Rozdział 12

393 23 28
                                    

Państwo Min, wraz z Yoongim, oczekiwali na prom w porcie w Battery Park na Dolnym Manhattanie. Była dziesiąta rano, a na niebie panowała mieszana, jesienna pogoda. Ich spontaniczny pomysł na rejs na Wyspę Wolności pozwolił im kupić bilety tylko na zwiedzanie piedestału pomnika. Istniały trzy różne rodzaje biletów: na samą wyspę, na piedestał pomnika Statuy Wolności lub wejście do samej Statuy. Z powodu codziennego napływu kilku tysięcy turystów, zarezerwowanie biletu na wejście do samej Statuy musiałoby odbyć się z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

Zarówno Yoongi, jak i Jimin, nigdy wcześniej nie mieli okazji odwiedzić punktu widokowego na piedestale Statuy Wolności ani zwiedzać samej wyspy wokół niej. Przyjazd rodziców był doskonałą okazją, aby zwiedzić Nowy Jork i poznać jego najpopularniejsze atrakcje.

– Jimin już jest – powiedziała matka, wskazując na taksówkę.

Wysiadł z taksówki, uśmiechając się i wymachując dłońmi. Jego entuzjazm obrzydzał Yoongiego. Odwrócił się plecami do niego.

– Dzień dobry – powiedział Jimin.

Ukłonił się głęboko, prawie dotknął czołem swoich kolan.

– Chodźmy – rzucił Yoongi.

Na wyspę prowadził między innymi ogromny prom Statue Cruises, do którego wejście wyprzedzone było kontrolą. Przechodziło się przez wielki biały namiot, gdzie dochodziło do przeszukań i głębszej kontroli. Nowy Jork nie mógł pozwolić sobie na wpuszczenie człowieka, który miałby broń. Wyspa była w zupełności odcięta od miasta, a podczas jednej godziny spędzało na niej czas ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Jeśli dopuszczono by kogokolwiek z bronią, życie tysięcy ludzi zakończyłoby się bez możliwości ucieczki.

Yoongi traktował wycieczkę z rodzicami, jako osobliwe spotkanie z Jiminem. Mógł przez ten czas patrzeć, jak włosy Jimina unosiły się na wietrze pod wpływem świeżej bryzy z rzeki Hudson. Jego oczy delikatnie odbijały przebijające się promienie słońca, niektóre opadały wprost na jego usta. Jego skóra wydawała się, jakby błyszczała w słońcu, a wargi stały się bardziej wrażliwe.

Na Ffth Avenue, w drodze do Metropolitan Museum of Art, Yoongi zwrócił uwagę, jak zbyt duże ubrania Jimina powiewały na wietrze, odsłaniając piękno jego ciała. Podkreślały kształty Jimina, lekko wytrącając go z rozmowy, z rodzicami Yoongiego. Starał się zakryć swoje ciało, ale natura zachciała inaczej. Yoongi zdążył zobaczyć jego biodra, których dotyk czuł pod palcami.

Przyglądał się Jiminowi, kiedy stali w kolejce do muzeum, zatracając się w całej skromności Jimina. Wtedy pani Min upewniła się, że Yoongi stał wystarczająco daleko i zbliżyła się do Jimina, obniżyła głos i zapytała.

– Rozmawiałeś z nim?

– Trochę. – Wzruszył ramionami. – Uparty jest.

– To po ojcu.

Z każdym kolejnym miejscem w mieście, twarz Jimina nabierała innych kolorów, a jego ciało wydawało się zmieniać. Takimi spostrzeżeniami żywił się Yoongi. Z każdym następnym uśmiechem, Yoongi zakochiwał się bardziej z swoim marzeniu.

Stali na moście Brooklyńskim, kierując się w stronę Manhattanu, a nad nimi rozgrywał się spektakl zachodzącego słońca. To była jedna z tych chwil, kiedy przyroda stawała się prawdziwym artystą, malując na niebie paletę rozmaitych kolorów. Chmury bliżej słońca przybrały odcienie soczystej żółci, stopniowo przechodząc w głębsze pomarańcze, które płynęły na niebie niczym ciepła melodia.

Zaczęły pojawiać się różowe odcienie na tle nieba. Chmury zdawały się tańczyć w rytm tej magicznej symfonii barw, delikatnie przesiąkniętej lekko fioletowymi akcentami. Całe niebo zaczęło emanować ciepłem i spokojem, sprawiając, że cały świat wydawał się na chwilę zawiesić oddech.

Teach me | yoonmin | +18 ✔️ [DRUK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz