7. Ogień w szopie

849 59 27
                                    

– Boże, internet tutaj to jakaś porażka - jęknął Gavira, wspinając się na eternitowy dach szopy z telefonem w dłoni. – Przecież tu psy zaraz zaczną dupami szczekać! Co za wiocha!

– Zdajesz sobie sprawę, ile lat mają te płyty? Poza tym, czy nie miałeś uważać na swoje kolano? - zapytałam, zakładając ręce na piersi. Zmrużyłam oczy przez rażące mnie słońce, obserwując każdy jego ruch, gotowa by w każdej chwili ruszyć z pomocą. – Jeśli spadniesz...

– Nie spadnę.

– Ale jeśli spadniesz...

– Rany boskie, Fabiola, nie spadnę - spojrzał na mnie z góry z pożałowaniem, podnosząc się do pionu. Wyciągnąwszy rękę w górę, uśmiechnął się szeroko, a to mogło oznaczać tylko jedno. – Jest!

Niczym piórko zeskoczył z dachu budynku i ruszył w moim kierunku, spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu. Gdy stanął tuż obok mnie, podał mi go, prężąc się dumnie, jakby właśnie zdobył mistrzostwo świata w byciu narcyzem.

– Co ty byś beze mnie zrobiła - cmoknął wprost do mojego ucha, zarzucając grzywką niczym Johnny Bravo. Oczyma wyobraźni widziałam już jak pręży bicepsa, mówiąc głosem kreskówkowej postaci: To piękny dzień, ale nie tak piękny jak ja!

– Zapewne to samo, co z tobą - wywróciłam oczyma, zwiększając jasność ekranu. – Mercedes 560 SL, rocznik... co?

– Osiemdziesiąty dziewiąty, prawdziwe cacuszko - westchnął z rozmarzeniem. – Wersja amerykańska, mocniejszy silnik, zapewne automat, klima, więcej elementów chromowanych, inny kształt reflektorów niż nasze - wyliczał. – Klasyczna myśl motoryzacji o sportowym zacięciu, dla mnie bomba.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. W porządku, to że interesował się samochodami można było wywnioskować już po aucie, jakim tu przyjechał. Nie sądziłam jednak, że miał do tego taką smykałkę, by opisać mi przypadkowy pojazd stojący w przypadkowym garażu w przypadkowej wsi, jaką było Celeste.

– Trochę w tym siedzę - przyznał, jakby czytając mi w myślach. – Przebieg ma pewnie jak dziwka spod latarni, ale... hej! To bolało! - złapał się za ramię, w które uderzyłam go łokciem.

– Bo miało boleć. Co jeszcze o nim wiesz?

– Kiedyś był to jeden z najpopularniejszych modeli aut z wyższej półki, wychodziło wiele kabrioletów. Oglądałaś może Casino z dziewięćdziesiątego piątego? - pokręciłam przecząco głową. – Cóż, Sharon Stone nieźle go tam poobijała - zaśmiał się wesoło. – Podsumowując, w twoim garażu stoi mokry sen połowy amerykańskich nastolatków z lat dziewięćdziesiątych. Jeśli tylko chcesz, mogę podjechać autem, podłączyć się do akumulatora i zobaczymy, czy w ogóle odpala.

Jak powiedział, tak zrobił. Jakieś pół godziny później siedziałam w bajecznie drogim porsche, powoli naciskając pedał gazu, gdy on próbował wyjechać holowanym przeze mnie na lince dziadkowym mercedesem na podwórze. Nie skłamię, jeśli powiem, że jeszcze nigdy w życiu nie siedziałam w tak pięknym aucie, gdzie wszystko było luksusowe - nawet wrzucona między siedzenia paczka chusteczek higienicznych i wiszący przy lusterku zapach wydawały się okrutnie drogie i daleko poza moim zasięgiem.

Później otworzył maskę, dwa razy zakaszlał, gdy w jego nozdrza dostała się chmura kurzu, podparł się na jednej dłoni niczym Dominic Toretto w Szybkich i wściekłych i ocenił wnętrze auta krytycznym wzrokiem.

– Na litość boską, musiałaś nimi tak trzasnąć? - jęknął, gdy zamknęłam za sobą drzwi jego samochodu. – Nie jest tak źle, jak myślałem. Z głupoty może jeszcze odpalić.

Lato w Celeste | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz