nieznaczenie- Ja po prostu... po prostu zdenerwowałem się na coś ale możesz być pewna, że na ciebie nigdy, przenigdy się tak nie zdenerwuje, dobrze?
Nie mógł znieść już widoku jej łez. Jego wilk w środku rzucał się niespokojnie i nie mógł znieść myśli, że to ich wina, że ich mate jest teraz w takim stanie.
Andy spojrzał zatroskany na przeznaczoną. Potem jego wzrok wylądował na również zmartwionej Tess.
-Tessa... Zostaw nas samych- powiedział powstrzymując łamiący się głos.
Brunetka natychmiast spojrzała na swojego Alfę i zmarszczyła brwi. Nie była pewna czy to był do końca dobry pomysł. Wiedziała, że Larissa nie była w najlepszym stanie i w tej wyjątkowej sytuacji towarzystwo samego Alfy mogło jej nie do końca odpowiadać.
-Andy...- zerknęła na dziewczynę na łóżku- Jesteś pewien, że...
-Tak- przerwał jej szybko- Poradzę sobie- zapewnił
Dziewczyna wciąż nie do końca pewna pokiwała głową i ruszyła ku drzwiom. Kiedy byli już sami mężczyzna jeszcze bardziej zbliżył się do Larissy.
-Skarbie... Chodź do mnie- wyciągnął do niej rękę
Spojrzała na nią niepewnie. Nie wiedziała co zrobić. Chciała go znów przytulić i poczuć to typowe dla jego osoby bezpieczeństwo. Jednak cały czas z tyłu głowy miała te jego koszmarne krzyki. Przez drzwi i ściany nie było oczywiście słychać wszystkiego. Jednak doskonale pamięta jak krzyczał, że chce ich wszystkich zabić. Nie wiedziała kim byli ci wszyscy, mimo to wystraszyła się takiej agresywności. Agresywności, którą tak bardzo charakteryzowali się jej wcześniejsi oprawcy.
-Proszę Lari...- wyszeptał łamiącym się już głosem- Chodź, przecież to ja...- próbował ją przekonywać- pamiętasz jak ostatnio całą noc tuliłem cię do siebie bo miałaś koszmar?Albo jak byliśmy razem w ogrodzie? Lub jak oglądaliśmy razem filmy... Wtedy już się mnie nie bałaś... pamiętasz? To cały czas ja... twój Andy- miał łagodność i nadzieje w oczach.
Z cały czas wyciągniętą rękę patrzył na swoją ukochaną. Larissa spojrzała mu w oczy i widząc troskę wręcz w nich wypisaną nie mogła zrobić nic innego jak złapać jego dłoń.
Gdy ta tylko to uczyniła Andy natychmiast przyciągnął ją mocno do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Położył głowę na jego klatce piersiowej i wtuliła się w niego. Pocałował ją w czubek głowy.
-Już wszystko dobrze kochanie...- wyszeptał mając usta cały czas przy jej głowie.
Dziewczyna przymknęła oczy. Tak, to był zdecydowanie jej Andy.
-Proszę... Nie krzycz już więcej.- wyszeptała cichutko. Słysząc po raz kolejny jej cieniutki głosik przytulił ją mocniej.
-Nie będę... - wziął jej twarz w dłonie i nakierował tak aby patrzyła mu prosto w oczy- Ale pamiętaj, że ja nigdy nie będę na ciebie zły...- uśmiechnął się lekko- Dobrze?- odwzajemniła delikatnie uśmiech i ponownie się w niego wtuliła.
CZYTASZ
Pamięć
Hombres LoboDziewczyna która nie wie co to miłość i nie wie co to znaczy być kochaną. Nikt nie czuł nigdy do niej empatii ani nie okazywał jakiś ludzkich odruchów. Skazana na piekło. Poniżana... Bez nadziei na odkupienie... Zniszczona w środku...