14.

969 56 17
                                    

Nie wiem, ile już tu leżałam. Sekudny mijały jak minuty, minuty jak godziny. Czułam, jak mój mózg powoli odpływa, starałam się zamknąć oczy i usnąć, ale za każdym razem to coś przelatywało mi przed oczami, a ja od razu je otwierałam, bojąc się, że to wspomnienie wróci jeszcze większe. Po prostu gapiłam się w sufit, nie czując nic. Moje powieki lekko opadały. Słyszałam wiatr, który szalał na zewnątrz i gałęzie, które się szamotały. Co chwilę jakieś auto przejeżdżało, tworząc ciche szumy.

Czułam, jak ledwo mogę oddychać, a z każdym następnym wdechem płuca zaczynają mnie boleć. Mimo to się nie ruszałam. Leżałam, tępo wpatrując się w ścianę. Jeśli zapytacie się mnie co sie dzieje, odpowiem, że nie wiem. Czasem tak miałam, gdy kładłam się spać, te wspomnienia wracały, a ja nie potrafiłam już później pójść spać. Po prostu jak głupia wpatrywałam się w pustą przestrzeń, aż nie usnę. Czasem mijały minuty, czasem godziny, aż mój mózg w końcu odpuścił.

Czasem zastanawiałam się, czemu to akurat mi się zdarzyło. Chciałabym wiedzieć, czy to miało mi jakoś pomóc się odbudować, a może zniszczyć?

Może za każdym razem, gdy to się działo, płaciłam karę, na którą sama sobie zapracowałam. Bo w końcu wszyscy byliśmy grzesznikami, których prędzej czy później zło pochłonie i zniszczy.

Bo byliśmy tylko grzesznikami.

~Kilka lat temu~

Spojrzałam na niego z pogardą. Unsiołam jedna brew ku góry, zastanawiając się, czy był głupi, czy po prostu udawał. Wiedziałam, że wie. On wiedział, że ja wiem, a mimo to udawał. Prychnęłam, gdy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Był hipokrytą, który uwielbiał oglądać ból innych. Więc czemu zatem dalej w tym tkwiłam? Czemu nie uciekałam? Czemu, do jasnej cholery, nie mogłam się ruszyć?

-No co, nie powiesz nic?- Zapytałam, starając się, aby mój głos był poważny i ostry, mimo, że miałam ochotę upaść na kolana i zacząć się drzeć jak wariatka.

-Gray, proszę, skarbie. Przecież wiesz, że to nie tak...- Uśmiechnął się w ochydny sposób, a ja poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Nie znosiłam go. Nie, ja go żywcem nienawidziłam. Chciałam, aby zdechł w piekle. Aby karma go zniszczyła, tak samo, jak sam robił to innym.

-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę tego co robisz, tego, że patrzysz na mnie tym wzrokiem, tego, że myślisz, że możesz wyszystko, obrzydzasz mnie. Jesteś potworem, jebanym, kurwa hipokrytą.- Syknęłam przez zaciśnięte zęby, obserwując, jak wzrok chłopaka się wyostrza, a jego szczęka się zaciska. Już nie stał wyluzowany, teraz jego pięści były tak mocno zaciskane, że widziałam, jak jego knykcie bledną, a oczy pochłania całkowita ciemność. Patrząc na jego reakcje, wiedziałam, że mu się to nie spodobało. W pierwszej chwili osłupiałam, ale w kolejnych zaczynałam coraz bardziej bać się, co może mu właśnie chodzić po głowie. Zaczynałam żałować, że w ogóle zaczęłam ten temat.

-Ja Cię obrzydzam?- Zapytał tak ostro, że atmosfere między nami można byłoby teraz ciąć nożem. Parsknął z kpiną, a moje usta ułożyły się wąską linię.- To przez Ciebie Jonathan nie żyje, umarł, bo byłaś najgorszą osobą, jaką mógł spotkać. To ty go zabiłaś, Grayson.

Nic.

Cisza.

Cisza po tym, jak bez kszty emocji wbił mi nóż, po czym przekręcił go w prawo, aby jeszcze bardziej zadać mi ból. Nie żałował, widziałam, jak jego twarz pochłania satysfakcja ze świadomości, że właśnie zniszczył coś, co budowałam tak długo. Był zadowolony z tego, że znowu mnie  ranił. Był sadystą, człowiekiem, którego nienawidziłam całym swoim sercem.

-Wyzywasz mnie od potworów, Miler, ale to ty zabiłaś człowieka, który błagał Cię na kolanach o pomoc.- Wyszeptał, a moje serce zaczęło krwawić. Czułam, jakby właśnie ktoś za mną stał i na zawołanie chłopaka przede mną, wbił mi nóż prosto w serce. Czułam się, jakby ktoś zatrzymał czas, zgasił słońce, które w końcu tak ładnie świeciło na zewnątrz. Jakby ktoś to wszystko wymyślił, a ja byłam tylko pionkiem w grze, którego los nikogo nie obchodził, bo prędzej czy później i tak bym zdechła.

Perfect Mess - Neymar JROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz