Epilog

269 20 1
                                    

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ,

PARYŻ

Czerwiec, 2023



– Panie Park, miałam dostarczyć je osobiście – powiedziała asystentka Alexandra.

Podała mu skromny bukiet, składający się zaledwie z kilku róż. Były krwisto czerwone, starannie ozdobione i zawiązane, dzięki czemu róże wyglądały na większe. Między kwiatami włożona była karteczka z ręcznym, koreańskim podpisem:

– Tym razem udało mi się kupić kwiaty – przeczytał nagłos.

Rozejrzał się nerwowo. Próbował wzrokiem wyszukać kobietę, która podała mu bukiet, ale zniknęła w tłumie innych tancerzy. Nigdzie jej nie mógł znaleźć. Nie przerwanie rozglądał się, nie zważając na ból nóg i głębokie zmęczenie. Wypytywał każdego, kto był obecny, być może był cień szansy, że ktoś widział nadawcę, ale się przeliczył. Niespodziewanie wpadł na asystentkę.

– Kto ci je dał?

– Mężczyzna. Azjata – odparła zdziwiona. – Wyszedł przed chwilą.

Pobiegł przed siebie. Wymijał każdego, kto znajdował się w teatrze, nie widząc możliwości, że go dogoni. Ledwo łapał oddech, gdy wybiegł z budynku. Stał na środku paryskiego chodnika, rozglądając się nerwowo po ulicy. W dłoni wciąż ściskał bukiet.

– Gdzie jesteś? – wyszeptał do siebie.

Gdyby sytuacja miała miejsce w dzień, Jimin widziałby więcej, ale zbliżała się dwudziesta pierwsza, a chodniki oświetlone były jedynie przez kilka latarni. A paryskie ulice miały to do siebie, że były wąskie i przepełnione ludźmi.

Przez myśl mu nie przeszło, aby ktokolwiek inny podarował mu kwiaty. Jimin debiutował na paryskiej scenie pod okiem samego Alexandra Bojko, zostając jego pierwszym, koreańskim solistą. Kiedy niecałe dwa lata występował po raz pierwszy, pod tytułem solisty, Yoongi ani on, nie spodziewali się swojej obecności. Tym razem wizerunek i nazwisko Jimina widniało wszędzie. Alexander dbał nie tylko o kondycję swoich tancerzy, ale również o promocję. Dzięki niemu, Jimin mógł pozwolić sobie na dobre życie, bez korzystania z pomocy rodziców.

Mieszkał w centrum Paryża, codziennie oglądając wieżę Eiffla, a wieczorami pijąc pod nią lampkę wina. Poranki spędzał na balkonie, ocieplając dłonie filiżanką herbaty i egzystował w ten sposób każdego dnia. Stało się to pewnego rodzaju rutyną, której musiał przestrzegać, aby zaspokoić wszystkie bezużyteczne myśli.

Wybrał się, mimo ogromnego zmęczenia, na spacer pod wieżę, z daleko szukając wolnego miejsca w swojej ulubionej restauracji. Wybrał stolik, który zawsze miał delikatny podmuch wiatru, a światło budowli go nie oślepiało. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego rozglądał się nerwowo wokoło, doskonale wiedząc, że Paryż nie jest małym miastem. Czuł niepokój, który przekuwał go całego, aż dostawał mrożenia w dłoniach.

– Lampka wina? – zapytał kelner. – To co zwykle?

– Tak, poproszę.

Uśmiechnął się uprzejmie do mężczyzny, wyczekując swojego trunku. Siadał zawsze w kierunku Sekwany, a zaraz za nią obserwował wieżę Eiffla, miejsce dla zakochanych par. Paryż nauczył go różnych rodzajów miłości, takich, jakich wcześniej nie miał okazji doznać. Najważniejszą zasadą było, aby poczuć się komfortowo w swoim ciele i kochać wyłącznie siebie. Był tancerzem baletowym, więc było to nieosiągalne, ale potrafił udawać. Świetnie radził sobie ze znajdywaniem czasu dla samego siebie.

Kelner postawił lampkę wina na stoliku i bez żadnego słowa odszedł. Jimin lubił to w paryskich pracownikach, że nie zagłębiali się w rozmowę z klientem, więc w spokoju wypijał swoje ulubione wino, a następnie wracał do swojego mieszkania. Codziennie powtarzali ten sam rytuał.

Ciurkiem smakował trunku i uspokajał się widokiem Sekwany. Paryż był zupełnie innym miastem niż Nowy Jork. Zgodnie z zapewnieniem Alexandra, Jimin miał możliwość zakończenia studiów w mieście, dostając wyróżnienie na uczelni. Na pensję również nie narzekał, a czasami dorabiał, jako trener młodszych grup, co sprawiało mu ogromną radość.

– To miejsce jest zajęte? – spytał mężczyzna.

Jimin odwrócił wzrok w jego kierunku, wylewając na swoją dłoń trochę wina. Czerwonego, słodkiego wina, które z każdym dotykiem jego warg, czuł posmak ust Yoongiego. Był to wysoki Francuz po trzydziestce, uśmiechał się szeroko do Jimina.

– Oczywiście – odpowiedział rozczarowany.

Mężczyzna zabrał krzesło i dosiadł się do grupki przyjaciół, ale nie potrafił oderwać wzroku od Jimina. Jego spojrzenie pogłębiało się, przenikając w niego, aż poczuł, jak dostaje rumieńców.

Nie minęło dwadzieścia minut, a mężczyzna podszedł do jego stolika, wyciągając ramie przed siebie.

– Grég – powiedział mężczyzna.

– Jimin.

– Mówisz po francusku – stwierdził, chociaż nie był tego tak pewny.

– Zdarza się – zaśmiał się Jimin. – Chcesz się dosiąść z przyjaciółmi?

Grég obrócił się i machnął dłonią na odchodne. Wskazał na wolne miejsce, więc Jimin pozwolił mu usiąść na przeciwko niego.

– Sam tutaj siedzisz? – spytał Grég, a pytanie wydało się nieco dziwne.

– Nie mam znajomych w Paryżu.

– A skąd jesteś?

Przypominał mu ułożonego chłopaka z bogatej rodziny. Znał już takich, więc trzymał się na dystans, świadomie.

– Nie musisz odpowiadać – wyrwał Grég, widząc zmieszanie Jimina. – Może razem się napijemy?

Jimin spojrzał na swój kieliszek, chwilę bawiąc się jego zawartością. Zbliżył szkło do ust i pochylił, wypijając całą zawartość. Uśmiechnął się szeroko.

– Właśnie skończyłem – odparł Jimin, wstając i odchodząc od stolika.

Idą uliczką, prowadzącą prosto do jego kamienicy, usłyszał znajomy głos, ale nie znalazł żadnego jego źródła. Rozejrzał się, ale na ulicy nie było żadnego Koreańczyka poza nim samym.

Słyszał głos Yoongiego jeszcze w mieszkaniu, ale tak, jakby w kółko powtarzał te same słowa, jednak niezrozumiałe dla Jimina. Trwało to do chwili, aż zgasił wszystkie światła w mieszkaniu. Położył się w sypialni i pozwolił sobie na chwilę słabości. Po policzku łaskotała go łza.

Teach me | yoonmin | +18 ✔️ [DRUK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz