Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc zdjęcie od Nicholasa. Przedstawiało białego kota z czarną łatką miedzy uszami. Twarz Nicholasa była widoczna do połowy, którą zasłaniał ów kot. Położył białą łapkę na jego twarzy.
Od ostatniego spotkania... coś się zmieniło. Lucian na parę dni wyjechał do Barcelony w sprawach rodzinnej firmy, Nicholas nie pojechał więcej do Napton on the Hill a ja... chyba zaczynałam dogadywać się z rodziną.
Uśmiechnęłam się ponownie, włączając aparat. Skierowałam telefon na siebie. Obiektyw chwycił tylko moje usta i Oriona, który rozłozył się na mojej klatce piersiowej, skrytej pod białym kocem.
Nicholas: Mogę się z nim zamienić?
Parsknęłam cichym śmiechem, przez co Orion wyciągnął łapę w stronę mojej twarzy.
Lilith: Niestety, Orion sobie mnie zaklepał
Nicholas: Kurwa, możemy się podzielić? Wezmę większą część.
Lilith: Od kiedy jesteś tak słodki? Jak nie ty
Nicholas: Pierdolona, nawet nie docenia. Chuj ci w dupę, Lilith.
Lilith: Tobie dwa. Luciana i Oriona. Oba większe od twojego, coś czuję.
Nic nie odpisał.
Byliśmy tak głupi. Jednak w końcu było normalnie. Przez ostatnie dni było zaskakująco dobrze. I mimo to wszystko bałam się, że była to cisza przed burzą.
Pogłaskałam Oriona, gdy kąciki moich warg lgnęły ku górze. Szczerzyłam się jak pieprzona, zakochana nastolatka z książek. Zawsze tak to wyglądało. Z początku była załamana danym chłopakiem, aby następnie go pokochać. Jednak ja nie chciałam miłości. Oczywiście, w jakimś procencie mi na nim zależało, ale miał rację. To by nie było dobre wyjście.
Wziełam do rąk książkę, która leżała na szafce nocnej. Trzej muszkieterowie. Alexander Dumas.
Lubiłam te powieść. Chciałam ją przeczytać ponownie przez sytuację w Napton on the Hill, bo coś musiało iść z nią w parze. A może dlatego, że utożsamiałam ją z nami? Atos, Portos i Aramis.
Otworzyłam książkę na ostatnim, przeczytanym momencie.
Nie byłam już Lilith. Byłam jedną z nich. Nie byłam w Londynie a we Francji. Nie widziałam już świata zewnętrzego, który mnie otaczał. Byłam tam. Widziałam ich, czułam ich obecność. Wizje pojawiały się przed moimi oczami nieustannie. Ja już nie czytałam. Czułam się, jakbym widziała sztukę, która rozgrywała się przed moimi oczami.
Właśnie dlatego kochałam literaturę. Nie było w niej nic, co było niezmienne. Każdy z nas mógł się z nimi utożsamić w róznoraki sposób. Każdy widział to, co chciał ujrzeć. Nic nie było czarno-białe.— Lilith! — zawołał młodszy brat. Wyrwałam się z letargu, przymykając powieki. Nie chciałam wracać do rzeczywistości. — Jest u ciebie Ori?
Kocur, słysząc swoje imię, zerwał się z mojego ciała. Zeskoczył, podbiegając do dziesięciolatka.
— Czegoś jeszcze potrzebujesz? — zapytałam, zamykając książkę.
— Obiecałaś, że zagramy w Fifę.
Westchnęłam, wstając z łóżka. Uśmiechnęłam się słabo, prowadząc go do salonu.
Usiadłam na wygodnej kanapie, biorąc w dłoń pada. Chłopiec odpalił grę, wybierając swoją drużynę. Nie miałam bladego pojęcia kogo wybraliśmy, ale zaczął się mecz.
CZYTASZ
Nothingness
RomanceLilith Claire nigdy nie czuła się tak, jakby chciała. Zawsze ukrywała prawdziwą siebie, bo nigdy nie była kochana. Zawsze była cieniem samej siebie, który był beznamiętny, by nie zostać skrzywdzony. Jednak co jeśli chłopak, którego się bała, da jej...