Wstrzymałam powietrze, widząc eleganckiego mężczyznę przy ozdobionej bramie. Z tamtej odległości zdążyłam jedynie zobaczyć to, że stał w czarnym garniturze. Z szybko bijącym sercem podeszłam do niego, o parę kroków. Mężczyzna prawdopodobnie mnie nie zauważył, wlepiając wzrok w zegarek. Odsunęłam się o parę kroków, by na niego nie wpaść.
- Przepraszam, drogie dziecko. - zaczął a jego głos był ciężki. Poczułam jak zrobiło mi się zimno.
- Co Pan tu robi? - spytałam cicho, nie chcąc by zabrzmiało to źle. Wzbudzał we mnie dziwny autorytet, kierowany lekkim strachem. - Szuka Pan kogoś?
Jego twarz kryła się w mroku. Światło oświetlało tylko jej część. Miał wyraźne kości policzkowe i żuchwę. Na jego twarzy widniał delikatny zarost.
- Nie.
Wypuściłam przetrzymywane powietrze. Musiałam unieść lekko głowę, by spojrzeć w jego oczy. I gdy światło latarni rozświetliło jego twarz zamarłam. Jego oczy...
Były cholernie ciemnozielone. Przy źrenicy miał niemal czarne plamy. Może mi się wydawało, ale gdzieś je widziałam. Były tak charakterystyczne, ale jednocześnie tak obce.
- Bardzo dawno nikt nie mieszkał w tym domu. - zaczął. - Przyjeżdżał tu tylko Nicholas Gerard.
- Jest Pan przyjacielem ich rodziny?- spytałam ciekawa.
- Można tak powiedzieć.
Przytaknęłam. Jego wargi wygięły się w lekkim uśmiechu. Jednak, nie był on pozytywny. Od tego mężczyzny biło zimno, od którego każdy chciałby uciec.
- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - lekko się ukłonił, na co rozchyliłam lekko wargi. - Ut gehemnam ignis maneat vobiscum.
Rozszerzyłam powieki, nie mogąc się ruszyć. Gehemnam Ignis. Złapałam za zawieszkę z kamieniem księżycowym. On z każdą sekundą oddalał się w mroku.
- Nie bój się kruków, bo to one mogą wskazać ci drogę. - rzucił na odchodne. Przystanął lekko, wpatrując się we mnie. Lekko uniósł kącik warg, by znów się ode mnie odwrócić.
Czułam się dziwnie po jego odejściu. Stałam pośród mroku i roślinności. Delikatny wiatr muskał moją skórę. Ledwo zdołałam się odwrócić w stronę domu Nicholasa.
W niektórych oknach, na parterze, paliło się światło. Przełknęłam ślinę, patrząc na lewe skrzydło. Starałam się zorientować, gdzie był pokój z pianiem, krukami. Poczułam gulę w gardle, gdy kruk wciąż był na oknie. One mogą wskazać ci drogę.
Było mi zimno, cholernie zimno. A strach pomału paraliżował doszczętnie moje ciało. To miejsce miało swój urok, ale było przerażające. Zwłaszcza w nocy.
Wręcz biegłam do salonu. Nicholas siedział do mnie tyłem, ale widziałam księgę w jego dłoniach. Lucian stał, wpatrując się w obraz, notując coś w zeszycie.
- Zapaliłaś? - spytał Nicholas.
- Tak. - westchnęłam. - I zaraz po tym kogoś spotkałam.
Obaj pojawili się przede mną. Patrzyłam na nich, wciąż czując bicie mojego serca.
- Nie wiem, ale użył łaciny na pożegnanie. -odgarnęłam brązowe fale na plecy. - Użył słów Gehemnam Ignis.
- Ojciec Valerii? - zasugerował Lucian.
- Jeśli tak, to mamy przejebane. - przetarł twarz dłonią.
- Co dokładnie to znaczy? - spytałam, czując pulsowanie mojej głowy. - Wiem, że jest połączone z twoją rodziną, ale o co z tym, kurwa, chodzi?
![](https://img.wattpad.com/cover/230919600-288-k20590.jpg)
CZYTASZ
Nothingness
RomanceLilith Claire nigdy nie czuła się tak, jakby chciała. Zawsze ukrywała prawdziwą siebie, bo nigdy nie była kochana. Zawsze była cieniem samej siebie, który był beznamiętny, by nie zostać skrzywdzony. Jednak co jeśli chłopak, którego się bała, da jej...