18.

1K 49 3
                                    

-Nie, nie i jeszcze raz nie!- Wrzasnęłam, cudem nie uderzając chłopaka za mną w głowę. Miałam cholernie dość jego obecności na dzisiaj, a najgorsze było to, że to był dopiero początek dnia. Wywróciłam oczami chyba z ósmy raz dzisiaj, obserwując wyszczerzonego Sergio, którego nad wyraz bawiła moja reakcja. Złapałam za moją bieliznę, która leżała na łóżku i wsadziłam ją do walizki. Czułam wzrok bruneta, który dokładnie obserwował każdy mój ruch. Gdy w końcu stwierdziłam, że mam dość jego gapienia się, i, już jestem spakowana, wyprostowałam się, po czym szybka złapałam za poduszkę, która leżała na moim łóżku i rzuciłam nią całej siły w Francuza, który chwilę po tym zaczął syczeć, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. 

-Ile ty masz siły w tych małych rączkach?- Wypalił, gdy potarł się z rozbawieniem po skroni, w którą chwilę wcześniej rzuciłam miękkim materiałem. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co by się stało, gdybym rzuciła w niego lampą. 

-Wystarczająco, aby zaraz wykopać cię z tego domu, jeśli się nie zamkniesz.- Syknęłam, po czym nie patrząc już więcej na Pereza, który przewrócił oczami, wyszłam z pokoju. Skierowałam się do kuchni aby chwycić za jakieś jabłko, póki mogłam coś zejść. Było mi to potrzebne, bo od wczorajszego ranka nic w siebie nie wcisnęłam. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie schodów, a zaraz po tym u mojego boku pojawił się mój przyjaciel, który z satysfakcją zabrał mi moje jedyne jedzenie i zaczął je jeść. 

Naprawdę, trzymajcie mnie, albo zaraz wyleci z tego domu i będzie leciał do sylwestra. 

-Nie fochaj się już tak, kocie. Lecimy na wakacje naszych marzeń, uśmiechnij się.- Powiedział, poruszając w zabawny sposób brwiami, na co parsknęłam śmiechem. Przez jego nie uwagę, zdążyłam zabrać moją zdobycz z jego rąk, po czym wgryzłam się w nią, myśląc nad jego słowami.

Fakt, od dziecka bardzo marzyłam aby tam polecieć, plus, była to wielka, piękna wyspa, na której po prostu musieliśmy się wszyscy dobrze bawić, wywoływał wielki uśmiech na mojej twarzy.

Zakynhos, nadchodzę. 

Nagle, gdy drzwi wejściowe po naszej prawej stronie otworzyły się z hukiem, podskoczyłam w miejscu, a gdy zobaczyłam przeciskających się przez nie Vivian, Naviego i Messiego z walizakami, parsknęłam śmiechem, a jednocześnie miałam ochotę uderzyć się z płaskiej dłoni w twarz. 

Jak zwykle Coller i Francesco przepychali się, kto wejdzie pierwszy, przez co ciągle zderzali się w drzwiach, bo nie mogli dojść do porozumienia, a Lionel znudzony całą tą szopką po prostu rozsunął ich na boki a sam wszedł pierwszy. Navi fuknął jedynie na zachowanie argentyńczyka, a Vivi westchnęła.

-To co, jedziemy?- Zapytał uradowany piłkarz, gdy tylko mnie ujrzał, po czym odstawił walizkę z zamiarem przytulenia mnie, ale wyprzedził go Włoch, popychając go lekko w bok i rzucając się na mnie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.

Leo przewrócił oczami, chwytając się za skroń, ale zaraz po tym podszedł do niego rozbawiony Sergio, zbijając z nim piątkę.

-Musimy jeszcze poczekać na Hakimiego i Kyliana.- Odparł ze spokojem Perez, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na skwaszoną minę Argentyńczyka.

-Oni zawsze się spóźniają! Nawet na treningi, potem musimy przez nich zapieprzać trzy razy bardziej, bo trener jest zły.- Burknął, po czym rzucił się na moją kanapę, po drodze przytulając mnie na przywitanie.

-Gdzie Gabriel?- Zapytała moja przyjaciółka, ignorując oburzonego Messiego, a ja spojrzałam na nią spod długich rzęs. Od mojej imprezy urodzinowej zaczęli sporo ze sobą przebywać, pisać i dzwonić do siebie, co wcale nie należało do mojej listy najskrytszych marzeń. Wręcz przeciwnie, ale jak już mówiłam, to ich życie. Niech robią co chcą. 

Perfect Mess - Neymar JROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz