chapter VII

1.8K 50 46
                                    

Rano obudziło mnie gorące powietrze, które było wręcz nie do zniesienia. Otworzyłam powieki i moim oczom ukazał się widok śpiącego Kyliana i Lany. Wstałam z łóżka Najciszej jak tylko potrafiłam i udałam się najpierw do łazienki by ubrać swoje ubrania, a następnie do kuchni by przygotować śniadanie dla wszystkich. Po drodze zajrzałam jeszcze do Isayah'a. Delikatnie uchyliłam drzwi i zobaczyłam przyciągającego się na łóżku chłopczyka.

-Dzień dobry, słonko,wyspałeś się? -zapytałam wchodząc do pokoju tym samym skupiając na sobie wzrok chłopczyka.

-Tak, Ciociu, ale jestem głodny - podniosłam chłopczyka, który mimo swojej drobnej postury był dosyć ciężki i zaproponowałam mu ze razem zrobimy pyszne śniadanie dla nas wszystkich na co maluch przystał z ochotą.

Gdy otworzyłam lodówkę przeżyłam lekki szok, ponieważ oprócz światła były w niej tylko jajka i kilka warzyw, co nie pozostawiało mi zbyt dużego pola do popisu. Postanowiłam zrobić omlety ze szczypiorkiem i pomidorem. W szafce wynalazłam jakieś bagietki, które pokroiłam, dodałam do nich oliwę i przyprawy i podsmażyłam na patelni. Cóż, gwiazdki Michelin to ja za to nie dostanę.

-Skarbie, mógłbyś zawołać wujka Kyliana i Lanę, a ja w tym czasie nałożę jedzenie- chłopczyk pokiwał głową i od razu pobiegł po schodach na górę, krzycząc tak, że zapewne słyszeli go nawet sąsiedzi. Ja w tym czasie ogarnęłam stół, który znajdował się na tarasie, bo pogoda była tak piękna, że grzechem byłoby dusić się w mieszkaniu.

-Dzień dobry- poczułam jak silne dłonie bruneta przytulają mnie od tyłu. - Jak się spało? - zapytał, całując mnie w policzek, po czym oparł swoją brodę o moją głowę podziwiając ze mną panoramę Paryża.

- Wspaniale- szepnęłam wydostając się z objęć bruneta. -Tu jest tak pięknie, więc postanowiłam, że tutaj zjemy dzisiaj śniadanie, siadajcie- wskazałam na wolne krzesełka, a sama udałam się do kuchni po jedzenie.

-Omleto a'la Alice, nadchodzi -oznajmiłam ze śmiechem i nałożyłam każdemu po jednym omlecie. -Smacznego- dodałam i każdy zabrał się za pałaszowanie swojej porcji.

Widziałam jak brunet mi się przyglądał, ale totalnie nie mogłam nic odczytać z jego twarzy. Po skończonym posiłku poprosiłam dzieciaki żeby zaniosły talerze do kuchni, a w zamian za to dostaną coś słodkiego, oczywiście był to tylko pretekst żeby zostać chociaż chwilę sam na sam z brunetem.

-Dlaczego mi się tak przyglądasz? -zapytałam, upijając łyk kawy.

-Bo jesteś piękna, Alice! Mówię serio- oznajmił nie odrywając ode mnie wzroku -Masz piękne usta, nos, włosy- poczułam jak dłoń bruneta odgarnia kosmyk moich włosów. - A Twoje oczy, Jezu mógłbym patrzeć w nie godzinami, są takie niebieskie, dosłownie jak ocean- uniosłam brew niedowierzając w to co usłyszałam od chłopaka. Chciałam coś powiedzieć jednak Kylian zamknął mi usta w namiętnym pocałunku. Przysięgam, że ten chłopak ma usta stworzone do całowania.

-A tak w ogóle to za chwilę wyjeżdżamy, więc musimy się zbierać- oznajmił, odrywając się ode mnie i patrząc na zegarek. -Ruchy, ruchy- poczułam mocne uderzenie w pośladek i przewróciłam oczami słysząc śmiech chłopaka.

-Mogę się chociaż dowiedzieć gdzie mnie zabierasz?- zapytałam obserwując jak brunet próbuje uporać się z fotelikami dla Lany i Isayah'a.

-Najpierw odwozimy dzieciaki, później jedziemy do Ciebie żebyś mogła się spakować, a reszty dowiesz się w swoim czasie - uniosłam brew, ponieważ tajemniczość chłopaka mnie zaskakiwała.

-Spakowała? Kylian ja mam swoje obowiązki, nie mogę sobie od tak gdzieś pojechać- oznajmiłam lekko zdenerwowana.

-Jezu, Alice możesz się rozchmurzyć ?- zapytał, skupiając swoją uwagę na mnie -Jest sobota, obydwoje mamy wolne, a w dodatku jest zajebista pogoda, naprawdę chcesz ten dzień spędzić w domu?- pokręciłam przecząco głową -No więc pakuj się do samochodu i jedziemy.

Die For You K.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz