5. Rodzinne więzy

958 65 19
                                    

Ktoś kiedyś powiedział, że Celeste było jak Narnia. Było tu, lecz nikt o nim nie wiedział, nikt o nim nie pamiętał, było zakotwiczone gdzieś głęboko w pamięci tylko tych, którzy dekadę czy dwie temu biegali po jego łąkach i polach rozciągających się poza horyzont. Poniekąd się z tym zgadzałam, bo gdy tylko nadchodził wieczór, milkły wszelkie odgłosy maszyn rolniczych, ćwierkanie ptaków czy hałas zwierząt gospodarskich, a cała wieś spowita była gęstym jak mgła mrokiem.

Robiło się już ciemno, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Odziany w klubową bluzę z logo Fc Barcelony i krótkie spodenki Gavira uśmiechał się do mnie, a burzę jego kasztanowej grzywki przykrywał naciągnięty na głowę kaptur.

– Czy ty aby nie kazałeś mi się ciepło ubrać? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

– Tak. W czym problem? - w odpowiedzi skinęłam na jego gołe nogi. – Och, mi tam jest ciepło. Jestem gorącym chłopakiem.

Miałam szczerą nadzieję, że tląca się słabym blaskiem w ganku żarówka nie podkreśliła rumieńcy, które wpełzły mi na twarz, gdy wypowiedział te słowa. Nie wiem, czy myśleliśmy wtedy o takich samych definicjach bycia gorącym, ale, chcąc czy nie, musiałam przyznać mu rację.

Pakując się w pośpiechu w jedną małą walizkę, nie przypuszczałam, że w całym tym biegu zapomnę włożyć do niej choćby jeden dres. Gdy tylko przejrzałam stan faktyczny mojej garderoby, modliłam się, by moje stare ubrania, które pozostały w Celeste, nadal na mnie pasowały i nie były żżarte przez mole. Odkopałam czarne leginsy, które nosiłam dawno temu, gdy postanowiłam popracować nad swoją kondycją, biegając polnymi ścieżkami co wieczór. Tamta Fabiola już dawno umarła, zastąpiła ją dziewczyna, która za jedyny słuszny sport uważała wyczynowe bieganie do lodówki i z powrotem. Nadal jednak byłam prawdopodobnie jedną z ulubienic Boga, mieszcząc się w jeansy w rozmiarze 36, choć wcale nie uważałam tego za sprawiedliwe. Związałam włosy w wysokiego kucyka i przeciągnęłam przez głowę bluzę, próbując tym samym go nie zniszczyć. Nie wiedziałam, o jakim ciepłym ubraniu mówił, więc postanowiłam narzucić na siebie jeszcze sportową kamizelkę z nadzieją, że nie zmarznę przy szalejącym na plaży wietrze. Wybrzeże Andaluzji miało to do siebie, że choć zwykle za dnia panowały tu niesamowite upały, to wieczory bywały całkiem chłodne, zwłaszcza bezpośrednio nad morzem.

Zamknęłam drzwi i wrzuciłam kluczyki w kieszeń, dotrzymując kroku Gavirze. Choć Celeste od plaży dzielił niecały kilometr, zapach morskiej bryzy, obmywającej nasze twarze poczuliśmy już w połowie drogi. Szliśmy tak, wspominając czasy, gdy tę samą trasę pokonywaliśmy z plastikowymi wiaderkami i naręczami łopatek, gotowi do rywalizacji na najbardziej okazały zamek z piasku. On nadal był tym rozgadanym dzieciakiem z niewyparzonym językiem, a ja tą dziewczyną, która śmiała się z jego żartów.

Droga nad wodę prowadziła między łąkami i świeżo skoszonymi ścierniskami. Plan, by ją utwardzić, pojawiał się kilkukrotnie, ale zawsze brakowało człowieka, który by się tego podjął. Było to równoznaczne z tym, że gdy Celeste nawiedzała fala ulew, co zdarzało się średnio raz w roku między lipcem a sierpniem, przypadkowy przechodzeń musiał uważać, by nie stracić równowagi na pochyłej, błotnistej dróżce, a przy okazji pełnego zestawu swoich zębów. Również wtedy byliśmy zmuszeni znaleźć sobie inną zabawę i zwykle kończyło się na tym, że brudni niczym dzieci wojny biegaliśmy po wsi, wspinając się na drzewa i tworząc bazy w przypadkowych krzewach. Wracając do Celeste z utęsknieniem spojrzałam na stary, rozpadający się już prowizoryczny domek na wielkim dębie rosnącym przy jednej z bocznych ścieżek przy samym wjeździe do miejscowości, którego budowa pewnego roku zajęła nam całe lato. Był żywym dowodem na istnienie dwóch smarkaczy, którzy pojawiali się tu tylko w tym czasie i siali zamęt, spuszczając sąsiadom powietrze z kół w taczkach. Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie bardzo żałuję.

Lato w Celeste | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz