Dom państwa Gavira utrzymany był w podobnym klimacie co mieszkanie mojej babci, z tą jednak różnicą, że tu nadal tętniło życie. Już od progu gościa witał zapach pieczonego kurczaka, z kuchni rozbrzmiewał szum skocznych piosenek, a z niewielkiego salonu dobiegał dźwięk jednego z ulubionych seriali wojennych pana Antonio, dziadka Pablo. Jak na siedemdziesięciolatkę Maria Gavira trzymała się całkiem nieźle, choć na pewno nie była już tą rezolutną staruszką, którą zapamiętałam z dzieciństwa. Gdy przekroczyłam próg kuchni, kołysała się właśnie do jednej ze starych hiszpańskich piosenek, wyśpiewując pod nosem jej refren.
– Em... babciu? - chrząknął zakłopotany Pablo, pojawiając się tuż za mną. – Fabiola przyszła.
Kobieta pospiesznie odwróciła się w stronę, z której dobiegł głos wnuka i powitała nas szerokim uśmiechem. Rzuciła w kąt ściereczkę, którą wycierała właśnie mokre dłonie i objęła mnie, przytulając do swojego ciała. Nadal pachniała tymi różanymi perfumami, których używała całe życie i mogę przysiąc, że zapach ten wciąż kojarzył mi się z latem w Celeste.
– Dziecko drogie, już obawiałam się, że nie przyjdziesz! Miło cię znów widzieć, Fabiola.
– Panią również - uśmiechnęłam się ciepło, odwzajemniając uścisk Marii. – Bardzo dziękuję za zaproszenie, nie trzeba było.
– Nie trzeba, nie trzeba! - odparła z przekąsem – Jasne, że trzeba! Pablo sam to zaproponował!
Zaśmiałam się, widząc jak twarz chłopaka oblewa się purpurowym rumieńcem. Odwrócił się tyłem, udając, że szuka czegoś w szafce i odchrząknął znacząco, dając znać babci, że widocznie nie była to informacja, którą powinna się dzielić ze światem.
– Mówię ci, anioł, nie chłopiec! Nawet nie wiesz, jak przejął się, gdy...
– Babciu, dość!
– Co, już własnego wnuka nie mogę pochwalić? - pani Maria zacmokała ustami, wyjmując z kredensu ręcznie struganą ozdobną deseczkę, po czym wręczyła ją brunetowi. – Połóż, kochanie, na stole. Siadajcie już, wyjmuję właśnie kurczaka!
Gdy posłusznie zajęłam jedno z miejsc w salonie państwa Gavira i przywitałam się z dziadkiem Pablo, chłopak rzucił mi znaczące spojrzenie, szepcząc:
– Przepraszam cię za nią. Odkąd wróciłem do Celeste, babcia jest tak podniecona, jakby w jej progu stanął co najmniej sam król Filip.
– Dziwisz się? Dawno cię tutaj nie było.
– Ciebie również.
– Skąd wiesz?
Puścił moje pytanie koło ucha, odbierając od Marii półmisek z parującym, pachnącym kurczakiem. Na stole stała już sałatka w jednym z eleganckich półmisków, które niegdyś państwu Gavira przywiozła kuzynka z Egiptu, pan Antonio kładł na blacie talerz pełen nadziewanych bakłażanów, a ni stąd, ni zowąd przed moimi oczyma wyrosła góra kruchych ciastek, które na szklanym kloszu postawił przede mną Pablo.
– Częstujcie się! - zachęciła kobieta, ściągając z siebie czerwony fartuszek, którym była przewiązana w talii. – Smacznego, kochani.
Powiedzieć, że jedzenie, które przygotowała pani Maria było pyszne, było olbrzymim niedopowiedzeniem. Czy kiedykolwiek biorąc do buzi pierwszy kęs jakiegoś posiłku, czuliście jak uginają się pod wami nogi? Jeśli tak, to z pewnością wiecie, o czym mówię. Kurczak był delikatny i idealnie przyprawiony, a faszerowany bakłażan wprost rozpływał się w ustach i nie skłamię, jeśli powiem, że lepszego w życiu nie jadłam. Nie, żebym była zdziwiona tym faktem, bo doskonale pamiętałam, że babcia Pablo na spółkę z moją rok w rok brały na siebie połowę gastronomicznej organizacji Święta Zbiorów, a ich dania zawsze wywoływały niemałe poruszenie wśród mieszkańców.
CZYTASZ
Lato w Celeste | gavi
Fiksi PenggemarCeleste było terenem zapomnianym przez Boga - niewielką wsią, jakich wiele w południowej Hiszpanii. Położone u wschodniego wybrzeża Andaluzji, zatrzymało się w czasach, gdy Bonnie Tyler śpiewała o tym, co by się stało, gdyby była mężczyzną. Po śmier...