19. Ewakuacja!

837 80 16
                                    

– Co w takim razie zamierzasz zrobić z domem? - zapytał Pablo, obracając swoją kiełbaskę na kiju tuż nad płomieniami rozpalonego przez nas ogniska. – Możesz to w ogóle cofnąć, skoro już znalazł się kupiec?

– Nie mam pojęcia - odparłam szczerze, wpatrując się w żarzące się drewno. – Może jakoś da się to okręcić i sprzedać samą ziemię bez domu. Chciałabym... sama nie wiem, może go wyremontować?

– Chcesz tu zamieszkać?

– Nie wydaje mi się - zachichotałam. – Co miałabym tu robić?

– Mówiłem ci już, że możemy hodować kozy - puścił mi oczko. – Nie, czekaj, to miały być owce.

Termin podpisania umowy w biurze notarialnym zbliżał się wielkimi krokami, a Pablo uparł się, żeby jechać tam razem ze mną i w razie potrzeby zrobić aferę na pół miasta. Wydaje mi się, że on najbardziej nie mógł pogodzić się z tym, że miałam zamiar sprzedać dom babci razem ze wszystkimi wspomnieniami, jakie kryły w sobie jego ściany.

– Myślę, że może rzeczywiście warto było go wyremontować - powiedział po dłuższej chwili ciszy. – Ten dom ma już swoje lata, ale nadal wygląda niesamowicie. Ma w sobie pewną...

– Duszę.

– Właśnie - przytaknął. – Gdybyśmy zabrali się za to teraz, do końca lata byłby gotowy.

– Gdybyśmy? - uniosłam brew.

– Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię z tym samą? Może nie mam zbytniego doświadczenia w szpachlowaniu czy zdzieraniu tapet, ale chyba mogę się w czymś przydać. Szybko się uczę - kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.

Wydukałam ciche och i przewróciłam swoją kiełbaskę na drugą stronę. Jeśli rzeczywiście mieliśmy zamiar ruszyć z renowacją domu, to musieliśmy się pospieszyć, bo czasu było coraz mniej. Nie miałam zielonego pojęcia, jak powinniśmy się za to zabrać, ale budynek faktycznie miał potencjał i zwyczajnie szkoda byłoby, gdyby popadł w ruinę. Problem w tym, że taki remont był studnią bez dna, a ja nie miałam wystarczająco dużo oszczędności, by temu podołać. Pomysł być może i był głupi, ale jeszcze głupszym z całą pewnością byłoby zostawienie tego odłogiem.

To wszystko było... szalone. Ja, Pablo, Celeste i cała jego otoczka. Wyjeżdżając z Madrytu w środku czerwca nie przypuszczałam, że równy miesiąc później będę piec kiełbaski nad ogniskiem kilkanaście kilometrów do Walencji w towarzystwie piłkarza FC Barcelony, a tym bardziej nie, że w pewnym momencie zwróci się on do mnie per kochanie. Słysząc to, zastygłam w miejscu, ale moje serce aż chciało wyrwać się z klatki piersiowej.

Niebo nad naszymi głowami przybrało ciemnogranatowy kolor, zachodząc deszczowymi chmurami. Chłodne podmuchy tańczyły wokół koron drzew, świszcząc między ich gałęziami. Gdzieś ponad nami przeleciał ogromny ptak, z daleka słychać było szum wzburzonego morza, a my staliśmy na wprost siebie ogrzewani przez wznoszący się na wysokość naszych głów ogień. Lato zdawało się mijać coraz szybciej i szybciej, ustępując miejsca jesieni, która w Andaluzji była równie piękna co wakacje, ale jednocześnie wiązała się z nieuniknionym końcem pewnej pięknej historii.

– Pamiętasz nasze ostatnie ognisko? - zapytał, wpatrując się w tańczące na wietrze płomienie.

Parsknęłam śmiechem, rzucając mu rozbawione spojrzenie. Jeśli nie była to jedna z najgorszych nocy w całym moim życiu, to nie wiem, co mogłoby z nią konkurować.

– To, podczas którego twój dziadek piekł nam kiełbaski na starych skrzynkach?

– Nadal czuję w ustach ten posmak plastiku - odparł z fałszywym rozmarzeniem. Na samą myśl o tym skręcało mi żołądek. – Boże, rzygałem całą pieprzoną noc, ale przynajmniej po śmierci wolniej się rozłożę. Myślisz, że będę świecił w ciemności? To byłoby zajebiste!

Lato w Celeste | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz