17. Wieś tańczy i śpiewa

1.1K 75 63
                                    

– Dajmy sobie jeszcze jedną szansę - wyszeptał, nawijając pasmo moich włosów na palec.

W chwili, gdy kosmyk opadł na moje ramię, wziął kolejny i zrobił z nim dokładnie to samo. Było to niesamowicie uspokajające i gdyby nie wybuchało we mnie jednocześnie tysiąc uczuć naraz, pewnie sprawiłoby, że pogrążyłabym się w głębokim śnie. Jego druga dłoń była spleciona z moją i co jakiś czas przesuwała się po moim ramieniu, wywołując na nim gęsią skórkę.

Leżeliśmy na szerokiej ławce w ganku mojego domu, przykryci cienkim kocem, obserwując wschód słońca przy dźwiękach płynącej z małego głośnika muzyki. Poza eksplozją kolorów na niebie, jedynym źródłem światła była niewielka lampa, wisząca przy samym wejściu na schody, wokół której nieprzerwanie tańczyły dwie ogromne ćmy. Obserwowałam je z zaciekawieniem, przypatrując się, z jaką lekkością unoszą się na chłodnych powiewach hulającego wokół nas wiatru.

– Nigdy nie widziałem wschodu słońca - powiedział Gavi, opierając swoją brodę na mojej głowie. – To znaczy, wiesz, czasem zdarzało mi się wracać z Gonzalezem nad ranem z jakiejś imprezy, ale nigdy nie robiłem tego celowo. No i nigdy nie było tak romantycznie jak teraz.

Owinął mnie ciaśniej ramionami, całując w skoń. Gdyby ktoś kiedykolwiek powiedział mi o tym, że o piątej nad ranem będę leżeć w objęciach mojego kompana dziecięcych eskapad, w dodatku w miejscu, które znaczyło tak wiele dla nas obojga, chyba zaśmiałabym się mu prosto w twarz. A jednak to działo się naprawdę i jego głowa na moim barku była dowodem tego, jak bliski stał mi się w zaledwie miesiąc chłopiec ze starych dziecięcych zdjęć. Przykrywając się kocem po samą szyję, odetchnęłam głęboko, rozkoszując się świeżym, chłodnym powietrzem.

– W tym roku miałem tu nie wracać - powiedział, zamykając oczy. – Miałem przyjechać dopiero zimą, na święta. Cieszę się, że tego nie zrobiłem, bo byłoby już za późno. Cholera, czasem opłaca się sprawiać problemy rodzicom - uśmiechnął się z rozmarzeniem.

– Mówisz, jakbyś był z tego dumny.

– Bo jestem. Bez tego nie byłbym tu z tobą.

Słońce wstawało powoli, dekorując niebo tysiącami barw, a wraz z nim do życia budziło się całe Celeste. Dookoła nas wesoło ćwierkały już zbudzone pierwszymi promieniami światła ptaki, przez ganek przeleciała zapracowana pszczoła, drogą przejechał ciągnik, a gdzieś w oddali słychać już było szczekanie psów. Wiatr był chłodny, ale w powietrzu było już czuć nadchodzący upał, co zwiastowało kolejny gorący dzień w pięknej Andaluzji. Zamknęłam oczy, przysłuchując się otaczającym mnie dźwiękom i poczułam, jak bardzo mnie to uspokaja. Celeste było rajem dla duszy i ciała, a ja miałam to ogromne szczęście, że mogłam siedzieć teraz na ganku i cieszyć się tym wszystkim wraz z chłopakiem, którego kochałam.

– Co będzie z nami gdy...

Gdy lato się skończy - te słowa wciąż nie chciały mi przejść przez gardło. Bałam się nawet o nich myśleć, a co dopiero je wypowiadać. Nie chciałam wiedzieć, co stanie się, gdy ja wrócę do Madrytu a Gavi do Barcelony, ale spędzało mi to sen z powiek.

– Pewnie chciałabyś usłyszeć ode mnie jakąś motywacyjną przemowę - zaśmiał się. – Przepraszam, Fabiola, ale naprawdę nie wiem. To, co dzieje się tutaj, jest tak dla mnie odrealnione i niespotykane, że czuję się, jakbym był w innym wymiarze. To... niesamowite - powiedział, wpatrując się w powstały na podwórku wir piasku. – Nie chcę o tym myśleć, ale wiem że ten dzień w końcu nadejdzie. Sądzę, że damy radę.

– Jesteś pewien?

– Bardziej niż wszystkiego innego na tym świecie. Jeśli powiesz inaczej, jestem gotów kupić sobie prywatny samolot, a wtedy będę lądował na dachu twojego bloku, sąsiedzi się zdenerwują i nie będziesz miała innego wyjścia jak tylko wrócić ze mną do Barcelony - wzruszył ramionami jakby to, o czym mówił, nie stanowiło dla niego nawet najmniejszego problemu. – Kto, jak nie my? Jeśli myślisz, że moje uczucie zgaśnie wraz z wyjazdem w Celeste, to jesteś w olbrzymim błędzie.

Lato w Celeste | gaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz