7. Czas pokuty

135 4 0
                                    

Zawsze staramy się nie zostać skrzywdzeni i to właśnie dlatego, stawiamy bariery, granice i mury oddzielające nas od innych.
Strach, że przez cierpienie zostaniemy zniszczeni.
Ale cierpienie może być niezawinione, może to być próba, nasze fatum. Nikt nie wie na co jest skazany - nawet jeśli ktoś w to nie wierzy.
I owszem to była bujda, nikt nie ma narzuconego planu, którego musi się trzymać, ale spisujemy się na coś przez nasze własne czyny. Nasze postawienia, decyzję i wybory, które mogą być początkiem i końcem, samym początkiem i samym końcem.

A my jako ludzie boimy się końca.

Ale umrzeć za osobę, którą się kocha wydaje się być dobrą śmiercią, wartą cierpienia i ciemności.

***

Sytuacja sprzed paru godzin cały czas siedziała w mojej głowie. Nie mogłam spisać tego wszystkiego na straty, bo cały czas, na nowo, wszystko odświeżał. Było to jak samo dręczenie demona. Awykonalne było odpędzić się od tego w pojedynkę. Jednak dzięki temu zauważyłam, że cały czas w moich myślach przeplata się motyw Boga i Lucyfera. Nie byłam praktykująca, ale wiedziałam, że coś musiało nad nami czuwać.

I właśnie teraz, pierwszy raz od dawna, padłam na kolana, wbijając wzrok w gwieździste niebo, wypowiadając modlitwę. Słowa po łacinie wylewały się z moich warg, razem ze słonymi łzami po moich policzkach.

Prosiłam Boga o rozgrzeszenie, bo wiedziałam, że ten chłopak był karą. Czułam całym ciałem, że był zły, niegodny.

Jednak ta modlitwa nie miała nic na celu. Nie wiedziałam, czy była szczera. Wypowiadałam słowa w nadziei, jednak nie wiedziałam, czy zasługiwałam na to, aby zwracać się do Najwyższego. Poczułam się lepiej. Jak gdyby ktoś zabrał ode mnie ciężar. Wypuściłam powietrze, dziękując Bogu. Może sama wbiłam sobie coś do głowy? A może faktycznie mój własny anioł stróż stanął nade mną, aby mi pomóc, umocnić?

***

Minęły okrągłe trzy dni. Nie obyłoby się bez Clary. Przez większość czasu rozmawiałyśmy, nagrywając tiktoki. Samo w sobie to było głupie, ale potrzebne. Musiałam poczuć się jak kiedyś. Zapomnieć, choć na chwilę, o tym chłopaku o szmaragdowych oczach. Mimo jego obrazu w mojej głowie, który wciąż nawiedzał mnie nocami, czułam jak się oddałam od zła.

Właśnie patrzyłam jak Emily nakłada brązową farbę na swoje włosy. Dostrzegałam jak się irytowała za każdym razem, kiedy nie udało jej się nałożyć mieszanki w idealny sposób oraz jak marszczyła nos w momencie, kiedy substancja spada na jej koszulkę, czy podłogę.

- Wyjebie to zaraz przez okno. - warknęła, wykonując ostatnie poprawki na swoich włosach.

- Dlaczego ty je farbujesz? - zapytałam, przeplatając sznureczek od krótkich spodenek między palcami.

- Blond jest męczący, jeśli nie jest naturalny i strasznie niszczy mi włosy.- jęknęła z niezadowoleniem. Było mi szkoda, bo jasny kolor bardziej pasował do jej wyglądu, jednak rozumiałam ją w stuprocentach, bo moje niefarbowane z natury były problematyczne.

Oparłam głowę o framugę, wdając się z nią w jakąkolwiek rozmowę. Na najbardziej błahe tematy. Obie tego potrzebowałyśmy. Ona pragnęła odwrócić uwagę od zmieniającego się koloru jej włosów a ja musiałam zająć głowę czymś innym niż Gerard. To było idiotyczne, ale czułam, że to mogłoby mi pomóc. Zrozumienie tego, że w ten krótki czas, zdążył wpoić się w moją głowę. A moim zadaniem było powrócić do zdrowego rozsądku, który się z nim sprzeczał. Przez ostatnie trzy dni wysłał mi jedną wiadomość. Nie chciałam jej czytać. Cholernie nie chciałam, aby wspomnienia jego głosu wybrzmiewały.

NothingnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz