Rozdział 4

573 28 10
                                    

"Przepraszam."

Głos Jimina dudnił w jego głowie. Brzmiał niewinnie. To nie była jedyna myśl. Za chwilę sobie przypominał wydarzenia, po ich pocałunku, a wtedy czuł się żałośnie. Skręcało go, gdy tylko kamera w jego głowie przewijała się do tego momentu. Zamknął oczy, zaciskając powieki.

– Yoongi – odezwała się Amanda. Wyglądała na zdenerwowaną, powtarzając jego imię kilkukrotnie.

Uniósł głowę, biorąc głęboki wdech.

– Szuka cię jakiś starszy pan, Choi Kim.

– Już idę. – Podniósł się, wzdychając przy tym ciężko. – Gdzie go znajdę?

– Stoi przy bramkach.

Yoongi założył na siebie marynarkę i udał się na korytarz. Zszedł po schodach na ostatnie piętro, aby dać sobie więcej czasu na ochłonięcie. Pan Choi stał przy samym wejściu, ale nie rozglądał się za Yoongim. Po prostu rozmawiał z ochroniarzem i wyglądał na szczęśliwego wizytą.

Pan Choi, chociaż na takiego nie wyglądał z żadnych opowieści, to mężczyzna z siwizną na głowie. Jego wąsy również się zestarzały, razem z całą jego twarzą. Od ciągłego uśmiechania się, miał dużo mocniej zarysowane usta. Padające światło na jego skórę, podkreślało wszystkie zmarszczki, które zdążyły na niej powstać.

Posiadał wiedzę, że pan Choi wciąż pracował w zawodzie i mimo swojego wieku, nie zamierzał tego zmieniać. Nie był schorowany, ciągle pilnował swojej postury ciała i nigdy nie wypowiedział się negatywnie na temat przemijalności życia. Jego głos był ciepły, różniący się od równie niskiego, ale zimnego głosu Yoongiego.

– Panie Choi! – Machał dłonią Yoongi, zwracając uwagę kilku osób w okolicy bramek, w tym ochroniarza. Ben zawsze kłaniał się nisko na widok Yoongiego, a zaczął zaraz po tym, jak pierwszego dnia właśnie on ukłonił się do Ben'a.

Podszedł bliżej bramek i skierował się w stronę ochroniarza.

– Mogę go wpuścić?

– Oczywiście. – Ben uśmiechał się szeroko.

Ochroniarz przyłożył kartę do bramki, po czym wręczył ją panu Choi'owi. Yoongi skrzywił się delikatnie wiedząc, że Pan Choi najbardziej nienawidzi wyręczania. Wiedział o swoim wieku i był świadomy, co o nim myśleli inni, ale był sprawny zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Nie chciał sobie umniejszać, dlatego nawet zakupy nosił sam.

Pan Choi dużo lepiej wtapiał się w otoczenie uniwersytetu niż Yoongi. Zawsze miał na sobie gładkie i wyprasowane koszule, zazwyczaj błękitne. Czasem nosił marynarki, a czasem zakładał kurtkę.

– Wyglądasz bardzo dorośle. – Obejrzał go. – Pamiętam, jak biegałeś jedynie w dresach po mieszkaniu rodziców.

– W zasadzie, od kiedy się znamy? – Wyglądał na zdziwionego. Zastanawiał się już pierwszego dnia, skąd między nimi taka więź, mimo że Yoongi nigdy go nie widział.

– Jeszcze z Daegu. Przyjechałem na prośbę twojej babci – odparł Choi. – Miałeś wtedy trzynaście lat, a może nawet dwanaście.

– Dawno temu.

– Zdecydowanie – westchnął pan Choi na wspomnienie.

Spacerowali po dziedzińcu, który znajdował się zaraz za głównym wejściem. Trzeba było przejść przez recepcję i bramki, a następnie przedostać się przez mały korytarz z rozwidleniem. Miejsce dla studentów miało o wiele większy teren niż sam budynek. W strefie zieleni rosło sto trzydzieści pięć drzew, a niemal, co krok była postawiona ławka. Będąc w środku uczelni, można było doglądać innych studentów, którzy akurat odpoczywali na świeżym powietrzu. A mijając cały ten dziedziniec, wchodziło się w strefę sal koncertowych, zdecydowanie było to ulubionym miejscem Yoongiego – gdyby miał czas tam przebywać. Mieściły się po drugiej stronie budynku i każdy blok miał swoje oddzielne wejście. Sale koncertowe nie były własnością uczelni, a jedynie wynajmowali teren będąc w elicie, niegdyś instytutem muzycznym.

Teach me | yoonmin | +18 ✔️ [DRUK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz