Kolejny dzień przyniósł ze sobą potwornego kaca i ból głowy, na który nie pomagały nawet znalezione w apteczce babci tabletki. Wczorajszego wieczora wlałam w siebie trzy piwa, które przycisnęłam wypitym z Lorraine na spółkę drinkiem i widocznie starczyło mi to, bym biegała w nocy po domu w poszukiwaniu wody. Nawet Hector zdawał się nie być zainteresowany porannym dręczeniem mnie - leżał na dywaniku pod łóżkiem, wlepiając we mnie swoje wielkie brązowe oczyska.
Czułam, jak skroń pulsuje mi w rytm Toxic Britney Spears, które Lorraine pod koniec imprezy zapętlała już w kółko, adresując każde słowo w stronę swojego chłopaka Caluma, od dobrej godziny próbującego zapakować ją do auta. Ona jednak za każdym razem wyrywała mu się gdy był już w trakcie przypinania jej pasami i biegła w kierunku plaży, kołysząc biodrami w rytm muzyki.
Wracając do domu, robiłam wszystko, by temat nie zszedł na niedokończoną rozmowę, która wisiała nade mną i Pablo niczym ciemna, deszczowa chmura. W efekcie całą trasę spędziliśmy na wyśpiewywaniu największych przebojów Seleny Gomez i Miley Cyrus, wspominając nasze ulubione disneyowskie seriale, w których wcielały się w główne bohaterki.
Tego ranka, tuż po tym jak doprowadziłam się do porządku, zjadłam syte śniadanie i siłą rozczesałam potraktowane wczorajszego dnia lakierem włosy, postanowiłam pieszo wybrać się na cmentarz, zrywając z babcinego ogrodu parę kolorowych kwiatów. Od pogrzebu minęło już kilka dni i byłam pewna, że typowy dla Andaluzji, lejący się z nieba żar, już dawno wysuszył wiązanki złożone na grobie. Potrzebowałam również chwili ciszy i spokoju, sam na sam z własnymi myślami.
Pomimo tego, jak bardzo starałam się to ukryć za swoim uśmiechem, minione dni były dla mnie bardzo ciężkie i czułam, że był to odpowiedni czas, by zrzucić balast gromadzących się od tego czasu we mnie emocji.
Dzisiejszy dzień był dużo chłodniejszy niż pozostałe. Idąc wzdłuż jedynej drogi w Celeste, z przyjemnością pozwalałam obmywać moje ciało przyjemnym podmuchom wiatru, wywołującym gęsią skórkę na moich ramionach. Zdaje się, że również mieszkańcy wsi odczuwali pozytywną zmianę pogody - gestem dłoni pozdrowiłam jadącego traktorem Luisa, dobrego kolegę dziadka, który widząc mnie, zdjął z głowy swoją czapkę. Życzyłam miłego dnia pani Sofii, która właśnie trzepała przed domem dywaniki nowej Cupry swojego drugiego męża, ucięłam sobie krótką pogawędkę z panią Franciscą, która pędziła rowerem do sklepu Josefy i wszystko to odbywało się tak naturalnie, jakbym od zawsze była nieodłączną częścią tutejszej społeczności.
Zatrzasnęłam za sobą ciężką, metalową furtkę prowadzącą na cmentarz. Byłam jedyną osobą, która tego ranka postanowiła odwiedzić groby bliskich. Trzymając w dłoni pęczek zerwanych z babcinego ogrodu kwiatów, ruszyłam kamienną ścieżką w stronę wielkiego dębu, niepodal którego znajdował się grobowiec mojej rodziny. Jako dziecko bywałam tu rzadko - nawet jeśli babcia wybierała się, by uporządkować miejsce pochówku swoich rodziców, nie zabierała mnie ze sobą. Nie znałam swoich pradziadków, nie czułam się do nich przywiązana, choć zdaję sobie sprawę, jak egoistycznie może to brzmieć.
Odkąd zmarł dziadek, a było to po tym, jak zachorowała babcia, przychodziłam tu już częściej, by wyręczać ją w pracy - grabiłam liście wokół grobu, przecierałam płytę, zapalałam znicze. Czułam na sobie ten obowiązek, bo byłam ostatnią osobą z rodziny, która mogłaby to zrobić. Moja mama była jedynaczką i jestem prawie pewna, że nie potrafiłaby nawet wskazać miejsca, w którym teraz pochowano jej rodziców. Bardzo chciałam przysiąc, że nie będę taką córką, ale w pewnym momencie swojego życia dotarłam do miejsca, w którym Alissa Sanchez obchodziła mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Nie zasługiwała nawet na to, bym mogła nazywać ją mamą - była po prostu kobietą, która dała mi życie. Osoba, która mnie wychowała i która sprawiła, że moje dzieciństwo niczym nie różniło się od tego, jakie wiodły inne dzieci, spoczywała na tej ziemi, która ją wydała i która przyjęła ją z powrotem.
CZYTASZ
Lato w Celeste | gavi
FanfictionCeleste było terenem zapomnianym przez Boga - niewielką wsią, jakich wiele w południowej Hiszpanii. Położone u wschodniego wybrzeża Andaluzji, zatrzymało się w czasach, gdy Bonnie Tyler śpiewała o tym, co by się stało, gdyby była mężczyzną. Po śmier...