Rozdział 22

224 17 14
                                    

Lotnisko w Nowym Jorku pulsowało życiem, nie znając chwili spokoju, gdy tłum turystów i miejscowych, podróżujących służbowo, nieustannie przemykał przez jego korytarze. Choć lotnisko było jednym z największych, to zaskakująco blisko znajdowało się od centrum miasta.

Z zgiełku wyłoniła się para Koreańczyków, z dużymi walizkami u boku, rozglądających się za kimś. Pomimo zgiełku nie wyglądali na przestraszonych – dobrze znali Nowy Jork. Jimin stał przy samym wejściu, starając się z udawanym entuzjazmem wyminąć wszystkich przyjezdnych, by jako pierwszy objąć swoją matkę. Jej obecność zapełniła go nostalgią, zachowując niezmieniony zapach i wygląd, chociaż ojciec, jak się okazało, stracił kilka włosów od ich ostatniego spotkania.

– Kochanie, tak bardzo wyrosłeś – powiedziała kobieta. – Wyglądasz, jakby inaczej.

– Doroślej – wtrącił ojciec.

Zaprowadził rodziców do samochodu. Całą drogę słuchał historii, które nie miały dla niego żadnego znaczenia. Były to zwykłe anegdotki z życia jego rodziców i ich firmy, która przecież go tak utrzymywała w tym obcym świecie. Nie czuł tego samego, co oni. Nawet nie starał się, żeby ich zrozumieć.

Ominęli zjazd, którym zawsze wjeżdżali na ulicę Jimina.

– Gdzie jedziesz? – spytał zdziwiony ojciec.

Odparł krótko o nowej lokacji i uciszył rodziców na kolejne kilka minut, aż wysiedli przed starą kamienicą, wyróżniającą się na tle tych wszystkich studenckich domów. Nigdy wcześniej nie mieli okazji zjawić się w tej okolicy, mimo że ojciec Jimina dobrze znał bar Max'a i samego właściciela również.

– To taka mała niespodzianka – powiedział Jimin, wyjmując torebkę z bagażnika. Starał się uśmiechać, ale wewnętrznie trząsł się ze strachu.

– Kiedy się przeprowadziłeś? – spytał ojciec, przyglądając się okolicy.

– Z jakiś miesiąc temu. Chciałem wam zrobić niespodziankę, dlatego nic nie mówiłem.

– A kto to utrzymuje?

Osiedle studentów wyglądało na bezpieczniejsze, a wokół znajdowały się tylko nowoczesne budynki przystosowane do potrzeb każdego mieszkańca. Chociaż mieszkania były małe, a Jimin wielokrotnie narzekał na awarię windy, to jego matka wolała te nowości od starocia, który im zaprezentował. Drzwi wejściowe były ciężkie, na wpół szklane. Cała klatka schodowa miała pozłacane wykończenia, a ściany nawet nie był zatynkowane – goła cegła. Schody, co prawda nie skrzypiały i nie pachniało bezdomnym, czego nie można było powiedzieć o Brooklynie.

Nim otworzył drzwi, wziął głęboki wdech. Czuł, że nie był przygotowany na to spotkanie, chociaż zapowiadało się na zwyczajne rodzinne rozmowy. Pchnął ciężkie, pięknie zdobione drzwi, a w nich nikogo nie było. Pozwolił wejść swoim rodzicom. Rozejrzał się, a gdy ujrzał uśmiech na twarzy swojej matki, odetchnął. Wydawało mu się, że nie oddychał odkąd zaparkowali samochód.

– To mieszkanie jest piękne! – zawołała, szturchając swojego męża. – Spójrz ile książek, ile obrazów.

– Podoba wam się?

Ojciec poklepał syna po plecach, delikatnie zaciskając palce.

– Jak się dorobiłeś takiego mieszkania? – spytał. – Znalazłeś w końcu prace? Co z tamtym?

– Nie jest moje.

Dreptał nerwowo butami po posadzce. Wszedł wpierw do łazienki, bo drzwi były zamknięte, a nie tak jak w zwyczaju, lekko uchylone, ale nie było w niej Yoongiego. Poszedł więc do gościnnej sypialni, ale drzwi nie ruszyły się chociaż na milimetr.

Teach me | yoonmin | +18 ✔️ [DRUK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz