12. Początek chaosu

115 3 0
                                    

Przez wiele lat mojego życia myślałam, że miłość jest spójna i prosta. Liczyłam na to, że znajdę chłopaka, który z wzajemnością, mnie pokocha. Jednak zrozumiałam jedną rzecz. Uzależnienie, czy potrzeba posiadania nie są miłością a są często mylone z nią, ale nigdy tym nie będą. Dlatego oswoiłam się z tym, co się działo między mną a Nicholasem. My byliśmy czymś innym niż parą kochanków. Czułam się lepiej, myśląc, że byliśmy przyjaciółmi, którzy chłonęli swoją obecność. To, co robiliśmy ze sobą, nie było złe. Chcieliśmy tego. Zwłaszcza w emocjach a to one rządzą tym światem.

***

Czwarty raz starałam się dodzwonić do Nicholasa. Za każdym razem, słyszałam pocztę głosową. Rzuciłam telefon na biurko, przecierając zmęczoną twarz.

Czułam się winna. Nie wiedziałam, dlaczego tak zareagował, ale jakaś część mnie to rozumiała. Żołądek zacisnął mi się w ciasny supeł, kiedy w mojej głowie pojawiały się coraz nowsze wspomnienia z nim. Cała nasza znajomość była ostro popieprzona.

Przygryzłam wargę, czując metaliczny posmak. Chwyciłam telefon, wchodząc w wiadomości.

Lilith: Porozmawiaj ze mną. Ja zawsze to robiłam, więc zrób to samo dla mnie. Proszę, Nicholas.

Nicholas: Gdybyś nie wydzwaniała do mnie, może byś zauważyła gdzie jestem.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc. Skąd mogłabym wiedzieć, gdzie on był? Spojrzałam w stronę okna, za którym Londyn pomału zapadał w sen. Wtedy zrozumiałam. Wzięłam do ręki telefon, chowając w kieszeń bluzy czarnego e-papierosa. Na mojej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Lubiłam takie momenty. Czułam się, że byłam nastolatką, którą od zawsze chciałam być. Wolną.

Zacisnęłam wargi w wąską linię, starając się być jak najciszej. Przemierzałam przez ciemny korytarz, nie mogąc włączyć nawet światła, bo to mogłoby obudzić kogokolwiek. Dostałam się do ganku, zakładając czarne trampki, patrząc na godzinę. Dwudziesta trzecia.

Złapałam za zimną klamkę, wypuszczając powietrze. W cieniu widziałam jego postać, stojącą przed czarnym bmw. Naprawdę lubiłam ten samochód, czasem mając nadzieję na to, aby w nim pieprzyć właściciela. Boże, to było chore.

Światła były zgaszone, więc nie było możliwości na to, aby ktokolwiek dowiedział się o mojej ucieczce.

Pragnęłam go dotknąć. Chciałam, aby wiedział, że cholernie nie chciałam jakkolwiek źle na niego wpłynąć.

Zobaczyłam jak lekko rozłożył ręce. Starałam się, nie uśmiechnąć. Z marnym skutkiem.
Wtuliłam się w jego ciało, czując jak zacisnął palce na mojej talii. Przylgnęłam wargami do jego policzka, choć na krótki moment.

– Przepraszam. – wyszeptałam, unosząc wzrok na jego tęczówki. Przyłożył swoje czoło do mojego. Czułam jego ciepło, zapach. Myślałam, że zwariuję.

– Nie masz za co, maleńka Lilith. – wyszeptał, prostując swoje ciało, odsuwając się ode mnie. – Porozmawiamy, chodź.

Odwrócił się ode mnie, zmierzając w stronę swojego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera, chłonąc przyjemne ciepło i zapach, który wręcz się nie zmieniał.

Odpalił silnik, jednak dopiero po minięciu sąsiedniego domu, włączył światła.

– Zapnij pasy.

Przewróciłam oczami, wykonując jego polecenie. Kątem oka spojrzałam na to, czy on też je miał. Miał kurewskie szczęście, że również zdążył je zapiąć.

NothingnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz