25.

616 31 13
                                    

-Jezu.- Wydusiłam z siebie, patrząc na boisko i na to, co tam się działo. Szczerze, gdyby ktoś mi powiedział, że tak potoczą się losy tego meczu, nie wiem, czy zaśmiałabym mu się w twarz, czy raczej stwierdziła, że jest niezrównoważony psychicznie. Zerknęłam w stronę Xaviego, który stał wgapiając się pusto w murawę. Skoro nawet on się już nie darł, to znaczy, że jest źle. Albo wręcz przeciwnie.

-Co tu się dzieje...- Mruknął Roberto, a ja wróciłam do niego wzrokiem. Mężczyzna siedział rozłożony na fotelu, z koszulką lekko naciągniętą na głowę.

Zerknęłam na tabelę ukazująca wynik, i dalej nie byłam w stanie do końca w to uwierzyć.

8:8.

Wróciłam wzrokiem na boisko, a moje oczy od razu spotkały blond czuprynę, która prowadziła piłkę w stronę naszej bramki. Omijał obrońców z taką szybkością, że tamci nawet się nie zorientowali, kiedy zostali oszukani. Moja noga zaczęła lekko drgać ze zdenerwowania, bo do końca meczu zostało naprawdę mało czasu. Miałam już zamykać oczy, aby nie patrzeć na to, jak Neymar strzela gola, ale nagle na jego drodze stanął Gonzalez z zaciśniętą szczęką. Z emocji, które aktualnie rozrywały całe moje ciało, podniosłam się do pionu, wgapiając wzrok w Hiszpana, który zwinnym ruchem odebrał piłkę Brazylijczykowi, a teraz biegł wprost w stronę bramki PSG.

Przełknęłam ślinę, widząc furie Neymara, a jednoczenie siłę, z jaką Pedri kopał piłkę. Nie wiem, czemu oni wszyscy byli tam tak bardzo zdenerwowani, ale nie podobało mi się to. Wszyscy byli zmęczeni, a osobami które nie odpuszczały był jedynie Junior i Gonzalez. Oni jedynie co chwilę się faulowali, przewracali albo nawet chcieli się raz pobić, ale na szczęście Gavi odciągnął przyjaciela od Neymara.

Otrząsnęłam się z myśli, a gdy zauważyłam jak zwinnym ruchem Hiszpan podaje piłkę do Gaviego, a ten biegnie do przodu i strzela kolejnego gola, odetchnęłam lekko. Cała ławka rezerwowych się podniosła, tak samo, jak trener, zaczęli krzyczeć. Zaraz po tym, Gavira wskoczył na Pedriego i oboje zaczęli się kręcić w kółko, aby po chwili wysłać mi buziaka w powietrzu. Uśmiechnęłam się, ale gdy tylko mój wzrok natknął się na oczy brazylijczyka, tak szybko ten uśmiech zrzędł. Wpatrywał się we mnie z zaciśniętymi rękami i ostrym wzrokiem. Zmrużyłam brwi, nie rozumiejąc, dlaczego tak się na mnie patrzał. Fakt, przegrywał, ale tylko i wyłącznie przez swoje ego. Piłka to gra zespołowa, a on chciał robić wszystko sam, nie raz przepuszczając okazję na podanie komuś.

Po chwili zauważyłam Mbappe, który podszedł do przyjaciela łapiąc go za ramię, aby zapewne sprawdzić czy wszystko dobrze, ale Neymar wyrwał się z jego uścisku odpychając go od siebie. Kylian zmrużył brwi, zaskoczony reakcją brazylijczyka. Zerknął w moją stronę, aby sprawdzić czy również to widziałam. Neymar odszedł, podchodząc do trenera i zaczynając coś krzyczeć, na co ten zagroził mu zdjęciem go z murawy jeśli się nie uspokoi. Zmieszana wzruszyłam ramionami, też nie rozumiejąc postawy piłkarza.

Gdy już miałam coś mówić do Hernandeza, usłyszałam gwizdek sędziego. Dwie minuty do końca, z ewentualnym doliczonym czasem. Zaczęłam stresować się jeszcze bardziej, bo nie tylko bałam się o wynik, ale bałam się też tego, że chłopcy zrobią sobie krzywdę. I choć chciałam to wypierać, podświadomość jasno mówiła mi, że to nie koniec tego meczu. Wytarłam spocone dłonie w spodnie, wbijając sobie paznokcie w skórę. Te ostatnie sekundy miały zdecydować o wyniku, a może i nawet życiu kogoś. Oby tylko o wyniku.

-Co...?- Usłyszałam za sobą, więc zerknęłam w stronę Raphinhy, którego trener nie dawno posadził na ławce. Uniosłam brwi ku górze, a gdy zobaczyłam zdziwioną twarz mężczyzny, przybliżyłam się do niego, patrząc w jego komórkę, którą miał przy sobie.

Zaczęłam czytać artykuł, który znajdował się w telefonie, z każdym następnym słowem zaciskając coraz mocniej usta.

"Znalezione dowody o śmierci Lionela Messiego. Czy znany piłkarz jednak żyję? Czy to, co się wydarzyło, było ustawione? Najlepszy piłkarz świata wraca do żywych?"

Co?

-Kurwa, Gonzalez!- Usłyszałam nad uchem krzyk trenera, na co uniosłam oczy znad telefonu. Zamglonym wzrokiem zerknęłam na murawę i na Hernandeza, który biegł w stronę dwójki szarpiących się mężczyzn. Poczułam tylko, jak cała ławka ponownie się unosi, a zaraz po tym zostaje sama. Wszystko nagle zwolniło, a ja czułam jak serce łomocze mi w klatce. Przetwarzałam słowa artykułu, które cały czas widziałam przed oczami. Krzyki, które były teraz z każdej strony nagle ucichły, a ja czułam się, jakbym była daleko stąd. Jakbym była tu ciałem, ale nie duszą. Zaczęło brakować mi powietrza, więc złapałam się lekko za gardło. I wtedy nagle wszystko do mnie dotarło.

Zerwałam się z siedzenia, pędem rzucając się w stronę boiska. Wbiegłam w tłum piłkarzy, odpychając wszystkich od siebie. Stanęłam przed dwójką mężczyzn, których ochroniarze i reszta drużyny odciągali od siebie siłą. Mało rozumiałam z tego, co wszyscy krzyczeli. Widziałam cały świat w zwolnionym tempie, a czułam się, jakby wśród tego całego chaosu, byłam po środku ja. Wystraszona dziewczyna, która sama pchała się w całe bagno, w którym teraz siedziała.

-To ty ją przeleciałeś, jak zwykłą dziwkę!- Wrzasnął Pedri, wyrywając się z objęć Gaviry, który krzyczał, aby piłkarz się uspokoił.- Przeleciałeś ją, jakby była dla ciebie laską na pięć minut, jakby nigdy nic dla ciebie nie znaczyła! To przez ciebie uciekła z miasta które kochała! To ty ją kurwa zniszczyłeś, Neymar, wszystko zawsze było twoją winą, bo to ty wszystko zawsze niszczysz.

-Gonzalez!- Wrzasnęłam, sama nawet nie wiedząc kiedy. Musiałam krzyknąć, musiałam coś powiedzieć, bo słowa, które leciały w stronę Brazylijczyka raniły nie tylko moje uszy, a też serce, bo wypowiedział to, przed czym się broniłam. Wypowiedział słowa, które przez ten cały czas odrzucałam od siebie, nie chcąc w nie wierzyć. Wypowiedział słowa, których nikt nie śmiał wypowiedzieć w moim towarzystwie. Bo były raniącą uszy prawdą.

Spojrzałam na Neymara, który momentalnie zatrzymał się w ruchu. Tak po prostu. Cała furia, wszystkie emocje, jakie miał, nagle z niego uleciały, a w jego oczach została jedynie pustka. Pustość, nicość. Zrezygnowanie, bo wiedział, że to była prawda. Że słowa, które wypowiedział Hiszpan, były raniącą uszy prawdą.

-Pierdol się, Gonzalez.- Szepnął, wpatrując się pusto w sztuczną trawę.- Pierdolcie się kurwa, wszyscy.- Wykrztusił, a ton, z jakim rzucił te słowa, ranił moje serce jeszcze bardziej. Ten ton był suchy. Pusty. Był najszczerszą prawdą, jaka tylko mogła być. Bo żyliśmy w kłamstwie, mając nadzieje, że kiedyś to minie, a słysząc prawdę, której baliśmy się usłyszeć, złamaliśmy się, nie będąc na nią gotowi.

Choć, na co byliśmy gotowi? Na nasz koniec, którego tak długo unikaliśmy?

Bo to wszystko było jedynie raniącą uszy prawą.

~~~





Perfect Mess - Neymar JROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz